Rok temu grał w czwartej lidze, teraz pojechał na EURO. "W małych wsiach czekają setki takich jak on"
To piłkarska historia jak z bajki i przykład niezwykłego odwrócenia losu. Kerem Akturkoglu, który jeszcze rok temu kopał w czwartej lidze i nie wiedział, co dalej, niedawno zadebiutował w reprezentacji Turcji, a zaraz być może będzie miał okazję zaprezentować się szerszej publice na EURO.
Akturkoglu pochodzi z wielopokoleniowej rodziny z Izmitu. Nim skończył pierwszy rok życia, jego miasto nawiedziło potężne trzęsienie ziemi, które pochłonęło 10 tys. ludzkich istnień. Familii udało się przetrwać atak żywiołu bez strat. Rozpoczął przygodę z piłką od gry na ulicy w dzielnicy Golcuk. Zapachniało talentem od pierwszych kopnięć. Ojciec, Omer Faruk, zapalony kibic piłki, już emerytowany, ale nadal dorabiający na utrzymanie, musi być dumny z tego, co osiąga teraz jego najmłodszy syn. Zawsze uważał, że ma dryg do rywalizacji na boisku.
- Kiedy w wieku 15 lat przeniósł się z Golcuksporu do Hisareynsporu, zagrał w 82 meczach w jednym sezonie. Drużyna przenosiła go z jednej kategorii do drugiej. Występował dosłownie co 2-3 dni. Przerastał całą młodzież o dwie głowy - chwalił się Agencji Anadolu Akturkoglu senior.
Walka z gigantem ze Stambułu
Jasnym stało się, że młody gracz potrzebuje trampoliny do rozwoju. Chodzili od klubu do klubu na testy i praktycznie każdy zespół próbował namówić 15-latka do gry w ich barwach. Padło na drużynę z największego miasta w Turcji, a więc i z największymi możliwościami do wykształcenia piłkarza. Działaczom Basaksehir, klubu, który został przeformowany na rok przed przybyciem Kerema, bardzo zależało na budowie akademii i rekrutacji najzdolniejszej młodzieży w kraju. Problem pojawił się później.
Wedle relacji samego zawodnika, jeden z pracowników z działu infrastruktury przyszedł do niego i w krótkich, żołnierskich słowach oznajmił:
- Przykro nam, ale nie będziemy mieli dla ciebie noclegu. Musisz sam sobie znaleźć inne miejsce do zakwaterowania.
Po długich zmaganiach, kochający sport Kerem nie zrezygnował i po prostu zamieszkał w internacie w Stambule. Opłacali go rodzice, widząc, jak bardzo zależy mu na kontynuowaniu kariery. W ciągu dnia chodził do szkoły, stamtąd ruszał na trening, a wieczorem wracał do bursy. Z upływem roku zwrócił na siebie uwagę w rozgrywkach juniorskich, w związku z czym zainteresowali się nim przedstawiciele innych drużyn, m.in. słynny Besiktas. Basaksehir nie zamierzał bynajmniej pozbywać się talentu, namówiono go więc na podpisanie pierwszego zawodowego kontraktu. Skromnego, bo zaledwie rocznego. Gdy tylko pojawił się podpis pod dokumentem, natychmiast wysłano go na wypożyczenie do Bodrum. Tak zaczęła się droga krzyżowa chłopaka.
Kerem miał prawo sądzić, że po niezłym sezonie (27 występów i 4 gole) otrzyma na stałe miejsce w pierwszej drużynie. Miał już 19 lat, za sobą zgrupowania i mecze w ekipach U18 i U19 reprezentacji Turcji, całkiem niezłą renomę na krajowych boiskach. Tymczasem Basaksehir nie planował w najbliższej przyszłości wypromować młodego skrzydłowego. W zespole roiło się od gwiazd z Emmanuelem Adebayorem na czele, a ówczesne liberalne przepisy ligowe dopuszczały znaczną liczbę obcokrajowców w zespołach.
- Gdy w ostatnich latach cała jedenastka mogła być złożona z cudzoziemców, nikt nie miał wielkiej presji na odkrywanie talentów w celach innych niż zarobkowe - wyjaśnia nam Filip Cieśliński, ekspert od tureckiej piłki.
Akturkoglu dostał ofertę nie do odrzucenia. Albo podpisuje kontrakt na 5 lat z minimalną płacą i wysyłają go na wypożyczenie do Eroksporu (satelickiej drużyny Basaksehiru), albo wyłączą go z kadry. 19-latek wiedząc, że nie ma szans utrzymać się w Stambule na “głodowej” pensji, musiał odrzucić tę propozycję. Reakcja klubu była natychmiastowa. Na rok zablokowali mu możliwość gry i korzystania ze sportowych obiektów należących do IBFK, a do szkoły dojeżdżał z ojcem z Izmitu. Ponad 100 kilometrów w jedną stronę.
- Powiedziałem, że tak nie może być. Zrozumiałem, że nie mają planów co do mojego syna. Po zakończeniu kontraktu kontaktowaliśmy się z innymi zespołami, ale zgodnie z obowiązującymi przepisami, biorąc pod skrzydła Kerema, musieliby sięgnąć do kieszeni i to dosyć głęboko - zdradza ojciec piłkarza.
Chodzi o ekwiwalent za szkolenie, który każdy klub powyżej trzeciej ligi musiałby wypłacić Basaksehirowi.
- To zasada mająca zniechęcić do “podkradania” sobie młodych piłkarzy za darmo po skończeniu kontraktu przez drużyny z topu. Warunek nie obowiązuje natomiast zespołów od czwartego poziomu rozgrywkowego - zauważa Filip Cieśliński.
Debiut, hat-trick i powołanie
W ten oto sposób działacze ze Stambułu zamknęli furtkę swojemu wychowankowi na funkcjonowanie w profesjonalnej piłce. Akturkoglu musiał sobie szukać zajęcia w półamatorskich klubikach z czwartej ligi. Do Erzincansporu wziął go Mustafa Sarigul, z którym chłopak pracował jeszcze za czasów treningów w juniorach Basaksehiru. Zgodnie z przypuszczeniami, skrzydłowy prawie natychmiast “zjadł” ligę, zdobywając 20 goli w 30 meczach. Co ważniejsze, po roku z powrotem mógł dostać kartę na rękę. Był dostępny dla każdego. Całkowicie za darmo.
Przed obecnym sezonem zgłosiło się do niego, wedle szacunków ojca-menedżera, 13 klubów z Super Lig. Kluczowa okazała się rozmowa z Fatihem Terimem, legendą tureckiego futbolu, obecnie szkoleniowcem Galatasaray. Zaoferował godziwe warunki, sporadyczne występy w końcówkach ligowych spotkaniach i całe mecze w pucharach. I te skromne okazje potrafił odpowiednio wykorzystać.
Zadebiutował w koszulce Galaty 23 listopada, a dwa tygodnie później już wpisał się na listę strzelców w spotkaniu z Hataysporem. Prawdziwa eksplozja talentu nastąpiła natomiast w drugiej rundzie. Zdobył 3 gole w meczu przeciwko Goztepe, zostając pierwszym piłkarzem “Lwów ze Stambułu” od 2016 roku, który zanotował hat-tricka. Kampanię zakończył z sześcioma bramkami i… powołaniem do reprezentacji Senola Gunesa. Obserwatorzy wskazują jednak, że filigranowemu skrzydłowemu (173 centymetry wzrostu) trochę jeszcze brakuje do najwyższej klasy.
- Bardzo szybki, dobrze grający na linii spalonego, mający problem z dobrym wyborem momentu na drybling. Jednocześnie słabiutki na nogach, łatwo się kładzie, w Super Lig miewał też problemy z wykańczaniem, w powietrzu nie istnieje - wylicza Filip Cieśliński.
Skąd zatem zaproszenie do kadry i bilet na Euro?
- Turcy mają poważny problem z potencjalnymi następcami Buraka Yilmaza, dla którego to prawdopodobnie ostatni duży turniej i po jego odejściu przez lata czeka ich na tej pozycji posucha. Kerem, choć w życiu grywał na szpicy, fizycznie bardziej pasuje do skrzydłowego i w buty Buraka w żadnym wypadku nie wskoczy. W ogóle zresztą trudno będzie mu nawet wyskoczyć z dresu i przebrać się w strój meczowy, bo dla Senola jest na ławce opcją numer 14-15. Mniejsze szanse na występ miałby tylko trzeci bramkarz - przyznaje Cieśliński, ale dodaje również, że sam fakt wygrania selekcji to już bardzo duży sukces. Poza tym selekcjoner miał względem niego konkretny plan.
- Senol zrobił to, w czym jest bardzo dobry: zagrał pod atmosferę, fajny klimat wokół kadry i urzeczywistnienie historii, że wszystko jest możliwe. Kerem nie zabrał miejsca nikomu kluczowemu, jego powołanie ucieszyło kibiców Galatasaray, on sam poczuje zapach dużej piłki i jeśli poradzi sobie z tempem w jakim przyspieszyło teraz jego życie, może powalczyć w kolejnych latach o utrzymanie miejsca w podstawowym składzie Galaty - kreśli przyszłość Akturkoglu Cieśliński.
W debiucie dla drużyny narodowej przeciwko Azerbejdżanowi do bramki wprawdzie nie trafił, ale popisał się “ruletą”. Zgrabnym ruchem minął dwóch rywali. Viral ze zwodem kilka razy okrążył turecką sieć.
Tatę Kerema roznosi duma. Podkreśla jednak, że takich jak jego syn w Turcji może być dużo więcej:
- Gdzieś w małych wsiach czekają setki piłkarzy jak Kerem. Odpowiedni trener, odpowiedni klub i warunki są bardzo ważne. Podobnie jak rodzina. Większość ojców nie ma możliwości, by walczyć o karierę swojego dziecka. Dzięki Bogu, my się nie poddaliśmy.