Wolni, ślamazarni, ale wybitni. Oto pięciu wspaniałych magików, którym prędkość nie była potrzebna do sukcesów
Johan Cruyff mówił, że gra się głową, a nogi mogą jedynie pomóc. Kilku wybitnych zawodników mocno wzięło do serca filozofię legendarnego gracza i trenera Barcelony. Grali na najwyższym poziomie, ale gdy reszta wychodziła błyskawicznie z bloków startowych, oni dostojnie przygotowywali się do 90 minut maratonu.
Przyspieszenie to cenna piłkarska waluta. Mało kto dziś wyobraża sobie skrzydłowego, który nie potrafi “odjechać” na kilku metrach obrońcom. Albo wahadłowego odstającego tempem od reszty drużyny. Odpowiednie przygotowanie szybkościowe to elementarz w futbolu, ale jeśli “para” w nogach to jedyna dobra cecha piłkarza, to i tak nie zawędruje na szczyt. Pamiętacie Miłosza Przybeckiego z Ekstraklasy? Co innego ci, którzy nie osiągają znaczących prędkości na boisku, a mimo wszystko posiadają umiejętności zapierające dech w piersiach.
Choćby taki Teddy Sheringham. Stosunkowo dynamiczny w młodości, fakt. Po latach Anglik wiele jednak stracił pod względem motorycznym, lecz wyrósł na napastnika, do którego w ciemno zagrywano piłkę na głowę. Zazwyczaj potrafił zrobić z nią coś pożytecznego. Z kolei szczytowe lata Johna Terry’ego w Chelsea przyniosły zastrzeżenia dotyczące jego “ołowianych” nóg, co z kolei łagodził znakomitą “interpretacją meczową”, ratującą drużynę z licznych opresji. Umówmy się, szybkość ceniono tak wysoko, że gracze na dowolnej pozycji musieli rekompensować jej brak czymś wyjątkowym. I oto właśnie te przykłady:
5. Cesc Fabregas
Swego czasu w czubie najwolniejszych w Premier League. Osiągał maksymalną prędkość 28,73 km/h. A najchętniej to w ogóle by nie wykonywał sprintów. Szkoda na to energii. Wiele potyczek w środku pola dla Fabregasa było sytuacjami w kategorii pojedynków żółwia i zająca. Nawet podania, krótki lub długie, wykonywał jakby w zwolnionym tempie, na pewno nie błyskawicznie, jak często wymaga tego angielska ekstraklasa. Jednak te “miękkie” wrzutki powodowały westchnienia u kibiców Chelsea i Arsenalu, a doprowadzały do szewskiej pasji przeciwników.
Kiedy decydował się na utrzymanie futbolówki, nie panikował, nie próbował odsuwać zagrożenia od siebie. Ostrożnie “dziubał” piłkę, zanim zdecydował, co z nią dalej zrobić. Wcześniejsi playmakerzy, jak na przykład Zinedine Zidane, mieli zdecydowanie więcej czasu na rozegranie akcję. Hiszpan za to pokazał, że przy ułamku sekundy na decyzję potrafił tak zagiąć czasoprzestrzeń, że wydawało się, że piłka klei się u jego stóp całą wieczność. Podawał często w ostatniej chwili, tak jakby nie potrzebował nawet chwili na zamach i inne reakcje mięśniowe. Piłkarz wprost zatrzymany w czasie.
4. Juan Roman Riquelme
W Argentynie nazywano go “pecho frio”, czyli “zimna pierś”. To termin używany przez rdzennych mieszkańców w odniesieniu do konia, który nie chciał ciągnąć ciężkiego wozu. Pseudonim idealnie pasujący do zawodnika, który poruszał się po boisku jak mucha w smole i niechętnie harującego dla drużyny. Ale mógł mieć jeszcze jedną ksywkę. “Lucky Luke”. To dlatego, że jego stopy przy uderzeniu piłki pracowały szybko jak ręce rewolwerowca, a umysł był bystry jak u Alberta Einsteina. To wszystko przy minimalnym wkładzie własnym…
Trzynaście lat w Boca Juniors zbudowało wokół niego legendę. W Europie podniósł mały klub Villarreal niemal do finału Ligi Mistrzów, mimo że bez futbolówki na murawie wyglądał niemal komicznie. Jak przypadkowy kibic, który założył żółtą koszulkę i próbował sił w walce ze swoimi idolami. Gdy jednak ją dostał, dryblował aż rywale tracili oddech. Potrafił znaleźć najmniejszą lukę, aby założyć siatkę, a później albo wypuszczał w uliczkę kolegę, albo sam decydował się na strzał. Najchętniej w samo okienko. Czasami lepiej było mu odpuścić.
3. Xabi Alonso
Hiszpan ma za sobą długą karierę. Grał dla czołowych drużyn w Europie, gdzie pokazał wszechstronność i umiejętność adaptacji. Jako jeden z nielicznych potrafił zdobyć Ligę Mistrzów w dwóch różnych klubach: Liverpoolu i Realu Madryt. Ceniono go także na niemieckich boiskach, gdzie reprezentował Bayern. Nikt nawet nie śmiał mu zarzucić braku przyspieszenia. On odrzucał kwestię ścigania się z szybszymi graczami. Wolał królować w środku pola, przechwytywać podania, kontrolować tempo gry, rozrzucać piłki po całym prostokącie, co zaowocowało faktem, że w pewnym momencie stał się jednym z najbardziej pożądanych piłkarzy na świecie.
- Był powolny, to prawda, ale ja też nie należałem do najszybszych. To nie jest negatywna cecha. Ważne, żeby piłka krążyła szybko, a Xabi wspaniale się do tego nadawał - chwalił Hiszpana Carlo Ancelotti, który prowadził go zarówno w Realu, jak i Bayernie.
Przez całą karierę Alonso przechodził przez kilka piłkarskich ewolucji i rewolucji, choć on, jak twierdził, nigdy się nie zmienił. Potrafił się dostosować do każdej okoliczności. Grał tiki-taką z reprezentacją Hiszpanii, “cierpiał” bez piłki w Madrycie za Mourinho oraz stał się integralną postacią Bayernu Guardioli, która potrafiła natychmiast przegrupowywać się w zależności od sytuacji. Wiedział, że futbol fetyszyzuje szybszych, ale za to faworyzuje powolnych.
2. Dymitar Berbatow
Być “słoniowatym” pomocnikiem i utrzymać się na powierzchni wielkiej piłki - to duża sztuka. Ale guzdrać się w polu karnym i jednocześnie masowo zdobywać gole mogą tylko wyróżniające się jednostki. Berbatow to jednak tajemnicza osobowość. Nigdy nie zmierzono mu wielkich prędkości. Nie to, że wolno biegał. Po prostu uważał, że sprinty są przereklamowane. Że to nie pasuje do jego stylu. Arogancki, pewny siebie, taktycznie biegły i niewątpliwie utalentowany Bułgar prowadził własną grę, swoim tempem.
I to mu się opłacało. Wygrywał mnóstwo pojedynków powietrznych, wyprowadzał niesamowite uderzenia, bomby lub techniczne “ciasteczka”, sprawiał, że obrońcy idiocieli. A wszystko robił leniwie, wręcz od niechcenia. Dla niego niedzielny popołudniowy mecz w Premier League powinien być tylko spokojnym poobiednim spacerkiem. A że wszystko mu wychodziło? Cóż, talent. - W Bułgarii jest takie powiedzenie, że wysoka jakość nie wymaga dużego wysiłku - twierdził.
I najwidoczniej wziął to credo do serca. Podsumowaniem kariery niech będzie ten gol przeciwko Nicei.
1. Andrea Pirlo
Dyrygent oglądający scenę swojej filharmonii. Tak w skrócie można opisać piłkarski życiorys Pirlo. Kibice wciąż widzą obraz Włocha stojącego tuż za linią obrony, wydającego rozkazy i rozpoczynającego szturm pierwszym podaniem. To zawodnik, który stworzył na boisku nową pozycję. “Registę”, czyli reżysera, niebanalnego defensywnego pomocnika, mniej troszczącego się o ryglowanie obrony, a bardziej o zarządzanie akcją zaczepną. Każdy atak musiał mieć bowiem jego uniwersalny stempel jakości.
Andrea powodował, że otaczający go przeciwnicy, szybsi, zwrotniejsi i bardziej mobilni, wyglądali jak dzieciaki z przedszkola, bezsensownie biegające za piłką. Bardzo rzadko dało się pojąć, gdzie obecny trener Juventusu zrobi krok, jakie pośle podanie, gdzie rozrzuci piłkę, poszerzy czy skróci pole gry. Jednocześnie robił to w tempie niespiesznym, wysublimowanym, artystycznym. Spowalniał szalony ruch wokół niego do poziomu telewizyjnych powtórek, klatka po klatce, dzięki czemu mógł przemyśleć, przymierzyć i nacisnąć spust. Tytuł jego autobiografii brzmi “Myślę, dlatego gram”. Tłumaczenie byłoby zbędne.