Stawiajmy na tego piłkarza! Apel byłego reprezentanta. "Zdał egzamin" [NASZ WYWIAD]

Stawiajmy na tego piłkarza! Apel byłego reprezentanta. "Zdał egzamin" [NASZ WYWIAD]
Marcin Karczewski / pressfocus
Paweł - Ożóg
Paweł Ożóg16 Nov · 16:30
- W moim odczuciu zdał on egzamin i nie bałbym się na niego stawiać. Widać, że daje rozwinąć możliwości ofensywne naszym zawodnikom, a też nie jest tak, że sam z przodu nic nie daje. Potrafi się podłączyć i ma dobry strzał, więc uważam, że wywiązuje się ze swojej roli - chwali Tarasa Romanczuka były reprezentant Polski, Przemysław Kaźmierczak, z którym porozmawialiśmy po klęsce w Portugalii.
Reprezentacja Polski jest już po pierwszym z listopadowych spotkań - przegrała z Portugalią 1:5. Porażka skomplikowała sytuację biało-czerwonych w walce o utrzymanie w Dywizji A Ligi Narodów. O ostatecznych rozstrzygnięciach zdecyduje więc poniedziałkowy mecz ze Szkocją. O piątkowym występie biało-czerwonych porozmawialiśmy z byłym reprezentantem Polski, Przemysławem Kaźmierczakiem, który podczas swojej kariery grał między innymi w trzech portugalskich klubach: FC Porto, Boaviście i Vitorii Setubal.
Dalsza część tekstu pod wideo
PAWEŁ OŻÓG: Jakie słowa cisną się na usta po takim meczu?
PRZEMYSŁAW KAŹMIERCZAK: Dwie różne połowy. W pierwszej rozgrywaliśmy naprawdę mega dobre spotkanie. Wszyscy grali na dobrym poziomie. Każdego można było pochwalić i ciężko było wskazać tylko jeden mocny punkt. I nie ma też sensu umniejszać naszej drużynie, sugerując, że Portugalia słabo weszła w mecz. Po prostu my narzuciliśmy mocne tempo i umieliśmy zatrzymać gospodarzy. Blisko trzymaliśmy się przeciwników, żeby nie mogli rozgrywać.
Widać było odpowiednie nastawienie, składne akcje, chęć wygrywania każdego pojedynku. Nie cofnęliśmy się, chcieliśmy grać i atakować. Indywidualnie i zespołowo. Zalążek tego widzieliśmy w meczu z Chorwacją. Teraz pierwsza część spotkania z Portugalią. Musimy dążyć do tego, żeby grać tak cały czas. To nie jest łatwe, ale z pewnością to kierunek, w którym musimy zmierzać. Tak właśnie powinniśmy grać.
Jednak w pewnym momencie czar prysł.
Do przerwy byliśmy lepsi, więc tym bardziej żałuję, że nie udało nam się zdobyć bramki, na którą zasługiwaliśmy. Był widoczny progres względem pierwszego meczu z Portugalią. Dlatego tak bardzo szkoda drugiej połowy. Wówczas rywale narzucili niesamowitą intensywność, której nasi reprezentanci nie byli w stanie się przeciwstawić.
Co było główną przyczyną? Opadliśmy z sił?
Pewnie trochę tak, bo pierwsza połowa mogła nas sporo kosztować. Nie wiem też, czy spodziewaliśmy się tak ostrego dziesięciominutowego natarcia na początku drugiej odsłony. Portugalia całkowicie nas zdominowała. Gdy na moment złapaliśmy oddech i weszliśmy na ich połowę, poszła kontra, która otworzyła worek z bramkami.
Można wskazać jednego winnego straty pierwszego gola? Niektórzy uważają, że Taras Romanczuk mógł zatrzymać akcję na połowie rywali.
Rafael Leao pognał niesamowicie. Taras nie miał szans. Próbował ściągnąć rywala za koszulkę, ale ten był już tak rozpędzony, że nie było nawet jak go sfaulować. Zdecydowanie większa szansa na skasowanie tej akcji była przy samej wrzutce. Faktem jest, że Portugalczycy rozegrali kontrę wzorowo. Mieliśmy w pierwszej połowie podobną sytuację zakończoną strzałem głową, ale zabrakło dobrego wykończenia. Oni zrobili wszystko idealnie.
Z perspektywy byłego piłkarza środka pola, jak ocenia pan Tarasa Romanczuka?
Jest typową szóstką. Pomaga z tyłu, dobrze odbiera, gra agresywnie. Nie holuje bezsensownie piłki, tylko gra prosto: dwa, trzy kontakty i podanie do kolegi. Widać, że daje rozwinąć możliwości ofensywne naszym zawodnikom, a też nie jest tak, że sam z przodu nic nie daje. Potrafi się podłączyć i ma dobry strzał, więc uważam, że wywiązuje się ze swojej roli.
Powinniśmy konsekwentnie na niego stawiać?
A czemu nie? W moim odczuciu zdał egzamin i nie bałbym się na niego postawić. Zresztą trener chyba jest podobnego zdania, bo Taras dostał kolejną szansę.
Jednak na EURO po pierwszym meczu został schowany do szafy, a na jedno z jesiennych zgrupowań nawet nie dostał powołania.
Nigdy nie wiemy do końca, jakie są założenia trenera, bo szczegóły zostają między sztabem a zawodnikami, ale myślę, że będzie ważnym punktem zespołu. Selekcjoner pewnie szukał innych rozwiązań i dlatego próbował innych graczy. Testował też Zielińskiego jako defensywnego pomocnika, więc sporo było zmian.
Pana zdaniem powinniśmy grać z nominalną “szóstką”?
Myślę, że tak. Z taką mobilną “szóstką”, która gra prostą piłkę, ale nie gra tylko do tyłu. Kluczowe w tym sektorze jest, żeby celnie zagrać do przodu, żeby oddalić zagrożenie od własnej bramki i próbować napędzić akcję. Najgorzej, gdy piłkarz na tej pozycji za dużo holuje i próbuje grać jak “dziesiątka”. Holowanie zwiększa ryzyko przechwycenia piłki przez rywala, który wówczas rywal ma dość krótką drogę do bramki, czego każdy zespół chce uniknąć.
Porozmawiajmy o najlepiej obsadzonej pozycji w naszej kadrze. Wydaje się, że Marcin Bułka nie daje takiej pewności, jakiej można było po nim oczekiwać. Pamiętam z tego meczu sytuacje, w których zabrakło jego wyjść po górnych piłkach rywali, przez co nasi obrońcy się gubili.
Może to kwestia deszczu, który nie ułatwiał sprawy, a jednak bramkarz jest dość mocno wystawiony na ryzyko. Po jednej z tych wrzutek pojawiło się faktycznie jedno większe nieporozumienie, gdy już dwóch Portugalczyków czaiło się na gola, ale skończyło się dla nas bez konsekwencji. O szczegółach musieliby się wypowiedzieć trenerzy bramkarzy.
Dostrzegam, że pomimo rozmiarów porażki z wielu pana wypowiedzi bije pozytywny ton.
Przegraliśmy wysoko, ale musimy patrzeć szerzej. Szukam pozytywów, ale żeby nie było, że popadam w skrajność, bo do zachwytów daleko. Przypominam sobie wiele spotkań z ostatnich lat, w których mecze reprezentacji naprawdę ciężko się oglądało. Długo graliśmy bardzo defensywnie. Frustrację było widać nie tylko po kibicach, ale i po zawodnikach. Piłkarze na pewno nie byli zadowoleni, gdy musieli biegać tylko do tyłu i liczyć na to, że może uda się coś strzelić przy pojedynczym ataku. A trudno o gole, gdy drużyna jest cofnięta pod własne pole karne. Piłka się zmienia. Trzeba iść do przodu. Właśnie w nastawieniu widzę dużą różnicę. Dostrzegam, że piłkarze czują się pewnie i mają przykaz, żeby grać do przodu. Nie mamy też w tyłach takiej jakości, żeby spokojnie murować, dlatego powinniśmy trzymać się bardziej ofensywnego stylu.
Jakiego meczu spodziewa się pan ze Szkotami?
Myślę, że będzie to bitwa jak większość spotkań z tym zespołem. Wiemy, co pokazują, graliśmy z nimi nie tak dawno. Teraz trzeba się zregenerować i znów ruszyć do boju. Przed piątkowym meczem - wiadomo, że łatwo się mówi - powtarzałem, że trzeba wyjść jak z Chorwatami i nie cofać się głęboko pod pole karne, tylko próbować zagrać ambitniej. I tego musimy się trzymać. Grunt, żeby przeanalizować błędy i odpowiednio zmobilizować zawodników, a myślę, że trener Probierz to potrafi.

Przeczytaj również