Ter Stegen problemem FC Barcelony. Sprzedać czy odbudować? "Jest graczem właściwie zbędnym"

Przed nim najważniejsze pół roku w karierze. Marc-Andre ter Stegen powoli zsuwa się z samego szczytu, ale w ostatniej chwili jedna osoba może podać mu pomocną dłoń. To od Xaviego zależy najbliższa przyszłość doświadczonego bramkarza.
Jeszcze kilka lat temu, gdy zapytało się jakiegokolwiek fana piłki o trzech najlepszych bramkarzy na świecie, dziewięciu na dziesięciu w ciemno wymieniłoby Marca-Andre ter Stegena. Latem 2018 roku Niemiec właśnie zakończył najbardziej okazały sezon w karierze, miał 26 lat i niemal w każdym spotkaniu potwierdzał, że jego rozwój idzie w prawidłowym kierunku. Był fantastyczny, a miał być jeszcze lepszy.
W krótkim czasie, kompletnie nieoczekiwanie, z grupy zawodników nietykalnych, do której należał na Camp Nou Leo Messi i być może jeszcze dwóch-trzech liderów, przeszedł do grona graczy właściwie zbędnych. Bramkarz, który skutecznie mógł rywalizować z Manuelem Neuerem o bluzę z numerem jeden w reprezentacji Niemiec, zaczął się staczać ku przeciętności.
Na końcu stawki
Musimy obchodzić się z ter Stegenem sprawiedliwie. Nie wszystko, co złe w Barcelonie, pochodzi od niego. Nie odpowiada w stu procentach za fatalne wyniki, nie bierze pełnej odpowiedzialności za dużą liczbę straconych bramek czy za błędy obrońców. Niezaprzeczalnie jednak, nie tylko ciągłe roszady w ostatniej linii i gorsza niż dotąd dyspozycja Gerarda Pique, Erica Garcii i Jordiego Alby przyczyniła się do tego, że strzelanie goli “Dumie Katalonii” przychodzi łatwiej niż zwykle.
Niemiecki golkiper ma w lidze zaledwie 60% obronionych strzałów. To niewiele w porównaniu z blisko 73-procentowym wskaźnikiem u Thibaut Courtois z Realu Madryt, klubu, podobnie jak Barcelona, również grającego ofensywnie, narażającego się na liczne kontry. O ścisłej ligowej czołówce nie ma nawet co wspominać. Najlepsi, jak Bono z Sevilli czy Luis Maximiano z Granady, puszczają średnio dwa na dziesięć strzałów. Warto podkreślić o spadku osiągnięć Niemca - w zeszłym sezonie w tej statystyce był na poziomie Courtois, w tym zaś w granicach wyniku bramkarza Getafe, ostatniej ekipy La Liga.
Wielu uważa, że ma “DNA Barcelony”, niektórzy uszczypliwie wspominają, że dzięki umiejętności gry nogami mógłby w dzisiejszym zespole z powodzeniem występować w środku pola. To właśnie część problemu. Podczas gdy ostatnio eksperci coraz częściej wskazują na to, że bramkarze powinni być biegli w wyprowadzaniu piłek, to nadal główną ich rolą jest zapobieganie utracie bramek. Ostatnia forma ter Stegena pokazuje, że zawodzi w tym podstawowym aspekcie. Dlaczego w ogóle notuje spadki? Okres świetności golkipera przypada nawet na połowę trzydziestki, a nie na 29. rok życia. Na myśl przychodzi jedna odpowiedź: kontuzje.
Gra z bólem
Był zawsze strażnikiem świątyni Barcelony. Dlatego można mu wybaczyć, że nie zwracał uwagi na problemy z kolanem, z którym zmaga się od czterech lat. Gorsza dyspozycja może nie być wynikiem wyłącznie zawodzącej rzepki w prawym kolanie, ale nie można wykluczyć jej wpływu. Przed 2018 rokiem nigdy nie opuścił więcej niż 24 dni w sezonie. Od tego czasu kolejno wypadał na 31, 78 i 103 dni. Z każdym rokiem częstotliwość łapania urazów tylko się powiększała. Co jakiś czas czytamy komunikaty z klubu, że Niemiec “grał z bólem”. To koszmar.
Kontuzje poważnie ograniczają wydajność zawodnika. Nawet Manuel Neuer przechodził przez podobną fazę nie tak dawno temu. Jednak w przeciwieństwie do kapitana Bayernu Monachium, upadek ter Stegena zbiegł się w czasie z ogólną zapaścią Barcelony. Jego błędy, które można było wybaczyć w poprzednich latach, zostały spotęgowane przez wyjątkowo kiepską linię obrony.
Niemiec naturalnie dziś stał się jednym z kozłów ofiarnych dla żądnego krwi tłumu z Camp Nou. To prawdopodobnie doprowadziło go do podejmowania irracjonalnych decyzji i popełniania naiwnych błędów. Począwszy od nieudanych wyjść do prostych dośrodkowań, poprzez niekrycie bliższego słupka aż do szaleńczych “pustych przelotów” poza polem karnym. Lista się wydłuża. Co więcej, z czasem zawodzi pewność siebie, co prawdopodobnie pogłębiło jego strach przed nawrotem kontuzji i mogło spowodować, że zablokowany powstrzymywał się przed wystawianiem ciała na ciężkie próby.
Sprzedać czy odbudować?
Sytuacja jest zatem dość oczywista: ter Stegen znajduje się na równi pochyłej i coś należy z tym fantem zrobić. Błędy kosztują drogo, a rządzący “Blaugraną” nie mają luksusu, aby siedzieć z założonymi rękami i się temu tylko przyglądać. Klub musi wybrać jedną z dwóch dróg: sprzedać i zarobić trochę pieniędzy lub mieć nadzieję, że wkrótce reprezentant “Die Mannschaft” odzyska równowagę fizyczną i psychiczną.
Obie opcje są równie realne. Ter Stegen obok Frenkiego de Jonga wydaje się najciekawszym aktywem do zbycia. W dołku sportowym, ale wciąż z potencjałem, stosunkowo młodym wiekiem i niezbędnym doświadczeniem. Nadal może gwarantować nowemu pracodawcy kilka lat solidnej gry.
Portal “Transfermarkt” wycenia go na 55 milionów euro, ale biorąc pod uwagę stan finansów “Dumy Katalonii” i determinację klubu w dążeniu do pozyskania pieniędzy, 30-35 milionów byłoby bardziej realną kwotą odstępnego. Zakładając, że 100 procent ze sprzedaży przeszłoby do funduszu transferowego, Barcelona mogłaby kupić solidną alternatywę i wciąż mieć trochę dodatkowego grosza do wydania, zwłaszcza, gdy na oku ma się talenty pokroju Karima Adeyemiego. Co jednak, gdy nie znajdzie się chętny na usługi ter Stegena?
Wraz z przybyciem Xaviego otwierają się nowe możliwości. Były kapitan “Blaugrany” grał pod wodzą takich menedżerów jak Frank Rijkaard, Pep Guardiola i Luis Enrique. Miał też okazję występować z podobnie podatnym na błędy, choć nieco młodszym ter Stegenem. Widział z bliska, jak Luis Enrique zmienił mentalność bramkarza, a to z kolei pomoże mu samodzielnie rozpisać nowy plan odbudowy Niemca.
W każdym razie, czy ma jakieś inne wyjście? Szukanie nowego golkipera w zimowych okienku transferowym wydaje się absurdalne, biorąc pod uwagę nikłe środki, pilną potrzebę wypełnienia innych luk oraz wrażliwą pozycję. Niewielu dostępnych obecnie na rynku graczy z miejsca potrafiłoby wskoczyć między słupki bramki Barcelony, przyjąć na klatę olbrzymią presję i od razu stać się liderem z tyłu. Transfer, o ile do niego dojdzie, należy więc odsunąć w czasie co najmniej do przyszłego lata.
Nie oznacza to bynajmniej, że MATS otrzyma od Xaviego bezgraniczne zaufanie. Nowy szkoleniowiec wcale nie musi się zawahać przed wysłaniem go na ławkę rezerwowych. Jeśli klub ma cierpieć z powodu błędów bramkarza, dlaczego nie dać szansy komuś z zaplecza? 22-letni Inaki Pena może jest niedoświadczony, ale jeśli ter Stegen nie uczy się na własnych błędach, to może jego konkurent się nauczy?