Uwaga, Liverpool FC w trybie "nieśmiertelności". Za chwilę mogą wymazać wszelkie rekordy
Są nie do zatrzymania. Ostatnia wiktoria nad Sheffield United oznacza, że Liverpool usiadł w ławce prymusów, wyselekcjonowanej grupy klubów, które przez cały rok nie poniosły ani jednej porażki. Ale, ale. Każda piłkarska twierdza przecież musi w końcu runąć – a które trzymały się najdłużej?
Ekipa Jürgena Kloppa od 3 stycznia ubiegłego roku, kiedy uległa 2:1 Manchesterowi City, zanotowała niewiarygodną serię, rozgrywając 37 meczów i kolekcjonując w tym czasie, bagatela, 101 punktów.
Co ciekawe, to trzeci w historii ligi przypadek, kiedy drużyna w ciągu roku nie zaznała smaku klęski. Poprzednim takim wyczynem popisał się Arsenal, którego część z 49 gier przypadało również na cały niesamowity sezon 2003-04 oraz Chelsea z okresu październik 2004-listopad 2005, za pierwszej kadencji Jose Mourinho.
Liga perfekcyjna, kiksy w pucharach
Pomińmy na chwilę samą ligę i skupmy się fenomenie „The Reds”. W ciągu tego fantastycznego roku piłkarze zanotowali tylko dwie wpadki w rozgrywkach krajowych. Pierwszą, kiedy na samym początku 2019 roku zostali wyeliminowani przez Wolves z Pucharu Anglii. I drugą w zeszłym miesiącu, gdy grające z obowiązku młode wilczki z Anfield nie sprostały Aston Villi przy okazji kolejnej rundy Carabao Cup.
Jeśli ktoś do porażek dolicza również tę poniesioną w rzutach karnych, to może również dodać mecz o Tarczę Wspólnoty z początku obecnego sezonu.
A na niwie międzynarodowej? Też tylko dwa potknięcia. W pierwszym półfinałowym spotkaniu Ligi Mistrzów przeciwko Barcelonie (0-3), która to strata została odrobiona z nawiązką po niesamowitym comebacku w rewanżu oraz w grupowych rozgrywkach LM z jesieni. Wtedy aktualni obrońcy tytułu nie sprostali Napoli.
Pomimo niebanalnej serii, paradoksalnie, piłkarze w czerwonych koszulkach nie byli w stanie wstawić do klubowej gablotki żadnej statuetki z krajowych rozgrywek – wszystko, co najlepsze, zostało zdobyte poza granicami Anglii: Liga Mistrzów, Superpuchar Europy i Klubowe Mistrzostwa Świata.
W gronie najlepszych
No dobrze, a jak się ta passa ma do wcześniejszych serii zwycięstw innych legendarnych teamów? Ograniczmy się jedynie do pięciu największych lig na świecie i pomińmy te zawody, gdzie rozgrywano mniej niż 30 kolejek.
Tu pierwszego miejsca od dawna nie zwalnia Grande Milan z początku lat 90. ubiegłego wieku. „Rossoneri” w okresie od maja 1991 do marca 1993 roku zaliczyli fenomenalną serię 58 meczów bez przegranej. Po 673 dniach, czyli blisko po dwóch latach, ekipą, która wreszcie zeszła z boiska zwycięska w starciu z Milanem, była Parma (1:0 na San Siro).
Żeby wznieść się na taki poziom i skasować wynik mediolańczyków z księgi rekordów, Liverpool musiałby pozostać niepokonany do 5 listopada tego roku. Wciąż sporo, bo 12 spotkań brakuje im chociażby do Arsenalu – tego wspaniałego czasu w historii klubu, kiedy z końcem ostatniego ligowego spotkania otrzymali miano „The Invincibles”. Passa „Kanonierów” trwała 539 dni, więc drużyna Kloppa miałaby szansę przeskoczyć nad tą poprzeczką, gdyby tylko udało się dotrwać niepokonanym do końca sezonu.
Historia daje Niemcowi sugestię, gdzie powinien najbardziej uważać. Zarówno słynną 49-meczową serię Arsenalu, jak i tę nieco krótszą Chelsea, bo „tylko” 40-meczową, przerwała jedna drużyna – Manchester United.
W przypadku „The Gunners” klęska była tym dotkliwsza, że odniesiona w kontrowersyjnych okolicznościach (słynna „Bitwa Bufetowa” lub „Pizzagate” po tym, kiedy sir Alex Ferguson miał zostać rzucony kawałkiem pizzy przez Fabregasa), przy niemałym udziale sędziego Mike’a Rileya i dość powszechnej, wzajemnej niechęci szkoleniowców obu drużyn.
Tak czy siak, nawet mimo kiepskiej formy „Czerwonych Diabłów”, passa Liverpoolu może się rozstrzygnąć już 19 stycznia na Anfield, który ugości na murawie „burzyciela rekordów” z Manchesteru.
Europejscy rekordziści
A gdyby tak poszperać głębiej w poszukiwaniu fantastycznych wyników i przejrzeć inne europejskie ligi? No cóż, do „brytyjskiego” rekordu Liverpoolowi jest już naprawdę daleko i żeby do niego dojść, musieliby prawie podwoić swój stan posiadania.
Do takiego Celtiku pomiędzy listopadem 1915, a kwietniem 1917 nikt nie miał szans podskoczyć. Rezultat mówi sam o sobie: 62 mecze bez wpadki. Co ciekawe, Szkoci nie tak całkiem dawno mieli okazję poprawy własnego wyniku. Półtoraroczna seria 56 spotkań zatrzymała się dopiero przed świętami w 2017 roku.
Ale co tam Celtic przy wyniku Steauy Bukareszt w latach 1986-1989. „Geniusz Karpat” (to przydomek wymyślony przez samego dyktatora, Nicole Ceausescu) całkowicie zdominował rozgrywki krajowe, wygrywał wszystko, co leci, w ciągu trzech sezonów stracił zaledwie 16 punktów na 204 możliwe.
Bezporażkowa seria przekraczała magiczną liczbę 100 spotkań. Kres nastąpił dopiero podczas 106. próby (a 119. licząc wszystkie rumuńskie rozgrywki). Chwałą okryli się piłkarze Dinama Bukareszt, którzy pokonali „nieśmiertelnych”, jak się wydawało, sąsiadów zza miedzy w „Wiecznych Derbach Rumunii” aż 3:0. Trzy miesiące później padł też tyran, już nie metaforycznie, będąc rozstrzelany wraz z żoną.
Idąc bardziej w egzotykę i biorąc pod uwagę tylko dni, a nie mecze, najdłuższą serią poszczycić się może zespół Lincoln Red Imps z Gibraltaru, który pozostawał „nietknięty” przez ligowego rywala przez blisko 2000 dni (dokładnie 1959). W ciągu pięciu lat (od maja 2009 do września 2014) nieprzerwanie wygrywał lub remisował, ale tylko w 88 spotkaniach.
Co jeszcze do zdobycia?
Tylko dwie drużyny, oprócz Liverpoolu, mogą się pochwalić tak dobrą serią, a mimo wszystko nie sięgały po mistrzostwo. Pierwszą z nich jest Perugia, która potrafiła się tak zamurować, że zdobycie jej twierdzy należało w sezonie 1978/79 do niesamowitej sztuki. Problem polegał na tym, że sami nie byli w stanie niczego strzelić. Stąd jedenaście zwycięstw i aż dziewiętnaście remisów (osiem bezbramkowych) dało w owym czasie tylko (?) drugie miejsce w Serie A. Tuż za Milanem, mimo że potężniejszy przeciwnik odniósł trzy porażki.
Sezon później sensację chciał sprawić Real Sociedad. Baskowie swoją wspaniałą passę rozpoczęli już w poprzedniej kampanii, a skończyli w najgorszym możliwie momencie, bo w przedostatniej kolejce. Przegrana z Atletico decydująca, bo pozbawiająca ich mistrzostwa na rzecz… największego rywala “Atleti” – Realu Madryt. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Piłkarze z Anoety odbili sobie niepowodzenia w dwóch kolejnych sezonach, sięgając po jedyne w swojej historii triumfy w La Liga.
LFC, oprócz upragnionego, wyczekiwanego 30 lat triumfu na krajowym podwórku, ma szansę, już w maju, na wymazanie innego, dość prestiżowego rekordu – w liczbie zdobytych punktów. „The Reds”, jeśli utrzyma obecną średnią kolekcjonowanych oczek, na koniec sezonu będzie ich miało 110. Dotychczasowe najlepsze osiągnięcie należy od trzech lat do Celtiku (106 pkt. w 2016-17).
A dalej? Walijskie Barry potrafiło zdobyć 105 w kampanii 1996-97 i 104 rok później. Powyżej granicy 100 punktów wybili się jeszcze raz Celtic, Juventus, Real Madryt i Barcelona, a także Manchester City dwa lata temu. Ekipa z Anfield jest również 40 punktów od własnego najlepszego wyniku z okresu 1978-79 (już po przeliczeniu zwycięstwa za 3 pkt.), kiedy uzbierali w sumie 98 pkt. Trzeba wziąć jednak poprawkę, że w tamtych rozgrywkach każda drużyna musiała rozegrać 42 mecze. Teraz Liverpoolowi pozostało osiemnaście. Historia zostanie napisana na nowo?
Tobiasz Kubocz