Od "dobrego wujka" do persona non grata. Przyjaciel Putina sprzedaje Chelsea podobnie jak ją kupił

Od "dobrego wujka" do persona non grata. Przyjaciel Putina sprzedaje Chelsea podobnie jak ją kupił
własne/magicinfoto / Shutterstock.com
Rosyjski rozdział w Chelsea kończy się tak, jak się zaczął. Błyskawicznie. Roman Abramowicz chce odejść z honorem, zostawić swoją ukochaną zabawkę innym, nie licząc na żaden zwrot. Okej. Szkoda tylko, że nie potępił rozlewu krwi i wojennych zbrodni.
- On zaparkował swój rosyjski czołg w naszym ogrodzie i strzela do nas banknotami o nominale 50 funtów.
Dalsza część tekstu pod wideo
To słowa Davida Deina, ówczesnego dyrektora Arsenalu, który tak w 2003 roku skomentował wpływy Romana Abramowicza, miliardera zaczynającego zmieniać oblicze Chelsea. Ale nie tylko swojego klubu. Tak naprawdę poruszył domino futbolu wchłaniającego rosyjskich, katarskich, saudyjskich oligarchów i szejków. Do tamtej pory osobiste bogactwo nie miało tak wielkiego znaczenia w kontekście funkcjonowania drużyny piłkarskiej. To od Abramowicza rozpoczęła się rewolucja.

Toksyczne związki

Tak się akurat składa, że dziś czołgi przestały metaforycznie strzelać pieniędzmi, a całkiem realnie bombardują naszych braci, cywilów w Ukrainie. To sprawiło, że finansowy gigant ze statusu “dobrego wujka” szybko spadł do poziomu “persona non grata”. Jego stanowisko stało się trudne do utrzymania, zwłaszcza, że już pierwszego dnia rosyjskiej inwazji do brytyjskiego parlamentu dotarły apele o nałożeniu sankcji na wszystkie osoby, będące w bliskich relacjach z Putinem, załatwiających z nim interesy, bądź wspierających go nawet po cichu. Abramowicz nie mógł być tu wyjątkiem.
Właściciel “The Blues” pakuje swoje walizki w pośpiechu. Dokładnie tak, jak robią to ukraińscy uchodźcy uciekający przed wojną. Z tym, że akurat jemu nie grożą bomby spadające na dom, ani lufy ruskich karabinów przystawionych do głowy. Zapowiedziane przez Abramowicza umorzenie 1,5 miliarda funtów kredytu i obietnica przeznaczenia zysków ze sprzedaży klubu na rzecz ofiar wojny to próba wyjścia z tego z twarzą. Ale wgłębiając się w jego oświadczenie, nie ma uściślenia o których ofiarach mowa, a przede wszystkim, brakuje tam potępienia agresora. Ergo, to nadal ten sam Abramowicz chodzący na pasku Putina, bojący się głośno zabrać głos. Teraz jedynie woła: zostawiam wszystko, ale, proszę, nie nakładajcie na mnie już więcej sankcji.
To tyle, jeśli chodzi o tych, którzy twierdzą, że polityka powinna trzymać się z dala od sportu. Smutne zakończenie 19 lat, w trakcie których cichy namiestnik Kremla, przyjaciel Putina zmienił prawie wszystko, nie wypowiadając praktycznie ani jednego słowa. Wiedział, że słowa nie mają żadnego znaczenia. Liczą się pieniądze. I pieniądze oczywiście zrobiły wszystko.

Dziwne czasy

Kupił drużynę pozornie pod wpływem impulsu. Negocjacje trwały jeden weekend z powodów, które do tej pory pozostają niejasne. Dyrektor Trevor Burch do ostatniej chwili nie wierzył w to, co się dzieje.
- Zrobił to w 10 minut, a przy tym w ogóle nie mówił po angielsku. Nie byłem do końca pewien, czy to prawdziwa osoba czy jakiś słup. Nie znalazłem żadnej wzmianki o nim w Google. Przed podpisaniem papierów bałem się być uczestnikiem tego dziwnego show.
Wcześniej rozważał zakup Arsenalu, Fulham i Tottenhamu (podobno objeżdżając okolice White Hart Lane miał powiedzieć, że “tu jest gorzej niż w Nowosybirsku”), a także możliwość nabycia ekip z Hiszpanii czy Włoch. Co ciekawe, nigdy nie zostało jednak odpowiednio wyjaśnione, dlaczego w ogóle zdecydował się na piłkę nożną. Abramowicz nie udziela wywiadów, a jeśli, to odpowiada na pytania uprzednio napisane przez jego biuro prasowe.
2003 rok. Patrząc na to z dzisiejszej pozycji, wszystko wydawało się dziwne. Na trybunach wściekli kibice rzucali papierowe ruble, media rozpisywały się o miliarderze wykupującym luksusowe mieszkania w Londynie, supersamochody za pół miliona funtów. Wydawało się, że Rosjanin nie zamierzał się zatrzymać jedynie na klubie. Że stać go było na posiadaniu całej brytyjskiej stolicy. Wszystkim imponował sznytem, opalenizną i portfelem bez dna. Chelsea wydawała tak dużo pieniędzy, że sternicy odpowiedzialni za futbol musieli wymyślić jakieś narzędzie powstrzymujące budowę potwora. Nawiasem mówiąc, Finansowe Fair Play i tak jest kulawe do dziś.
Trudno jednak było odmówić mu pasji. Abramowicz obalił teorię, że sukces wymaga stabilnego zarządzania. Bawił się w prezesa, tak jak dzieciaki bawią się włączając Football Managera. Mógł sobie pozwolić na wiele, na błędy, niepowodzenia, na całkowicie niezrozumiałe decyzje. Przechodząc od genialnych posunięć, takich jak zatrudnienie Jose Mourinho w swoim prime time, do totalnie bezsensownych, jak podpisanie umowy z Avramem Grantem czy zwolnienie Carlo Ancelottiego.
Mimo to, klub przed wejściem Rosjanina nie wygrał ligi od 55 lat. Zastrzyk jego fortuny, zgromadzonej dzięki udziałom w rosyjskim gigancie naftowym Sibnieft oraz interesom w krajowym przemyśle aluminiowym, natychmiast zmienił porządek rzeczy. Za jego czasów Chelsea stała się seryjnym zwycięzcą. 21 trofeów, w tym pięć mistrzostw Anglii, dwie Ligi Mistrzów z niezapomnianymi starciami z Barceloną na Stamford Bridge i pięknymi wieczorami w Monachium oraz Porto.
Abramowicz sfinansował projekt największych wydatków w historii tej dyscypliny, przyciągając na Stamford Bridge rzeszę gwiazd i rozpoczynając trwający dekady wyścig zbrojeń, spiralę inflacji w kwotach transferowych i płacach zawodników. Rzucił rękawicę całej Europie, a tylko kilka innych klubów było w stanie ją podnieść. Ostatnie sprawozdania finansowe jasno pokazują, jak bogactwo jednego człowieka pozwoliło na pokrycie ogromnych strat, aby zespół mógł odnosić sukcesy. Chelsea wydała ponad 200 milionów euro w drodze po drugi tytuł LM w zeszłym sezonie. A szacuje się, że od momentu przejęcia klubu w 2003 roku Rosjanin zainwestował około 2 miliardy euro w formie nieoprocentowanych pożyczek. 10 razy większe od ceny, jaką zapłacił za przejęcie klubu.

Idzie odwilż?

Teraz opuszcza scenę w takim stanie, w jakim na nią wszedł. Jednoosobowy władca swojego poletka. W ciągu ostatnich kilku lat rzadko widywał swoją drużynę w Anglii po wycofaniu wniosku o wizę brytyjską w 2018 roku. Dołączył do świętujących piłkarzy na boiskach w Abu Zabi, gdy podnosili puchar Klubowych Mistrzostw Świata, albo gdy wygrywali Ligę Mistrzów w Portugalii. Coraz bardziej izolowany na dobrą sprawę nie mógł dłużej ciągnąć tego wózka.
Nie pozostawia po sobie zgliszcz, ale sieroty już tak. Oraz pytania: kim tak naprawdę był ten człowiek? W jakim spektaklu uczestniczyliśmy? Być może w nadchodzących miesiącach uda się przeprowadzić otwartą dyskusję na ten temat. Przeanalizować rolę pieniędzy w sporcie, wyciągnąć wnioski, by w przyszłości uchronić kluby przed zawłaszczeniem.
Pamiętajmy, że Chelsea nie jest jedynym podmiotem Premier League, który stoi w obliczu niepewnej przyszłości. Everton również znalazł się pod presją, aby zerwać wszelkie związki z Aliszerem Usmanowem, rosyjskim oligarchą, którego fundusze są kluczowe dla planów drużyny dotyczących nowego stadionu wartego 500 milionów funtów.
We wtorek parlament wezwał klub do zerwania wszelkich kontaktów z miliarderem, którego aktywa zostały zamrożone przez Unię Europejską z powodu bliskich związków z Władimirem Putinem. Pojawiły się doniesienia, że jacht Usmanowa wart 600 mln dolarów został zajęty przez niemieckie władze w Hamburgu, gdzie od października był remontowany. To jasno pokazuje, że Brytyjczycy ostrym pociągnięciem noża chcą odciąć się od rosyjskich wpływów.
Tak właśnie zmieniają się czasy. W jeden tydzień. Po jednym trzęsieniu ziemi. Nie możemy mieć jednak przesadnych nadziei. Odejście z futbolu jednego miliardera spowoduje, że wejdzie do niego kilku kolejnych. Może przynajmniej nie będą to osoby, które wspierają dyktatorów i morderców. Piłka naprawdę potrzebuje porządnych ludzi.

Przeczytaj również