Prawnuk Mussoliniego może zostać gwiazdą Serie A. W barwach klubu... słynącego z faszystowskich kibiców
Romano Benito Floriani Mussolini. Brzmi znajomo? Prawnuk faszystowskiego dyktatora niedawno zanotował juniorski awans do zespołu Lazio U-19. Klubu, który jak żaden innych we Włoszech, ma bogatą historię powiązań ze skrajną prawicą.
Tu nie ma przypadku, ani zbieżności imion i nazwisk. Linia jest bezpośrednia: Romano Floriani to prawnuk słynnego Duce. Syn Alessandry Mussolini oraz Mauro Florianiego. Nazwisko matki - ciężkie, powszechne, często nadużywane w rozważaniach, a przede wszystkim odrzucane przez większość fanów “Biancocelestich”, którzy nie odnajdują się w prostym, narzucającym się równaniu “kibic Lazio = faszysta”.
Pilny uczeń, zdolny gracz
To wszystko jednak nie powinno dotyczyć Romano, który nie ma pasji czy nawet minimalnej ciągoty do polityki. Historia? Oczywiście. Tyle, czego się nauczył w szkole i co wie z rodzinnych opowieści. Tak naprawdę myśli tylko o futbolu. Niecały miesiąc temu skończył 18 lat i gra jako prawy obrońca. W środku defensywy też daje radę, potrafi także pokazać się w drugiej linii. Wykształcenie? Świetnie się uczy. Uczęszcza do klasy na ostatnim roku St. George’s British International School. To międzynarodowa szkoła, gdzie lekcje prowadzone są wyłącznie po angielsku, co może być paradoksem, biorąc pod uwagę fakt, że jego dziadek wprost nienawidził Brytyjczyków, mimo że przez krótki czas był opłacany przez brytyjski wywiad.
Nazwisko jest dla Romano uciążliwe, ale bez większego znaczenia. Tak bardzo, że nosi oba - zarówno ojca, jak i matki, chociaż w momencie jego urodzenia podwójne nazwiska zwykle były zabronione przez włoskie prawo. Ma również sześć imion zarejestrowanych w Kościele. Ale gdy ktoś spojrzy w pełne składy drużyn Primavery, natychmiast zauważy znajome “Mussolini”. Mimo że na koszulce 18-latka widnieje “Floriani”.
Choć w Lazio jest od pewnego czasu, to pierwszy raz dostrzeżono go 23 stycznia, przy okazji porażki rzymian w rozgrywkach juniorów Primavera przeciwko Milanowi. Następnie kilka dni później w pucharowym starciu z Juventusem. Romano nie wszedł na boisko, siedział 90 minut na ławce, ale zainteresował dziennikarzy na tyle, że agencje prasowe z całego świata na wyścigi informowały społeczeństwo o prawnuku włoskiego dyktatora, który zamiast kariery politycznej wybrał drugą (a może pierwszą?) miłość Włochów, czyli calcio.
Bez rodzinnych nacisków
To charakterny gość. Może przesiedzieć i pół rundy jako rezerwowy, ale wie, że cierpliwością tylko zyska szacunek. Do klubu przyjechał w sezonie 2016/17, wyrwany z obozu rywala zza miedzy, Romy, gdzie był członkiem grupy akademii “Giallorossich”, kierowanych przez pana Ciaralliego. Długonogi, o wzroście 186 centymetrów, świetnie radzi sobie w walce w powietrzu, a długie susy pozwalają mu odstawiać przeciwników w pojedynkach szybkościowych.
- Położyłem duży nacisk na tego chłopca, zmuszając go do dwóch lat wytrwałej pracy, aż w końcu ujawnią się jego możliwości. Teraz zbiera tego owoce - komentuje Mauro Bianchessi, menedżer sektora młodzieżowego “Biancocelestich”.
W wieku 14-16 lat Romano bardzo starał się wyrobić markę u właścicieli Lazio, ale tylko i wyłącznie pracą. Nie zabiegał o protekcję u rodziny. Wpływowa matka (Alessandra Mussolini to posłanka do Parlamentu Europejskiego, a wcześniej deputowana do włoskiego parlamentu i senatorka) pozostawia synowi wolną rękę w poszukiwaniu zajęcia. Chce być piłkarzem? Będzie piłkarzem.
- Nie mam nic do komentowania - mówi. - Wolę się od tego trzymać z daleka. Mój syn nie chce, by się ktoś wtrącał do jego życia prywatnego czy życiowych wyborów - oświadczyła.
Wreszcie Romano Floriani trafił do ekipy U-19, prowadzonej przez byłego świetnego snajpera “Lazialich”, Tommaso Rocchiego.
O obecności prawnuka Duce akurat w Lazio nie można mówić nie wspominając kontekstu. Podczas gdy Mussolini wykorzystywał głównie reprezentację Włoch, aby powiązać sukcesy sportowe ze swoim faszystowskim reżimem, powszechnie uważa się, że miał osobistą słabość do rzymskiego klubu. Powojenna przyszłość również pokazała, że było to wzajemne uczucie. A to tylko krótka historia romansu “Biancocelestich” z fundamentalistycznymi komórkami.
Wszystko, co złe w Italii
W 1987 roku pomiędzy Lazio i Padovą społeczność kibicowska rzymian przeżyła trzęsienie ziemi. Na trybunach odsłonięto transparent przedstawiający nową grupę ultrasów - “Irriducibili”. W latach 90. ta ekipa stała się znana z choreografii i chłodnej kalkulacji, z jaką planowała oraz przeprowadzała akty brutalnej nietolerancji. Działania były celowe, wybitnie diaboliczne. Zdecydowaną ich większość kierowano do fanów AS Roma. Do najbardziej ohydnych incydentów dochodziło podczas kolejnych edycji Derby della Capitale.
PierwszEGO, kiedy fani Lazio odsłonili długi na 40 metrów transparent “Auschwitz to wasza ojczyzna. Piece są waszymi domami”. Treść nie wymaga wyjaśnienia. Obrzydliwy czyn podsycany antysemicką nienawiścią. A w 2001 roku, kiedy piłkarze Romy Cafu i Jonathan Zebina doświadczali rasistowskich obelg ze strony trybun, “Irriducibili” pokazali kolejny transparent z szokującym komunikatem. “Czarny zespół, żydowscy kibice”.
Gdy z kolei klub nawiązywał współpracę z piłkarzami o nieeuropejskich rysach, do niedawna nie mieli oni życia. Aron Winter, czarnoskóry Holender izraelskiego pochodzenia, nie mógł się odnaleźć na Stadio Olimpico. Wychodząc z pierwszego treningu, zobaczył na murze napis “Winter raus”. Bał się też wychodzić z domu. W końcu dano mu spokój w dowód uznania jego talentu piłkarskiego. Gorzej pobyt w Rzymie wspomina Fabio Liverani. Pomocnik przyznał nawet, że przez pięć lat gry w Lazio przeżył prawdziwą gehennę.
- Starałem się to ignorować, ale kiedy zostawiasz na boisku zdrowie dla drużyny, a kibice nazywają cię “śmierdzielem”, to nie jest łatwo - opowiadał.
Problem pozostaje nierozwiązany. W październiku 2017 kibice rozlepili na Stadionie Olimpijskim naklejki z wizerunkiem ofiary holokaustu, Anny Frank, w koszulce Romy. Śledczy zidentyfikowali grupę sprawców tego czynu, oburzenie wyraził właściciel klubu Claudio Lotito, a rok po indycencie delegacja Lazio udała się do Oświęcimia na teren byłego obozu Auschwitz w celu realizacji inicjatywy zwalczania we własnych szeregach rasizmu i antysemityzmu. Nie za wiele to dało. Dwa lata temu, dzień przed obchodami Dnia Wyzwolenia we Włoszech, fani wykonali nazistowskie saluty i z dumą wystawili baner na cześć samego Mussoliniego.
Rozważania o tożsamości Lazio nie byłyby pełne, jeśli nie wspomniałoby się o Paolo di Canio, bohaterze kibiców “Aquile”. Zadeklarowany faszysta, mający na przedramieniu tatuaż nawiązujący wprost do Duce, kilkakrotnie karany za publiczne wykonywanie salutu. Stowarzyszenie fanów każdorazowo opłacało nakładane na piłkarza kary, a ten zawsze powtarzał, że gest nawiązywał do pozdrowienia z czasów Cesarstwa Rzymskiego. Nie kluczył jednak, gdy w jednej z debat telewizyjnych oświadczał, że Benito był najlepszym przywódcą Włoch w historii i groził procesami, gdy ktoś nazywał go komunistą.
To kariera celebryty-piłkarza, która nie grozi Romano Florianiemu. Nazwisko niesławnego pradziadka będzie mu ciążyć w ciągu całej jego sportowej działalności, ale spowoduje również kłucie serca wśród tych, którzy muszą się tłumaczyć “kibicuję Lazio, ale nie jestem faszystą”. Dziennik “Il Fatto Quotidiano” wskazuje, że “to tylko kwestia czasu, gdy ktoś na trybunach zacznie zachwalać Mussoliniego”, zwłaszcza w dobie rosnących sympatii dla prawicowych ugrupowań. Ale piłkarz i jego otoczenie zachowują spokój.
- Jedynie, co się liczy, to to, czy zasługuje na grę. Nic więcej - uważa jego trener, Mauro Bianchessi.
Może Romano Floriani będzie grał jak z nut, jak jego dziadek Romano Mussolini, jeden z najwybitniejszych pianistów jazzowych w historii.