Ograli gigantów, ich liderem jest "odrzut" z Barcelony. Wieczny średniak wreszcie na topie. "Przełomowy sezon"

Ograli gigantów, ich liderem jest "odrzut" z Barcelony. Wieczny średniak wreszcie na topie. "Przełomowy sezon"
Xin Hua / Xinhua / PressFocus
W Udine marzą o powrocie do Ligi Mistrzów, gdzie ostatni raz grali 16 lat temu. Do tego daleka droga, być może nawet nie do zrealizowania, ale przypadek Udinese pokazuje, że warto czasem zaryzykować, a bez odważnych decyzji trudno oczekiwań zmian. Ekipa ze Stadio Friuli to rewelacja startu sezonu Serie A.
Dziewięć lat temu Udinese po raz ostatni brało udział w ostatnich europejskich rozgrywkach, eliminacjach Ligi Europy, gdzie zostało wyeliminowane przez skromny Slovan Liberec. Było to nieco smutne zakończenie wieloletniej, pucharowej historii tego klubu. Jej punkt kulminacyjny miał miejsce w 2012 roku, gdy drużyna z Udine była o włos od Ligi Mistrzów. O włos, bo w ostatniej rundzie kwalifikacji odpadła po rzutach karnych z Bragą. Na Stadio Friuli kibice do dziś pamiętają słynną “jedenastkę” Maicosuela, fatalną “panenkę”, wyrzucającą zespół u progu bram do Champions League.
Dalsza część tekstu pod wideo
To już jednak przeszłość. A dziś dużo wskazuje na to, że obecne rozgrywki będą dla Udine punktem przełomowym.

Odkrywcy

Ostatnie sezony minęły tam bez większego poruszenia, poza kilkoma spędzonymi w strachu i stresie przed spadkiem. Wszyscy przyzwyczaili się do znanego faktu: Udinese stało się drużyną klasy średniej, po której nigdy nie można się spodziewać niczego nadzwyczajnego. Bez własnej tożsamości, stylu, a w dodatku z postępującym zubożeniem w dziale poszukiwaczy talentów. Oto bowiem klub znany z poławiania fantastycznych perełek (żeby tylko wymienić Alexisa Sancheza, Juana Cuadrado, Luisa Muriela, Piotra Zielińskiego czy Samira Handanovicia), zadowolił się życiem przeciętniaka. Dominowało myślenie: jesteśmy zbyt silni, by nie spaść, lecz zbyt słabi, by aspirować o miejsce w pierwszej czwórce, zwłaszcza przy spłaszczeniu się czołówki najlepszych drużyn we Włoszech.
Kolejne składy budowano według tego samego skromnego marzenia o środku tabeli. Proste 3-5-2 bez żadnych większych modyfikacji, obrona zwykle złożona z “fizycznych” graczy, druga linia solidna, lecz bez kreatywnego polotu. Nieliczne talenty przewijające się przez drużynę, takie jak Rodrigo De Paul czy Duvan Zapata, nie potrafiły co mecz brać pełni odpowiedzialności na swoje barki i chwilowe błyski formy finalnie nie miały znaczenia dla ligowych rozstrzygnięć. Niektórzy skazali Udinese na bycie “wiecznym przeciętniakiem”.

Nowa nadzieja

Sprawy zaczęły przybierać ciekawszy obrót, gdy w drugiej połowie ubiegłego sezonu klub zdecydował się zastąpić na ławce trenerskiej Lucę Gottiego. Posadę przejął jego asystent Gabriele Cioffi, dla którego była to pierwsza naprawdę poważna praca. Wcześniej Cioffi prowadził tylko angielski, czwartoligowy Crawley Town - jak na 47-latka to maleńki dorobek trenerski. Ale ta niezrozumiała w pewien sposób decyzja od razu przyniosła efekty.
Od tamtej pory gra Udinese toczyła się wokół niebezpiecznego z przodu Gerarda Deulofeu, siły fizycznej Beto i bajecznej techniki Nahuela Moliny. “Bianconeri” porzucili wreszcie styl reaktywnego futbolu, aby regularnie zdobywać bramki. Cioffi uchronił ekipę przed relegacją, windując ją na 12. miejsce. Sęk w tym, że zarząd nie miał ochoty przedłużać z nim kontraktu. Władze zagrały w ruletkę raz jeszcze. Postawiły na nową “miotłę”. Pożegnanie Cioffiego latem większość fanów mogła odebrać jako zaciągnięcie ręcznego hamulca. Wstrzymanie rozwoju i powrót do szarzyzny. Tymczasem jego następca Andrea Sottil podniósł Udinese na jeszcze wyższy poziom. Po porażce w pierwszej kolejce z Milanem oraz remisie z Salernitaną przyszły już tylko zwycięstwa. Niektóre nawet spektakularne, z drużynami o znacznie większych ambicjach: 4:0 z Romą, 3:1 z Interem.
Przed ósmą kolejką Udinese miało najlepsza ofensywę w lidze, z 15 golami na koncie, a więc średnią wyższą niż dwie bramki na mecz. Co ciekawe, na Stadio Friuli zrobili to z dziewięcioma różnymi strzelcami, na czele z Beto (cztery trafienia), 19-letnim Destinym Udogie, który po sezonie trafi do Tottenhamu, a także pomocnikiem młodzieżowej reprezentacji Niemiec, Lazarem Samardziciem (po dwie).

Taktyczne sztuczki, odrodzony Deulofeu

Ważne są nie tylko wyniki, ale również styl. Inteligentne podejście do kolejnych rywali. Przeciwko Interowi Sottil kazał zawodnikom naciskać przeciwników niemal przez cały mecz. Ambitny pressing, bardziej typowy dla drużyn z Premier League niż Serie A. Gracze Udinese wprawdzie opadli z sił w drugiej połowie, ale zdołali wywalczyć na własnym boisku ważne trzy punkty. W pozostałych spotkaniach utrzymywali bardziej konserwatywne, defensywne ustawienie, dostosowując się do przeciwników za pomocą różnych taktycznych sztuczek. W przypadku starcia z Romą wystarczało wyłączenie dwóch trequartistów: Paulo Dybali oraz Lorenzo Pellegriniego, czyli odcięcie źródła zagrożenia. Jose Mourinho okazał się bezradny.
Liderem Udinese na boisku bezapelacyjnie jest Gerard Deulofeu. Pozostaje metronomem wszystkich ofensywnych posunięć zespołu. Porusza się z absolutną swobodą, zawsze oferując wsparcie przed polem karnym, często też przechodzi na skrzydła. Katalończyk to architekt szybkich, pionowych przejść do przodu, z których był już dobrze znany w trakcie kariery. Dopiero jednak w ostatnich dwóch latach pokazuje inteligencję w czytaniu gry i zaznaczania swojego wpływu na wydarzenia (pięć asyst w siedmiu ligowych meczach). Zupełnie odwrotnie niż miało to miejsce podczas jego przygód w Barcelonie, a potem w Premier League:
- Byłem trochę zagubiony. Warunki miałem fenomenalne, ale do osiągnięcia sukcesu w Barcy potrzebne jest dużo więcej niż umiejętności, o czym przekonałem się dopiero wraz z nabraniem doświadczenia. Teraz wykorzystuje je, żeby pomagać moim kolegom z Udinese. Na Camp Nou trochę cierpiałem, brakowało mi tej pomocy - powiedział niedawno w radiu “Cadena SER”.
Przed startem ósmej kolejki, Udinese brakowało ledwie jednego punktu do pierwszego miejsca, ale byłoby niesprawiedliwe oczekiwać, że piłkarze Sottila będą kontynuować to tempo. Zespół przeżywa chwilę łaski pod względem zdobywania bramek, jest też najlepszy, jeśli wziąć pod uwagę przelicznik goli na gole przewidywane, a to mało optymistyczna statystyka. Matematyka bowiem bywa bezwzględna. Należy się spodziewać, że “I Friulani” przestaną tak łatwo punktować.
Udało im się jednak wykonać najważniejsze zadanie: w pierwszej fazie sezonu zdobyć sporo punktów, zostawiając za sobą outsiderów, tak, aby mieć w miarę spokojną rundę wiosenną. Teraz Deulofeu i spółka mogą grać z beztroską godną młodego składu, który chce prezentować się stylowo i ofensywnie. A nawet jeśli dziś trudno jeszcze przewidzieć ich powrót do Europy, to przynajmniej ta drużyna na nowo odkryła chęć imponowania, która została utracona ponad dekadę temu. Kto wie, może na zakończenie kampanii to “Bianconeri” z Udine znajdą się wyżej od tych z Turynu?

Przeczytaj również