Sobowtór Messiego, zmysł Riquelme i wpływy Maradony. "Kto wie, może będzie gwiazdą Premier League"
Alexis Mac Allister dzięki zwyżce formy nieoczekiwanie dorósł do odgrywania kluczowej roli w Brighton, zespole Jakuba Modera. Rodzinne tradycje wskazują, że nie miał innego wyjścia, jak tylko zostać kapitalnym piłkarzem.
Młody Alexis, kiedy jeszcze biegał po podwórku w krótkich spodenkach i ledwo odrastał od ziemi, słuchał opowieści ojca, Carlosa, zawodowego piłkarza, występującego u boku Diego Maradony w barwach Boca Juniors i “Albicelestes”. Carlos uważał “Boskiego” za swojego najlepszego przyjaciela. Światło sławy gwiazdy schodzącej już powoli ze sceny chcąc nie chcąc padało również na niego.
Mac Allister senior nie należał do najbardziej utalentowanych zawodników. Nie miał zbyt wielu konkurentów w reprezentacji na pozycji lewego obrońcy, a i tak zaliczył tylko trzy występy w drużynie narodowej. Dzielił szatnię z Fernando Redondo, Diego Simeone, Sergio Goycocheą, ale to z Maradoną trzymał największą sztamę. Gwiazdor walczący z uzależnieniem od narkotyków podarował mu kiedyś zegarek Rolexa, który później został skradziony (inna historia mówi, że po prostu go zgubił podczas jednej z zakrapianych imprez) oraz koszulkę. Trykot z numerem 10 i nazwiskiem Maradona miał być prezentem-nagrodą, jeśli Carlos Mac Allister strzeli bramkę w finale krajowego pucharu. Gdy to zrobił, w szatni czekał na niego nienagannie złożony skarb, idealny totem do prywatnego ołtarzyka.
Debiut w złym czasie
Dorastający w La Pampa Alexis, formalnie od trzech lat pomocnik Brighton, chłonął wszystkie anegdoty ojca i nie miał innego wyjścia: musiał zostać piłkarzem. 23-letni ofensywny pomocnik z trudem wchodził w ten sezon, przegrywał rywalizację w środku pola, ale od przełomu roku trener “Mew” Graham Potter nie wyobraża sobie wyjściowej jedenastki bez argentyńskiego gracza z irlandzkimi korzeniami. Potrzebował sporo czasu, aby zadomowić się na Wyspach. Brighton kupiło go w styczniu 2019 roku z Argentino Juniors za 8 milionów euro, ale pozostał w ojczyźnie jeszcze rok na zasadzie wypożyczenia.
Jego kariera w Anglii miała rozkwitnąć w sezonie 2019/20. Trafił jednak na najgorszy możliwy moment. Zadebiutował w barwach “Seagulls” w 80. minucie spotkania przeciwko Wolves na początku marca 2020 i tak się akurat złożyło, że był to ostatni mecz Premier League przed pandemiczną przerwą. W kolejnych miesiącach Mac Allister coraz odważniej poczynał sobie wewnątrz drużyny, dostawał więcej szans, więcej minut, budował sobie zaufanie u angielskiego szkoleniowca. Opisywany przez menedżera jako “inteligentny” i “wojowniczy” płynnie przystosował się do nowego życia i kolejnych wyzwań.
Przełom nastąpił na początku tego roku, kiedy jego dwie decydujące bramki, w tym jedna piękna zdobyta strzałem z półwoleja, pomogły Brightonowi rozprawić się w trudnym wyjazdowym spotkaniu z Evertonem. To wtedy młody Mac Allister znalazł się na ustach kibiców, dziennikarzy i dzięki temu mogliśmy poznać dziedzictwo jego rodziny.
- Mój ojciec nigdy nie wywierał na mnie presji, abym został piłkarzem, ale też nie mam problemu z tym, gdy ktoś mnie do niego porównuje. Jestem do tego przyzwyczajony - wyznaje brytyjskim dziennikom.
Piłka na okrągło
Tata Carlos opowiadał swoim trzem synom do snu przeróżne historie. Jedna dotyczyła chłopców, którzy spełnili piłkarskie marzenia o wspólnej grze dla Realu Madryt. W przypadku dzieci Mac Allistera trzeba było zamienić jedynie “Królewskich” na Argentinos Juniors, klub z Buenos Aires słynący z rozwijania talentów i będący pierwszym przystankiem Maradony do pięknej kariery.
Trzej bracia zagrali razem przed swoim ojcem przeciwko San Lorenzo w 2017 roku. Kevin, 24-letni obrońca, pozostał w Argentinos, Francis, 26-letni pomocnik, przeniósł się do Talleres, a europejską przygodą kontynuuje chyba najzdolniejszy z nich, Alexis. A to wcale nie koniec futbolowego przemysłu rodzinnego.
Wujek Mac Allistera, Patricio, również grał profesjonalnie i dołączył do Carlosa, aby założyć Deportivo Mac Allister, klub z siedzibą w prowincji La Pampa. Obaj nabyli czterohektarowy kawałek ziemi położony pięć kilometrów od centrum miasta Santa Rosa, gdzie zbudowali akademię do szkolenia i promowania nastoletnich piłkarzy. Typowy biznes jednej familii. Jako trenerów zatrudniają krewnych, a Carlos prosi synów, by czasem do niego zajrzeli i robili raporty z obserwacji młodych talentów. Wszystko kręci się wokół piłki.
No dobrze, ale skąd wzięło się ich nazwisko? I jakim cudem Argentyńczyk może być blondynem? Alexis sam nie wie, czy doniesienia o tym, że rodzina ma korzenie w szkockim Fife są prawdziwe. Szkoci osiedlili się w Argentynie w końcu XIX wieku, a później Alexander Watson Hutton, którego rodzice urodzili się właśnie w historycznym hrabstwie kraju, otrzymał tytuł “Ojca argentyńskiego futbolu”, gdy udał się do Buenos Aires, by objąć stanowisko dyrektora jednej ze szkół ponadpodstawowych i pomóc założyć Argentyński Związek Piłki Nożnej. Alexis, pytany o powiązana z Huttonem, skonfudowany odpowiada:
- Nie wiem, czy istnieje we mnie jakaś cząstka Szkocji, ale moja rodzina pochodziła z Irlandii. Nazwisko jest irlandzkie - przekonuje.
W argentyńskiej diasporze
Pierwszy covidowy lockdown nieco wpłynął na jego aklimatyzację. Musiał pracować nad formą fizyczną, znacznie ciężej niż w Argentynie. Przeszedł przez wiele rzeczy, które zawsze stanowią pewną trudność dla piłkarzy pochodzących z Ameryki Południowej. Jedną z nich jest język. A druga to pogoda.
- Ciężko się przyzwyczaić do długich tygodni z deszczem i niskimi temperaturami. To przez to tęskni się za domem…
Kiedy latem częściej wychodziło słońce, poczuł się bardziej jak w La Pampa, urządzając grille, zapraszając kolegów z reprezentacji “Albicelestes” również grających w Premier League: Giovanniego Lo Celso, Manuela Lanziniego i Emiliano Martineza. Co na ruszcie? Oczywiście wszystkie argentyńskie specjały. Musi być mięso. Dużo. Stek z boczku, stek wołowy i żeberka. Chyba tylko Argentyńczycy są w stanie strawić tę potężną dawkę kalorii bez problemów żołądkowych.
Bólu brzucha mógł się nabawić stresując się na ławce rezerwowych. Zeszły sezon był dla niego wyjątkowo frustrujący, kiedy znalazł miejsce w pierwszym składzie w zaledwie w 13 z 38 ligowych meczów. Zdobył jednak sympatię fanów “Mew” strzelając w październiku 2020 wyrównującego gola w doliczonym czasie gry przeciwko Crystal Palace. Lubi robić wokół siebie szum także na boisku, gdy występuje jako “dziesiątka”, ale równie komfortowo czuje się będąc “ósemką”, grając głębiej i likwidując ataki przeciwników. Stylem gry chce naśladować słynnego Juana Romana Riquelme, choć wie, że w Premier League już nie ma miejsca dla magicznych “trequartistów”. Ale czy tak jest w istocie?
- Piłka nożna szybko się zmienia - mówi Graham Potter dziennikowi “The Telegraph”. - Kilka tygodni temu Alexis był rozczarowany tym, że mało gra. Teraz wystrzelił z formą, kto wie, może też będzie gwiazdą ligi.