Puchacz znów w tarapatach. Ale jest dla niego idealna liga. "To wiele mówi"
Gdy kilka lat temu wyjeżdżał z Ekstraklasy, wydawał się piłkarzem, który zawsze spadnie na cztery łapy, a wszelkie braki nadrobi ukochaną harówką. Jednak od tego czasu wiele się wydarzyło w karierze Tymoteusza Puchacza, a w 2024 roku jego relacja z Bundesligą wciąż pozostaje burzliwa. Bo jak inaczej traktować choćby zejście już w 33. minucie meczu z Mainz, gdy największym rywalem Polaka o miejsce w składzie zdaje się być jego własna dyspozycja?
Są piłkarze z powtarzalnością, z którą nie chcieliby zostać skojarzeni. O takim zjawisku można mówić w kontekście Tymoteusza Puchacza, którego kariera w Niemczech zdaje się nie rozwijać w satysfakcjonującym tempie. Jak w praktyce wygląda sytuacja klubowa “Puszki”? Czy na przestrzeni lat widać progres w jego grze? Jak interpretować wydarzenia obecne i te z przeszłości? Na te oraz inne pytania staraliśmy się znaleźć odpowiedzi, z pomocą Tomasza Urbana, komentatora niemieckiej piłki w Viaplay.
Sprowadzony na ziemię
Cofnijmy się do 2021 roku. Wydawało się, że lewonożny “Puszka” przechodził z Lecha Poznań do Unionu jako zawodnik z grubsza przygotowany do zagranicznego wyjazdu. Ograny na poziomie Ekstraklasy. Z doświadczeniem w europejskich pucharach. Niebędący po pierwszej rundzie w dorosłej piłce, a mający ich już kilka w nogach. Przyjęło się, że sprawia wrażenie zawodnika skrojonego na niepozorny berliński zespół, a według optymistów miał to być tylko fajny przystanek przed transferem do lepszego klubu. Na tamten moment jego transfer był jednym z najwyższych w historii Unionu. To wszystko dawało nadzieje, że 22-letni wówczas zawodnik nie będzie potrzebował szczególnie dużo czasu na dotarcie się z nowymi kolegami.
Rzeczywistość okazała się jednak dość szorstka dla Puchacza i jego sympatyków. Jesienią 2021 roku Polak przekonał się na własnej skórze, że istnieje spora różnica między Bundesligą a Ekstraklasą. Co kolejkę grzany był temat, czy wreszcie zadebiutuje. Sytuacja była o tyle nieciekawa, że nieraz brakowało dla niego miejsca nawet na ławce rezerwowych, a w samej lidze nie zagrał nawet minuty. Na osłodę pozostały mu występy w europejskich pucharach, ale nie były one w stanie przykryć ogólnego zawodu. Zdecydowały w dużej mierze względy taktyczne i gra w defensywie, choć pojawiało się wiele innych teorii na ten temat. Wiadomo było jednak, że przegrał rywalizację z zawodnikami, którzy nie uchodzili za gwiazdy, lecz solidnych ligowców.
- Urs Fischer przywiązywał dużą wagę do detali. W jego drużynie wszystkie trybiki musiały do siebie idealnie pasować. Jedynym, który miał więcej swobody, był Max Kruse, którego nie dało się włożyć w ramy taktyczne, ale dawał tyle w ofensywie, że Fischer przymykał na to oko. Wydawało się, że Puchacz nie będzie miał konkurencji. Natomiast wyskoczył jak diabeł z pudełka Niko Giesselmann i zagrał sezon życia - wspomina Tomasz Urban.
Puchacz szybko został sprowadzony na ziemię. W mediach społecznościowych wytykano mu, że jeszcze jako zawodnik Lecha gardził transferem do Mainz, by później stać się piątym kołem u wozu w Unionie Berlin. Ot, futbol.
Wypożyczenia bez szału
Oglądanie poczynań kolegów z pozycji siedzącej sprawiło, że już zimą udał się na wypożyczenie do Turcji. W Trabzonsporze dostał zdecydowanie więcej szans niż w klubie ze stolicy Niemiec. Rozegrał w sumie 13 meczów i miał możliwość świętować z nowymi kolegami mistrzostwa kraju. Turecki klimat ponoć mu odpowiadał. Mimo tego, po pierwszych tygodniach, gdy wydawało się, że będzie grał od dechy do dechy, za sprawą słabszej formy trener Abdullah Avci wyraźnie stracił do niego zaufanie.
Gdy skończyło się wypożyczenie, Polak wrócił do Berlina. Latem 2022 roku pojawiały się pogłoski o możliwym powrocie do Lecha Poznań, ale transfer ten nie został zrealizowany. Jesienią Puchacz znów przegrywał rywalizację o skład w Unionie. Nowość stanowił dla niego jedynie debiut w Bundeslidze, ale był to tylko dodatek do niezbyt udanej rundy. Z tego powodu na kolejne pół roku przeniósł się do Panathinaikosu, gdzie wykręcił podobną liczbę występów co w Turcji. Wspólnym punktem obu wypożyczeń była nie tylko gra o mistrzostwo kraju, ale też fakt, że Puchacz nie odgrywał kluczowej roli w zespole. W dodatku jednym z jego gorszych wspomnień może być błąd, który doprowadził do utraty bramki i w konsekwencji utratę pozycji lidera ligi greckiej.
Labros Garaganis, grecki dziennikarz, opowiadał wtedy nieco więcej o losach “Puszki” w Panathinaikosie na łamach portalu igol.pl:
- Puchacz przyjechał tutaj jako zmiennik Juankara. Rozegrał kilka gier jako starter, ponieważ Juankar miał chwilowe problemy. Hiszpan jest jednak numerem jeden, jest cały czas kluczowy w planie trenera Ivana Jovanovica. Puchacz ma kontrakt tylko do lata, więc to też powoduje, że Serb traktuje go tylko jako alternatywę. (...) Wolę osobiście Puchacza, ale należy mieć na uwadze, że on przyjechał tu tylko po to, żeby zastąpić Cristiana Ganeę, który wypadł z powodu problemów zdrowotnych.
Jak łatwo się domyślić, Grecy nie zdecydowali się na wykup, więc znów czekało go lato pełne zmian. Baczni obserwatorzy mogli stwierdzić, że kariera “Puszki” staje się coraz bardziej chaotyczna i brakuje jej wyraźnego kierunku. Wszystko kręciło się raczej wokół chęci nabijania minut na boisku, niż myślenia o przyszłości. Z perspektywy czasu wypożyczenia poza Niemcy wydawały się też nie do końca trafionym pomysłem.
- Nie sądzę, by w interesie Unionu było wypożyczanie Tymka do Panathinaikosu i Trabzonsporu. Według mnie wysłanie go do Grecji i Turcji było jasnym sygnałem. Podejrzewam, że gdyby Union wiązał z nim nadzieje, to wypożyczyłby go do jednego z niemieckich klubów. Przykładowo z zaplecza Bundesligi - podkreśla Tomasz Urban.
Liga idealna
Dopiero w trzecim sezonie bycia zawodnikiem Unionu Puchacz trafił na wypożyczenie, które miało prawo zwiększyć jego notowania w Niemczech. Przenosiny do Kaiserslautern wydawały się naturalnym ruchem, jeśli zawodnik nadal myślał o zaistnieniu na niemieckim rynku piłkarskim. Tym razem przyszło mu występować na drugim poziomie ligowym. Efekt? Nareszcie grał w większym wymiarze czasowym i to z niezłym skutkiem. Mógł zapisać na swoim koncie kilka minisukcesów. Pomógł Kaiserslautern w utrzymaniu się w lidze, kilkakrotnie trafiając do grona najlepszych zawodników kolejki. Zanotował dwucyfrową liczbę asyst, w tym jedną w półfinale Pucharu Niemiec, dzięki czemu dołożył cegiełkę do awansu do finału.
Na papierze był to sezon bardzo solidny i potrzebny piłkarzowi, którego kariera wyhamowała.
- Pokazał, że 2. Bundesliga jest idealna dla niego. Nie można powiedzieć, że tę ligę przerastał, ale był jednym z lepszych wahadłowych. Miał tam liczby, grał regularnie, kibice go polubili. Zaliczył mnóstwo asyst ze stałych fragmentów gry. Skutecznie potrafił zaprezentować tam swój największy atut, czy to ze stojącej piłki, czy z akcji. To było odpowiednie miejsce dla niego. Myślę, że ta 2. Bundesliga jest fajnym miejscem dla niego. Natomiast próbował poszukać szczęścia w Bundeslidze i na ten moment się to mu nie opłaciło - stwierdza komentator Viaplay.
Niestety Kaiserslautern chyba nie było stać na sprowadzenie Puchacza. W mediach pojawiały się doniesienia o ofertach z Bundesligi. Mówiło się między innymi o Augsburgu i Holstein Kiel, gdzie ostatecznie trafił.
Raj dla nielubiących konkurencji
Beniaminek z Kilonii nie należy do najbardziej medialnych zespołów. Największe sukcesy odnosił na początku minionego wieku. W XXI wieku rywalizował głównie na drugim i trzecim poziomie ligowym, aż w końcu doczekał się gry w Bundeslidze. Trudno powiedzieć, że awans był dziełem przypadku, bo pracowano na niego przez kilka lat, ale mimo wszystko rzadko się przewijał w gronie faworytów.
Personalnie nie jest to klub, który da radę stawić czoła większości zespołów. Pokazują to wyniki. Po 11. kolejce ma zaledwie pięć "oczek", co przekłada się na przedostatnie miejsce w ligowej tabeli.
- Drużyna ta jest kadrowo najsłabsza w lidze. Przed sezonem straciła Philippa Sandera, kapitana, który trafił do Borussii Mönchengladbach i postanowił ogłosić swoje odejście tuż po awansie, co jest dość wymowne. Starają się szukać piłkarzy po niższych ligach i próbują uformować z nich pierwszoligowych piłkarzy, ale to nie jest łatwe - opowiada Urban.
Wąska kadra drużyny z Kilonii miała być dla Puchacza szansą na zbudowanie sobie marki. Jednak Polak nie potrafi z niej skorzystać.
- Klub ten ma wielkie problemy na lewym wahadle. Próbowano tam już pięciu zawodników, a za nami dopiero 11 kolejek i tak naprawdę żaden z testowanych nie jest pewną opcją dla trenera Rappa. To jest kamyczek do ogródka Tymka, żeby nie powiedzieć, głaz. Jeśli jako reprezentant kraju przychodzisz do klubu, w którym nie ma konkurencji na twojej pozycji, a ty nie jesteś w stanie utrzymać miejsca w składzie, to wiele mówi. Trudno sobie wyobrazić bardziej komfortową sytuację w klubie z topowej ligi - dodaje ekspert od Bundesligi.
Nikt go jeszcze nie skreślił
Marcel Rapp, trener Holstein Kiel, stara się podbudować Polaka i daje do zrozumienia, że ten pod jego okiem się rozwija. W trakcie listopadowej przerwy reprezentacyjnej pochwalił Puchacza na łamach Kieler Nachrichten w następujący sposób:
- “Pucha” poczynił postępy. Nasza gra nie zaczyna się wtedy, gdy mamy piłkę, tylko w zasadzie wtedy się kończy. Dlatego pozycjonowanie się zawodników jest dla mnie bardzo ważne. W sytuacjach 1 na 1 to chyba nasz najlepszy zawodnik, wypracowuje wiele sytuacji. Wreszcie nabiera rozpędu u nas.
Problem polega na tym, że słowa szkoleniowca nie do końca mają przełożenie na praktykę meczową. Dodatkowo zbiegły się z kolejnym słabszym występem Puchacza w narodowych barwach. Po meczu ze Szkocją, na łamach Meczyki.pl, Roman Kosecki ocenił surowo lewonożnego gracza:
- Puchacz to powinien się skoncentrować na grze. To nie jest “Taniec z Gwiazdami” czy jakieś inne show. Wszedł, żeby uspokoić grę, a niestety nie wychodziły mu akcje w ofensywie i popełniał sporo błędów w obronie.
Całą rozmowę z byłym reprezentantem Polski znajdziecie TUTAJ.
Złość, noty, braki
Po powrocie ze zgrupowania Tymoteusz Puchacz rozegrał zaledwie 33 minuty w ligowym meczu, po czym został zdjęty z boiska. To, co zapadło w pamięć po tym występie, to widok wściekłego 25-latka, który opuszczając murawę, kopnął w bandę reklamową.
- Tylko w jednym meczu zagrał w większym wymiarze niż jedną połowę. Gdy wychodził w pierwszym składzie, to albo w przerwie zmiana, albo jak ostatnio w 33. minucie. Jest to niepokojące. Jeśli zamiast niego, reprezentanta kraju, na lewym wahadle gra prawonożny ofensywny pomocnik Porath, to wiele mówi - podkreśla Tomasz Urban.
Niezbyt udane występy nie są wyjątkami. Na ten moment stały się one wręcz normą, co pokazują oceny zawodnika w kickerze. Prezentują się następująco: 5, 4, 4.5, 3.5, 3 i 5.0. Daje to średnią 4.17 - jedną z najniższych w lidze wśród defensorów. Oczywiście, same noty zawsze nieco spłycają obraz i nie oddają wszystkich założeń taktycznych, ale ich tendencja mówi wiele.
- Brakuje Tymkowi takiej ogłady taktycznej. Zauważyłem, że Tymek gra w meczach, w których jest szansa dla jego drużyny na punkty. Natomiast, gdy z góry są skazani na niepowodzenie, to Puchacz nie gra. To według mnie sygnał, że gdy trzeba bronić bramki, to inni dostają szansę - zauważa Tomasz Urban.
- W Kaiserslautern miał z przodu świetnie grającego głową napastnika, Ragnara Ache, i dośrodkowania Tymka pasowały do Kaiserslautern. Jeśli on trafi do środowiska, w którym jego atuty będą uwypuklone i jego drużyna będzie starała się grać do przodu, a nie głównie stała nisko, to może się sprawdzić. Natomiast w drużynie, w której trzeba głównie bronić, a tak gra Holstein Kiel, to jest ciężko - kończy komentator Viaplay.
O ile zazwyczaj na tym etapie sezonu trudno uznać, że czas bić na alarm, o tyle w przypadku Tymoteusza Puchacza niepokojące jest to, że po raz kolejny mowa o jego problemach z wygraniem rywalizacji w klubie. Lata lecą, od dłuższego czasu nie można go nazwać juniorem, a “Puszka” nadal nie zbudował sobie mocnej pozycji w klubowej piłce. Obskoczył trzy kraje, cztery ligi i to wszystko w nieco ponad trzy lata. Przygoda z piłką dość barwna, ale brakuje jej rytmu i pozytywnej regularności.
Nikt nie odmawia mu ciężkiej pracy i chęci - wręcz za to jest zawsze chwalony przez trenerów. Kreuje się też na taką osobę, która nie odpuszcza i zaciska zęby, gdy wymaga tego sytuacja. Sęk w tym, że sport bezlitośnie obnaża nieskuteczność działań. Więc jeśli Puchacz nie zacznie się rozwijać, to straci niepowtarzalną szansę na zyskanie miana gościa, który wyciągnął ze swojej kariery maksimum potencjału.