Wielcy nadal bez pracy. Pazerni gracze i agenci tracą, kluby uczą się na błędach. Zderzenie z rzeczywistością
Rynek wolnych agentów przeżywa kryzys, czego przykładami są m.in. Luis Suarez, Marcelo, Isco czy Dries Mertens, którzy ciągle nie mogą znaleźć nowego klubu. Dlaczego tak wielu znanych piłkarzy pozostaje bez pracodawcy i czemu kryzys nie jest spowodowany wyłącznie aspektami finansowymi?
W ostatnich dwóch piłkarskich latach, obu naznaczonych przynoszącą straty pandemią, doszło do wielu tzw. wolnych transferów, przeprowadzonych bez kwoty odstępnego. Oprócz samej liczby gwałtownie wzrosło także ich znaczenie. Na początku 2020 roku nikt nie przypuszczał, że Leo Messi, Gianluigi Donnarumma i Paul Pogba, trzy gwiazdy w skrajnie różnych etapach kariery i o różnej charakterystyce, opuszczą odpowiednio Barcelonę, Milan oraz Manchester United jako wolni agenci.
W celu wyjaśnienia tej tendencji należy poczynić kilka uwag: kryzys gospodarczy związany z covidem pozbawił wiele piłkarskich marek płynności finansowej, zmuszając je do rewizji i ponownej oceny własnych projektów ekonomicznych, przedsiębiorczych i sportowych, począwszy od podejścia do rynku piłkarskiego. Oprócz tego aspektu zdecydowanie wzrosła, w porównaniu z przeszłością, waga menedżerów i świadomości piłkarzy, co doprowadziło do zmiany poglądu w zarządzaniu kontraktami. Dziś coraz częściej zdarza się, że kluby nie są w stanie przedłużyć umów ze swoimi gwiazdami. Bo te potrafią liczyć pieniądze.
Lepiej późno niż później
Ponieważ jedne ligi wchodzą w etap zakończenia przygotowań do nowego sezonu (Premier League, Bundesliga), a inne dopiero je zaczynają (La Liga), właściwie minął już najlepszy czas na sprowadzenie piłkarzy i dopasowanie ich do składu. Kiedy kluby wchodzą w presezon, a kadry nabierają kształtów, wpychanie do nich dużych, znanych nazwisk z olbrzymimi pensjami, może nie być najlepszym pomysłem. Gra toczy się szybko i podczas gdy każda ekipa potrzebuje równowagi między doświadczeniem a młodością, w większości nie ma już funduszy, aby dać wolnym agentom to, czego chcą. Myślenie o sprowadzeniu gwiazdora, który będzie zarabiał więcej niż 3/4 składu, może stworzyć nowe problemy, zamiast rozwiązać stare.
W przeszłości panowała tendencja do ogłaszania dużych darmowych umów z wolnymi piłkarzami 1 lipca, zaraz po wygaśnięciu poprzedniego kontraktu pod koniec czerwca. Wiązało się to z poważnymi planami na wzmocnienie kadry. Zazwyczaj zainteresowane strony chodziły za swoimi “celami” już od roku, oferowały świetne warunki i wskazywały na zalety w dołączeniu do nowego, świeżego projektu sportowego. Mistrzem w chodzeniu po tej utartej ścieżce był swego czasu Juventus, a ostatnio dobrze w tym wymiarze czują się Real Madryt i PSG.
Niemniej, w tym roku coś zaczęło się zmieniać. Jest druga połowa lipca, a kilku piłkarzy ze świetną reputacją albo dopiero całkiem niedawno znalazło nowych pracodawców, albo jeszcze ich szuka. Długo trwały negocjacje między Pogbą a Juventusem, gdyż warunki stawiane przez Francuza nie do końca pasowały “Starej Damie”. Podobnie przeciągały się negocjacje z Angelem Di Marią. Sporo naczekał się też były gracz “Juve”, Paulo Dybala, który ostatecznie trafił do Romy. Ousmane Dembele przelicytował, myśląc, że poza Barceloną otrzyma większą pensję i musiał zaakceptować kwotę niższą niż do tej pory, by wrócić na Camp Nou. A Jesse Lingard długo zwlekał z akceptacją oferty od West Hamu, bo liczył, że ktoś wyłoży więcej niż “Młoty”. W końcu postawił na beniaminka Premier League, Nottingham Forest.
Lista pozostawionych na lodzie
Kluby zarządzają ograniczonymi budżetami płacowymi. Mają coraz mniej do zaoferowania zwłaszcza tym, którzy przyzwyczaili się do horrendalnych płac. Niektóre zespoły wręcz proszą o odroczenie płatności za “podpis” (które też liczy się w milionach) na koniec kontraktu, a nie z góry. Jest mniej pieniędzy na tego typu transakcje. Zderzenie rzeczywistości z oczekiwaniami sprawiło, że wielu graczy przed sezonem nie ma dla kogo grać. Teraz, w połowie lipca 2022 roku, bez pracy pozostają m.in. Isco, Andrea Belotti, Marcelo, Dries Mertens, Adnan Januzaj czy Luis Suarez.
Są też tacy, którzy sami roztropnie ocenili rynek i nie zwęszyli na nim swojej szansy. Marcelo Brozović raczej słusznie zreflektował się i stwierdził, że nie widzi możliwości gry w lepszym klubie niż Inter za ciekawsze pieniądze i w ostatnich dniach obowiązywania umowy zgodził się na jej przedłużenie. Podobnie Joao Moutinho w Wolves.
Im więcej dni upływa, tym będzie coraz mniej dostępnych opcji dla wolnych agentów. Warunki brzegowe obniżają się, oczekiwania wobec nowego klubu topnieją. W piłce nożnej czas biegnie jeszcze szybciej niż w innych sektorach biznesu. Na finansowego pokera z machiną piłkarską można się pokusić tylko i wyłącznie, gdy masz dobre karty w ręku, albo, jak Robert Lewandowski, świetnego agenta. W przeciwnym razie często jesteś skazany na pożarcie.
Kto pierwszy odpuści?
Wydaje się, że stary pogląd, mówiący o tym, że zmiana środowiska w przypadku dobrego piłkarza oznacza dużą podwyżkę, został zachwiany, a może nawet i zburzony przez rozsądniejszą politykę finansową drużyn. One pobrały lekcje z kryzysu pandemicznego, widzą, w jaką zapaść popadły choćby Juventus i Barcelona, a w przypadku tej drugiej, jakie ruchy musi wykonywać, aby wrócić do świata żywych. Kluby nie są już przygotowane do płacenia wielkich sum na “dzień dobry” nowym graczom, zwłaszcza, gdy wcześniej żądały od obecnych pracowników obniżenia pensji.
W ten sposób pewien specyficzny segment rynku transferowego zubożał, a przegranymi są nie tylko piłkarze, ale przede wszystkim agenci. W raporcie FIFA za rok 2021 stwierdzono, że wszyscy menedżerowie zarobili na transakcjach swoich klientów niespełna 500 milionów euro. Jeśli skrzyżujemy tę liczbę ze wzrostem transakcji za “0 euro”, nie sposób nie pomyśleć, że pewna część tych dochodów związana była ze wzrostem prowizji, dodatkowym wydatkiem dla kupca. Teraz, gdy i ten rodzaj biznesu się chwieje, agenci będą musieli dokonać wyboru: albo obniżyć własne żądania prowizyjne, albo płacowe swych podopiecznych. Czekając na ponowny skok dochodów, w dobie kryzysu nie ma innych możliwości.
Bezrobotni zaś muszą się dzisiaj spieszyć, bo do rozpoczęcia sezonu coraz bliżej. A wczesny start i dojście do formy są kluczowe w kontekście planowanego na listopad i grudzień mundialu. Najważniejsza impreza czterolecia jest bowiem najlepszym miejscem do zareklamowania się potencjalnym pracodawcom. Bez wątpienia wszyscy z wymienionych wreszcie znajdą klub pod koniec okna transferowego, a niektórzy uznają, że lepiej podjąć decyzję szybciej niż później. Czekanie w domu, podczas gdy inni od dawna szlifują formę na treningach, to spore ryzyko. I raczej niewarte kilku tysięcy euro więcej na koncie każdego miesiąca.