To on musi zastąpić Zidane'a w Realu Madryt. Raz już odmówił Perezowi, ale przeznaczenia nie da się oszukać

To on musi zastąpić Zidane'a w Realu. Raz już odmówił Perezowi, ale przeznaczenia nie da się oszukać
Vitalii Vitleo / Shutterstock.com
Najlepsze drużyny na świecie coraz częściej stawiają na niemiecką szkołę trenerską, a jej być może najbardziej utalentowany uczeń za chwilę będzie gotowy na ekscytującą przygodę w Madrycie. Julian Nagelsmann jest faworytem mediów do objęcia funkcji trenera Realu po Zinedinie Zidanie. I w pełni na to zasługuje.
Jakiś czas temu natknąłem się na ciekawą opinię, która mówiła, że kibice starzeją się wtedy, gdy przeszkadza im bardziej to, że ich ulubiona drużyna kiepsko się broni i często traci bramki, a nie fakt, że słabo spisuje się w ataku. Po części to prawda. Ale przeglądając fora internetowe Realu Madryt, fanpejdże na mediach społecznościowych, zauważam, że fani “Królewskich” dojrzewają w przyspieszonym tempie. Wolą bowiem, żeby latem doszło do zmiany trenera, niż by zespół zasiliła nowa gwiazda. Chociaż, kto wie, może udałoby się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, gdyby na kapitańskim mostku stanął Julian Nagelsmann?
Dalsza część tekstu pod wideo

Ugasić pożar w Madrycie

Po ostatnich niepowodzeniach Zinedine’a Zidane’a (dwie wygrane w lidze z Hueską i Getafe nie zamazują tego obrazu) - złym zarządzaniu latem, gorszym bilansie punktowym i kompromitującej wpadce w Copa del Rey, jest wielu krytyków Francuza. Powoli odwracają się od niego jego najwięksi zwolennicy, argumentujący do tej pory, że “Zizou” potrafił wybronić się tytułami, zwycięstwami w kluczowych i prestiżowych spotkaniach oraz po prostu zasługami. Dziś większość zdaje sobie sprawę, że drużynie trudno będzie pociągnąć dalej jedynie na wspomnieniach z zeszłych lat, zaś sam menedżer nie daje zbyt wielu powodów, by sądzić, że negatywny trend można jeszcze odwrócić.
Nie minął nawet miesiąc od żenującej porażki z trzecioligowcem w Pucharze Króla. Nikt mnie nie przekona, że aby wygrać z Alcoyano, potrzebny był mentoring najwyższej klasy, przygotowanie zespołu pod rywala, specjalistyczny trening i długa odprawa meczowa. Nie. Piłkarze Realu powinni przechodzić takiego rywala bez trudu, będąc obudzonym w środku nocy, mając dwóch kulawych zawodników oraz bramkarza ślepego na jedno oko. To obowiązek bez względu na wszystko. Jestem przekonany, że z rywalem poradziłaby sobie rezerwowa drużyna Castilli prowadzona przez Raula Gonzaleza. Tymczasem “Królewscy” wyglądali jak lunatycy. Zidane doprowadził do tego, że jego posada nadal wisi na cienkim włosku, a zespół z kolei popada w marazm i traci pewność siebie.
Na rynku trenerskim nie roi się zbytnio od wolnych fachowców, którzy mogliby udźwignąć ciężar wielkiego teamu i wskrzesić ducha ognia w sytych piłkarzach. Jeśli jednak wybrać kogoś, kto nie jest związany kontraktem na długie lata, ma wielkie ambicje i dużą wiedzę oraz doświadczenie, to jedno nazwisko wybija się na pierwszy plan. Julian Nagelsmann już kiedyś potędze hiszpańskiej piłki odmówił.
- Nie miałem wtedy jeszcze 30 lat. To było stanowczo za wcześnie - tłumaczył Niemiec magazynowi “11 Freunde”. Teraz może otrzymać drugą szansę.

Mentalność ponad taktyką

- Jeśli młody zawodnik wchodzi do profesjonalnej drużyny, musi chcieć zburzyć świat. Nie będzie miał tego podanego na tacy. Jako młody gracz musisz iść do szatni z innymi zawodowcami, przebrać się i oddać na boisku wszystko, co masz najlepszego. Nie wszystko musi się zgadzać. Nie we wszystkim musisz być doskonały, ani w technice, ani w rozumieniu taktyki. Prędzej do składu wpiszę piłkarza, który ma najlepszą mentalność niż wyjątkową jakość. Jeśli nie będzie miał mentalności, przeciwnicy go pożrą. A jeśli będzie szalał i rozerwie się na strzępy podczas meczu, jedno, dwa czy trzy złe podania zostaną mu wybaczone - to wypowiedź Nagelsmanna dla “Bilda” z października zeszłego roku.
Tak naprawdę to jego trenerskie credo. Tak niemiecki trener rozumie dzisiaj futbol. Żadne cyferki, wykresy, a raczej wmawianie graczom, że są w stanie samodzielnie wygrywać. W Lipsku to zadziałało, dlaczego nie miałoby w Madrycie?
Real zainwestował mnóstwo pieniędzy w młody narybek. Najwyższy czas, aby na ławce trenerskiej zobaczyć kogoś dostosowanego do projektu. Do świetnie skonstruowanego planu, który dzisiaj wydaje się być bardzo bliski odrzucenia. Jeśli spojrzymy na ostatnie spotkania “Los Blancos”, nie zauważymy tej młodzieży tak chętnie sprowadzanej na Santiago Bernabeu. Część z nich jest sfrustrowana brakiem wystarczającej liczby występów (Rodrygo, Eder Militao), innych w Madrycie już nie ma i osiąga sukcesy gdzie indziej, a kolejni mają przestoje w rozwoju (Vinicius Jr., Fede Valverde). Sensownie zatem dać komuś takiemu jak Nagelsmann możliwość przyjścia do klubu. I wykorzystania swojej magii nie tylko w zainwestowaną młodzież, ale także nowe pokolenie z La Fabriki, o którym mówi się, że jest “złote”.
Nagelsmann zawsze powtarzał, że postrzega swoją rolę trenera jako 30 proc. pracy nad taktyką i aż 70 proc. nad kompetencjami społecznymi. Komunikacją. Pilny uczeń mistrza gegenpressingu Ralfa Rangnicka jest niewątpliwie kimś wyjątkowym i bardziej niż zdolnym do przewodzenia tej zmianie w stolicy Hiszpanii. Dowodzi tego jego coaching i prowadzenie talentów w Lipsku, a wcześniej w Hoffenheim. Awans RB do półfinału Ligi Mistrzów w zeszłym sezonie był po prostu niezwykły i pokazał, że niemieckiego fachowca należy traktować poważnie. Jako jednego z najlepszych trenerów na świecie.

Odmienić nudny styl

Co Nagelsmann mógłby przynieść nowego do Madrytu? Świeże spojrzenie na prowadzenie gry. Drużyna od kilku już lat nie może znaleźć równowagi między posiadaniem piłki, a momentem ataku. To jednowymiarowy zespół, który w 7 na 10 meczach wygląda przeciętnie i bez pomysłu na konstruowanie akcji. Tragicznie prezentuje się też w fazie przejścia do defensywy, po stracie futbolówki. Na dzisiaj, trudno nawet określić styl “Królewskich”, bo oprócz całkowitej dominacji w środku pola, nie ma niczego, czym można nacieszyć oko. Brakuje choćby tego historycznego, kontratakującego potwora za czasów Jose Mourinho, który rozpędzał się od zera do 200 km/h z własnego pola karnego do szesnastki przeciwnika. Wszystko jest nudne, powtarzalne, a przy tym wyczerpujące. Kiedyś to było nie do pomyślenia.
Młody niemiecki trener ma ciekawe pomysły. Stale się uczy. Jest mieszanką Juergena Kloppa i Pepa Guardioli. Wiem, to brzmi górnolotnie, ale wystarczy zobaczyć, w jakim stylu Lipsk wyeliminował w zeszłym roku Atletico. Piłkarze byli idealnie wypozycjonowani, w fazach przejściowych i bez piłki. Ekipy Nagelsmanna zawsze odznaczały się niezwykłą kulturą gry. Każdy wie, gdzie być, co robić i jak przewidywać. A Niemiec dalej lepił graczy na swoją modłę. Rozwijał Dayota Upamecano i Ibrahimę Konate. Z Marcela Sabitzera zrobił bestię w roli pomocnika box-to-box, a z Angelino jednego z najlepszych lewych obrońców/wahadłowych na świecie.
Real Madryt od dawna woła o coś nowego. Jego władze byłyby szalone, gdyby tego lata nawet nie podjęły naprawdę autentycznej próby sprowadzenia Juliana Nagelsmanna. Dziedzictwo Zidane’a pozostanie z fanami Realu na zawsze, ale aktualnie wewnątrz zespołu coś MUSI się zmienić. Dopóki nie dostrzeżono w Niemcu żadnych felerów, w dotychczasowej karierze nie zarejestrowano konfliktów pomiędzy nim a szatnią, to może warto mu zaufać? Komuś, kto potrafi zakorzenić w swych podopiecznych mentalność zwycięzców? Z nim nowy projekt Realu Madryt wydawałby się sensowny i kompletny.

Czy Julian Nagelsmann byłby idealnym następcą Zinedine'a Zidane'a w roli menedżera Realu Madryt?

  • TAK79.38%
  • NIE20.62%

Przeczytaj również