Zachwycał na murawie, wygrywał trofea i... podpadł Mourinho. "Wtedy zdarzyło się coś dziwnego"
Nazywanie Gorana Pandeva bohaterem narodowym nie jest żadną przesadą. 39-latek urodzony w dawnej Jugosławii zasłużył na pomnik w Macedonii. Przez wiele lat czarował na włoskich boiskach i był głównym architektem pierwszego awansu swojej reprezentacji na mistrzostwa Europy.
Najbardziej utytułowany piłkarz w historii Macedonii zawiesił buty na kołku. Po 22 latach gry, Goran Pandev udaje się na zasłużoną emeryturę. W klubowym futbolu wdrapał się na sam szczyt. Złotymi zgłoskami zapisał się też w historii macedońskiej piłki reprezentacyjnej.
- Patrzę wstecz i nie wydaje mi się to prawdziwe. To była niezwykła przygoda z fenomenalnymi emocjami, które noszę w sercu i dzielę się z tymi, których spotkałem na tej drodze. Dziękuję mojej rodzinie, mojej żonie i moim dzieciom. Dziękuję rodzicom za to, że pozwolili mi podążać za moim marzeniem. Jestem wdzięczny moim ludziom za całą miłość, którą mi okazali. Byliście wspaniali. Dziękuję wszystkim, bez was nie osiągnąłbym tego wszystkiego. Dziękuję trenerom i dyrektorom za wiarę we mnie i wszystko, czego się nauczyłem. Przekazuję podziękowania wszystkim moim fanom, od pierwszego do ostatniego, chciałbym was przytulić. Kończy się fantastyczny rozdział. Przynoszę ze sobą mnóstwo emocji. Cieszę się, że mogłem je z wami dzielić – napisał na swoim instagramowym profilu Macedończyk.
Droga na sam futbolowy szczyt nie była dla niego usłana różami. Musiał ciężko pracować i zostawać po treningach, aby zaistnieć w piłkarskim świecie. Dziś Pandev może usiąść spokojnie w hotelu, otworzyć butelkę włoskiego wina i z uśmiechem na twarzy wspominać karierę.
Wyjazd do Włoch
Choć Macedonia Północna jest dla Gorana Pandeva ojczyzną, to drugim domem jest Italia. Mając zaledwie 18 lat na karku i rozegrany jeden sezon w seniorskim futbolu, wyjechał do Mediolanu, stając się drugim w historii Macedończykiem w Serie A. Inter zapłacił wówczas FK Belasicy tylko 25 tysięcy euro. Cena może wywołać delikatny uśmiech na twarzy, ale popularni “Nerazzurri” mieli z góry założony plan na chłopaka z Bałkanów.
Przebicie się do seniorskiego składu Interu w tamtym czasie graniczyło z cudem, bowiem o sile ofensywy stanowili tacy zawodnicy jak: Adriano, Christian Vieri czy Alvaro Recoba. Pandeva czekała typowa dla nastolatków droga. Najpierw młodzieżowy zespół, a później wypożyczenia. Na początku trafił do trzecioligowej Spezii, a w sezonie 2003/04 zasilił szeregi Ancony, ówczesnego beniaminka Serie A.
Goran Pandev przeżył tam małe piekło. Ancona okazała się najgorszą drużyną w historii Serie A. Klub w trakcie sezonu dwukrotnie zmieniał trenera. Nie wygrał ani jednego z pierwszych 28 meczów, kończąc sezon z dorobkiem zaledwie 13 punktów. Na domiar złego klub ze Stadio del Conero miał problemy finansowe i zalegał z wypłatami dla piłkarzy.
Przed kolejnym sezonem Inter zasilił Dejan Stanković. W ramach rozliczenia transferu do Lazio powędrował Goran Pandev. To właśnie w stolicy Włoch kariera Macedończyka nabrała rozpędu.
Ze stolicy mody do stolicy Italii
Goran Pandev bronił barw stołecznego klubu przez blisko sześć lat. To właśnie z Lazio Macedończyk sięgnął po pierwsze trofeum w karierze - Coppa Italia w 2009 roku. W koszulce “Biancocelestich” rozegrał prawie 200 spotkań, zdobywając aż 64 bramki oraz notując 22 asysty. Zawodnik szybko stał się ulubieńcem publiczności.
Szczególnie udanie układała się współpraca Pandeva z Tommaso Rocchim. Był to duet, który rozumiał się nie tylko na boisku, ale również poza nim. Kolega stanął zresztą w obronie Pandeva w 2009 roku, kiedy ten zaczął być kuszony przez inne kluby. W stolicy Macedończyk zarabiał blisko milion euro rocznie, a we włoskich mediach pojawiły się informacje, że Juventus jest w stanie podwoić jego pensję. Do gry włączył się jeszcze Zenit Sankt Petersburg, który oferował nawet cztery miliony. Rozpoczął się konflikt na linii zawodnik-klub i nieuniknione było odejście 26-latka z Lazio.
Pandev chciał wykorzystać całą sytuację i poprosił Claudio Lotito o podwyżkę. Zawodnik nie chciał odchodzić z klubu. Próbował wymusić na włodarzach wyższą pensję. Prośba bardzo zdenerwowała właściciela, który odmówił Macedończykowi i poinformował, że jeśli nie otrzyma 20 milionów euro, to nie ma tematu odejścia. Piłkarz popadł konflikt z Lotito, za co otrzymał karę finansową i został przesunięty do rezerw zespołu.
Z czasem nie udało się załagodzić całej sytuacji. Claudio Lotito liczył tylko na przeprosiny, ale Goran Pandev nie widział już swojej przyszłości na Stadio Olimpico i chciał odejść. Został mu rok kontraktu z Lazio i wiedział, że już zimą będzie miał szansę zmienić barwy klubowe. Przez blisko cztery miesiące trenował samodzielnie i nie wystąpił w żadnym spotkaniu. Macedończyk w końcu pozwał Lazio, oskarżył prezydenta klubu o mobbing i złożył wniosek o rozwiązanie umowy. Lotito odpowiadał w mediach, nazywając go "buntownikiem".
W końcu 23 grudnia 2009 roku władze ligi orzekły decyzję na korzyść piłkarza. Lazio musiało mu też wypłacić odszkodowanie w wysokości 170 tysięcy euro. Lotito odwołał się później od tego wyroku, ale przegrał. Kluczową rolę w tej sprawie odegrał wcześniej wspomniany Tommaso Rocchi, który zeznawał na korzyść kolegi z zespołu.
Potrójna korona i Mourinho
Zimą 2010 roku Pandev zasilił szeregi “Nerrazzurrich”. Nie Juventus, nie Zenit Sankt Petersburg, a właśnie mediolańczycy skusili go do powrotu na Giuseppe Meazza. Można powiedzieć, że Macedończyk trafił z piekła do piłkarskiego nieba. To właśnie w Interze spędził najpiękniejsze lata kariery.
Zwolennikiem Gorana Pandeva był sam Jose Mourinho. Portugalski szkoleniowiec miał na niego zdecydowanie inny plan. Dotychczas Macedończyk grał jako podwieszony napastnik, a “The Special One” widział go jako lewego skrzydłowego z częstym schodzeniem do środka. W Interze najważniejsza była organizacja gry, a Pandev imponował nie tylko walecznością, ale także swoim zaangażowaniem niemalże w każdą akcję. Tak 27-latek stał się jednym z najważniejszych żołnierzy w armii Mourinho.
W Mediolanie gracz urodzony w Strumicy wyraźnie odżył. Przez pół roku rozegrał 19 spotkań, w których zdobył sześć bramek oraz zanotował trzy asysty. Już po kilku miesiącach świętował zdobycie Scudetto, później dorzucił Coppa Italia, a na koniec pamiętny triumf w Lidze Mistrzów. W fazie pucharowej opuścił tylko jeden mecz, słynny półfinałowy rewanż na Camp Nou z Barceloną, ale w zwycięskim finale przeciwko Bayernowi wyszedł już w podstawowym składzie i zagrał bardzo dobre zawody, choć dziś możemy tego nie pamiętać, bowiem show skradł Diego Milito - autor dwóch trafień.
Pandev nie ukrywa, że Jose Mourinho to najważniejszy trener w jego karierze.
- Był dla nas jak ojciec. Stworzył wtedy prawdziwie zjednoczoną grupę i to nas prowadziło do zwycięstw. Był również zawsze przygotowany taktycznie. To jeden z najlepszych szkoleniowców na świecie. Jest wspaniałym człowiekiem. Dla niego jesteś w stanie zrobić wszystko. Sam poświęcałem się, grając na skrzydle, choć to nigdy nie była moja pozycja, i pracując w defensywie. Ale wiedziałem, że dzięki temu zespół odniesie sukces. Mourinho nauczył nas wygrywania - mówił w wywiadzie dla “Il Giornale”.
Kilka lat temu Macedończyk, jako kapitan swojej reprezentacji, zagłosował nawet na Portugalczyka w plebiscycie na najlepszego trenera świata, ale FIFA postanowiła zaliczyć głos na korzyść Vicente del Bosque. Było to dość kuriozalne.
- To było dziwne. Poinformowałem Jose o tym zdarzeniu w rozmowie telefonicznej, bo zawsze byłem wobec niego lojalny. Jestem przekonany, że głosowałem na niego i chciałem mu przekazać, że podczas konkursu zdarzyło się coś dziwnego - przyznał w tym samym wywiadzie Pandev.
Serie A i reprezentacja
Przygoda Gorana Pandeva z Interem zakończyła się latem 2012 roku. Macedończyk na stałe przeniósł się wówczas do Napoli. W klubie spod Wezuwiusza nadal czarował i dołożył dwa triumfy w rozgrywkach Coppa Italia. Potem zaliczył krótki i nieudany pobyt w Galatasaray, a w 2015 roku trafił do Genoi.
- Dziękuję Interowi za sukcesy, ale i za to, że sprowadzili mnie do Włoch. Ten klub uczynił mnie mężczyzną. Miałem też wspaniałe momenty w Napoli i Lazio, gdzie zacząłem być we Włoszech znany i doceniany, tam mój talent eksplodował. Mogę powiedzieć, że niczego w swojej karierze nie żałuję. Pokochałem Genoę, pokochałem też ich kibiców. Przyjęli mnie bardzo miło w swoich szeregach. Czuję się wyjątkowy dzięki nim - powiedział Pandev w rozmowie z “Il Giornale” w ubiegłym roku.
Obok potrójnej korony zdobytej z Interem, jednym z największych sukcesów w karierze Pandeva był awans na EURO 2020. Macedonia Północna po raz pierwszy historii miała okazję grać na tak ważnym turnieju. Ostatecznie reprezentacja zajęła ostatnie miejsce w grupie bez jakiegokolwiek punktu na koncie, ale swoją walecznością skradła serca postronnych kibiców. Macedończycy zdobyli dwie bramki, a autorem pierwszego historycznego trafienia był właśnie on. Goran Pandev.
- Stworzyliśmy historię i zostanie ona z nami na zawsze. Pięć lat wcześniej spojrzeliśmy sobie w oczy i powiedzieliśmy, że to jest ta szansa, aby zagrać na wielkim turnieju. Nie mogliśmy tego przegapić. Trener zidentyfikował grupę, która była zgrana. Staliśmy się przyjaciółmi, którzy chcieli osiągnąć coś wyjątkowego - powiedział piłkarz w rozmowie z portalem “FourFourTwo”.
Po turnieju Goran Pandev ogłosił zakończenie reprezentacyjnej kariery. Kibice próbowali jeszcze namawiać zawodnika na wstrzymanie się z tą decyzją, ale on pozostawał nieugięty. Z wysokości kanapy oglądał zwycięstwo kolegów nad Włochami w barażach mistrzostw świata. Choć na mundial ostatecznie nie udało im się awansować.
Koniec kariery
Pandev rozegrał na boiskach Serie A łącznie 493 spotkania, co daje mu 19. lokatę w całej historii ligi. Wyprzedza w tej klasyfikacji takie legendy jak Alessandro Del Piero, Franco Baresi czy Daniele De Rossi. Więcej występów we włoskiej elicie z zagranicznych piłkarzy mają tylko Javier Zanetti oraz Samir Handanović. Macedończyk jest obok Edina Dżeko oraz Kurta Hamrina, legendarnego napastnika Fiorentiny, jedynego piłkarza spoza Italii, który przekroczył barierę stu goli. Śmiało można nazwać go legendą tej ligi.
W styczniu tego roku Goran Pandev zasilił jeszcze szeregi Parmy, występującej na zapleczu Serie A. Pół roku w klubie ze Stadio Ennio Tardini było odpowiedzią na nadchodzącą emeryturę. 39-latek w dalszym ciągu wyróżniał się walecznością, ale wiek też robił swoje. Latem postanowił odwiesić buty na kołek, choć nie pożegnał się z futbolem.
Macedończyk jest jednym z właścicieli Akademiji Pandev. Były już piłkarz mocno inwestuje w rozwój klubu. W Strumicy powstał już nowoczesny kompleks treningowy i centrum sportowe, obok którego zbudowano stadion. Macedoński zespół nie tak dawno zmierzył się z Lechią Gdańsk w dwumeczu eliminacji Ligi Konferencji. Dwukrotnie zwycięstwo odnieśli gdańszczanie. Pandev chce pomóc młodym chłopakom spełniać piłkarskie marzenia, dlatego postanowił założyć klub w miejscowości Strumica, w której się urodził.
Najwybitniejszy piłkarz w historii Macedonii jest dziś człowiekiem spełnionym. Wyciągnął coś więcej niż tylko maksimum ze swojego talentu. W Italii jest mocno doceniany, a w swoim kraju bardziej niż kochany. Wielka szkoda, że już nie będziemy mieć już okazji, by oglądać go na boisku.