RB Lipsk. Cierpienia (jeszcze) młodego Wernera. Policzkuje Niemców, flirtuje z Anglikami, goni własny ogon

Cierpienia (jeszcze) młodego Wernera. Policzkuje Niemców, flirtuje z Anglikami, goni własny ogon
MDI / Shutterstock.com
Scenariuszy nakreślono wiele, decyzji nie podjęto żadnych. Timo Werner utknął w martwym punkcie swojej kariery. 24-latek od roku siedzi na spakowanych walizkach, jednak wciąż nie dostał przydziału do nowego klubu. Kto byłby w stanie obudzić drzemiący w nim wielki piłkarski kapitał?
Bayern zawsze szuka symboli. To sentymentaliści, fani wspominają każdą rocznicę, dzisiejszych piłkarzy porównują do dawnych gwiazd. Rok temu, pod koniec kwietnia, Timo Werner strzelił przeciwko Freiburgowi bramkę, która wyglądała jak zdobyta przez Gerda Muellera, człowieka, z którym starsze pokolenia utożsamiają TAMTEN Bayern. Wbiegł w pole karne, odwrócił się plecami do bramkarza, przyjął piłkę i z półobrotu wpakował ją do siatki. W Monachium oczy zapłonęły, imitacja Muellera z Wernerem była czymś więcej niż tylko chorym wyobrażeniem.
Dalsza część tekstu pod wideo
Gol wyglądał jak uwierzytelnienie, jak przyznanie licencji jakości. Napastnik został ostatecznie uprawniony do używania karty wstępu na Allianz Arena w charakterze nowego członka wielkiej społeczności „Mia san Mia”. To było rok temu, ale Herr Werner ciągle czeka na wydanie dokumentu. Wróć. Już nie czeka. Jego zauroczenie Bayernem spadło do zera. Wyciąga palec wskazujący i oznajmia: „nie dla psa kiełbasa”.

Werner-saga

Znamy wiele transferów do Bayernu, które ciągnęły się w nieskończoność. Z Robertem Lewandowskim minęło kilka dziesięcioleci od pierwszej plotki do ogłoszenia dużej wiadomości na oficjalnym twitterowym koncie klubu. Leroy Sane? Kolejny otwarty front, o którym słyszymy co najmniej od roku i wciąż nie wiemy, na jakim etapie są negocjacje między trzema podmiotami (City-zawodnik-FCB). Przeniesienie Wernera z Lipska do Monachium zdaje się być przybranym bratem przeprowadzki „Lewego”: są komplementy, rozmowy, pertraktacje, ale też zastój, irytacja, frustracja.
- FC Bayern to świetny klub, nie musimy o tym dyskutować - mówił niedawno 24-latek „Bildowi”. - Ale jeśli miałbym rozważać odejście z Lipska, to transfer za granicę „kręci” mnie bardziej - dodał, a gazeta „wbiła” te słowa na tytuł. Niemiecki, zawodowy piłkarz, który daje kosza klubowej potędze? Do tej pory prawnicy i konstytucjonaliści sprawdzają, czy to zgodne z ich ustawą zasadniczą. - Nigdy nie spotkałem się z tym, żeby piłkarz w ten sposób odnosił się do plotek - komentował na gorąco dyrektor generalny klubu, Karl-Heinz Rummenigge.
Historia Wernera jest skomplikowana, a jeszcze bardziej komplikuje ją rynek transferowy, o którym nikt nie wie, jak będzie wyglądał po kryzysie związanym z koronawirusem. Dlatego wypowiedzi zawodnika RB postrzegane są w branży jako sprzeczne. Czy mówi to, kierując się gniewem, bo ostatnio nie usłyszał żadnych sygnałów z Monachium? Czy to rozpacz, ponieważ chciałby tam jechać, ale bliżej ubicia interesu wydaje się być Liverpool? A może to ukryty komunikat dla obecnego pracodawcy, że byłby skłonny zostać na kolejny sezon i pozwolić, by klauzula wykupu w wysokości 60 mln euro poszła w zapomnienie?
Sytuacja wygląda w ten sposób. Umowa piłkarza trwa do 2023 roku i zawiera gwarancje uwalniające go z kuli u nogi, które jednak są ruchome z kalendarzem. Źródła „The Athletic” podają, że w nadchodzącym okienku istnieje punkt wyjścia do negocjacji, jeśli jakiś klub zaoferuje minimum 47,5 miliona euro. Oferta w wysokości 60 mln zobowiązuje Lipsk do sprzedaży. W przyszłym roku z kolei zapisy zmieniają się w zwykłą klauzulę oscylującą wokół 40 milionów, zanim spadną do tylko 25 mln w 2022 roku. Klauzulę można aktywować od początku każdego letniego okna i wygasa 15 czerwca. Wyjątek stanowi zima, wtedy żadne porozumienie nie wchodzi w grę.

Flick kontra „Brazzo”

Ta saga ma kilka poziomów narracyjnych i nie chodzi tylko o standardy rynku post-koronawirusowego i o przyszłość najbardziej obiecującego niemieckiego napastnika. Zawsze chodzi o Bayern. A clue sprawy polega na tym, że nie znamy jasnego stanowiska działaczy z Bawarii. Błędem byłoby powiedzieć, że nie chcą Wernera, a piłkarz tylko uprzedził ich ruch.
W rzeczywistości w budynkach przy Allianz Arena ścierają się różne głosy. Na przykład dyrektor sportowy Hasan Salihamidzić jest znany z krytycznego spojrzenia na styl gry reprezentanta „Die Mannschaft”. Wątpi, czy przyzwyczajony do kontrataków snajper, świetnie czujący się na dużych i wolnych przestrzeniach, odnajdzie się również w sytuacji, gdy będzie czuł na każdym kroku oddech rywala na plecach. Że potrafiłby, jak to mówią Niemcy, „zatańczyć na podstawce do piwa”, na jednym metrze kwadratowym zatrzymać się, przyjąć, strzelić. Coś jak z Freiburgiem, tylko że częściej. Znacznie częściej.
Z drugiej strony mamy Hansiego Flicka, szkoleniowca Bayernu, uważanego za jednoosobowego członka fanklubu Timo. Tak naprawdę nie interesuje go to, czy Werner potrafi zrobić wszystko, co Lewandowski teraz. Albo czy nauczy się tego na cito. Flick dostrzega potencjał, widzi w nim niebezpieczeństwo dla wszystkich defensyw w lidze i fakt, że prawie nigdy nie odnosi kontuzji. Chciałby stworzyć atak pod przewodnictwem Polaka, za którym, albo obok którego szturmowałby ktoś młodszy z równą pasją do strzelania goli. A docelowo potrzebuje kogoś, kto mógłby przejąć po „Lewym” pałeczkę.
Problem w tym, że trener dysponuje ograniczonym wpływem na swoją kadrę. W tym klubie rządzi zarząd, a gdy do niego w listopadzie wszedł dyrektor sportowy, jasnym jest, że zespół na przyszły sezon wykuje się raczej w ciemnych gabinetach, a nie w szatni i w centrach analitycznych. Teraz Flick musi zacząć przyzwyczajać się do znacznie bardziej prawdopodobnego scenariusza: Bayern skoncentrował swe wysiłki na sprowadzeniu Leroya Sane.

Kierunek: Wyspy?

A co z Wernerem? Do jego wyznawców należy Juergen Klopp, podobne zdanie mają współpracownicy niemieckiego fachowca, uważając Timo za wyjątkowy stosunek jakości do ceny. Zanim sezon został wstrzymany, Werner osobiście rozmawiał z menedżerem „The Reds” oraz przedstawicielami Manchesteru United i Barcelony (plan B w przypadku fiasko negocjacji z Lautaro Martinezem), podczas gdy jego agenci wysłuchali propozycji ze strony Chelsea. Niestety, w obliczu tak dużej niepewności ekonomicznej, podobno sprawy w ogóle nie posuwają się naprzód i nikt na razie żadnych ruchów nie zamierza wykonać.
Nawet jeśli okoliczności nagle się zmienią, pieniądze w sejfach ulegną „odmrożeniu”, to większość klubów z Premier League (i nie tylko) spodziewa się, że następne okno transferowe zdominują niskobudżetowe transakcje, wypożyczenia i zmiany barw na zasadzie prawa Bosmana. Tylko tyle i aż tyle.
Również i Lipsk nie ma naglących zobowiązań, palących pozycji, które trzeba natychmiast wzmocnić. Gdyby należało szybko zebrać gotówkę, bardziej skłanialiby się ku wygenerowaniu jej na sprzedaży Dayota Upamecano, na którego zebrała się już też liczna kolejka zainteresowanych, na czele z Manchesterem United.
Timo Werner. Chce go wielu, jednak nikt nie ma na tyle odwagi, by zaryzykować i wyłożyć konkretne pieniądze na stół. Sam pewnie nie spodziewał się tak długiego przystanku w jednym miejscu. To hamowanie rozwoju, a Niemcy, cierpiący ostatnio na niedobór młodzieży, nie mogą sobie pozwolić, by jedyny godny uwagi napastnik zatracał się w klubie słynącym raczej ze szkolenia potencjalnych talentów niż szlifowania wielkich gwiazd. Kolejny sezon w Lipsku może zaważyć na całej jego karierze.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również