Oczarował Bernabeu, rozwścieczył Anglików, podbił Italię. Oto najpiękniejsze momenty w karierze Diego Maradony
Życie Diego Armando Maradony dostarczyło książek, filmów dokumentalnych, piosenek i innych dzieł kultury jak żadnego innego wyczynowego sportowca. Był niesamowitym talentem, który przez lata emocjonował i poruszał publiczność na całym świecie. Zapamiętamy go z kilku wyjątkowych, pięknych momentów.
Legendą, choć na razie tylko lokalną, obrósł już w wieku 10 lat. Na podwórkach w Buenos Aires onieśmielał zarówno rówieśników, jak i sporo starszych kolegów. Robił najwięcej żonglerek ze wszystkich. Czarował umiejętnościami. Futbolówka wręcz kleiła się mu do nóg. Ktoś go podpatrzył, dał znać innemu, a tamten szepnął słowo dziennikarce, która z kolei poprosiła rodziców, by przyszli z małym Diego do telewizji. W programie “Sabados Circulars” wypowiedział pierwsze, słynne zdania: “Mam dwa marzenia: pierwszy to grać na mistrzostwach świata, a drugi - zostać mistrzem”. Spełniły się w stu procentach. Wystąpił na czterech mundialach, a w Meksyku ‘86 poprowadził Argentyńczyków do złotego medalu.
Pewne oznaki niełatwego charakteru Diego widać było od samego początku. Nienawidził przegrywać i z trudem znosił wszystkie porażki. Jedna legenda mówi, że gdy pewnego dnia jego drużyna osiedlowa musiała uznać wyższość starszych graczy, młody Maradona rzucił się na murawę, krzyczał i płakał w niebogłosy. Nie dało się go uciszyć. Wtedy miał do niego podejść jakiś mężczyzna i powiedzieć mu: “nie płacz, mały, i tak kiedyś będziesz najlepszym numerem 10 na świecie”. Argentyński dzieciak uspokoił się wówczas natychmiast.
Narodziny brylantu
Kilkanaście dni przed szesnastymi urodzinami Maradona zadebiutował w ligowym meczu w barwach Argentinos Juniors. To był 1976 rok. Diego wpisał się wtedy do księgi rekordów jako najmłodszy gracz w historii argentyńskich rozgrywek. Cóż, nie tracił czasu na zdobywanie rozgłosu. Słysząc od trenera Juana Carlosa Montesa, żeby wszedł na murawę i “przedziurawił” kilku przeciwników, zrobił dokładnie to, o co szkoleniowiec go prosił. Założył “sito” między nogami Juana Cabrery z taką łatwością, jakby to była jego pierwsza poranna czynność. Po prostu podchodził i przekazywał wszystko, co inni powinni o nim wiedzieć.
Nastolatek zagrał zaledwie kilkanaście minut, jednak bardzo szybko zapisał się w pamięci zawodników Talleres, którzy ostatecznie wygrali 1:0. I to tylko dlatego, że Maradona nie znalazł wsparcia we własnych kolegach. Gdy próbował wymusić na arbitrze, że powinien być rzut karny za zagranie ręką, podbiegł do niego kapitan Juniors i rzucił mu ostro: “zamknij się, szczeniaku, i rób to, co każą starsi!”. Gdyby tylko wiedział, kim ten “szczeniak” będzie za kilkanaście lat. Choć niektórzy dziennikarze już wtedy to pojęli. W dzienniku “Clarin” pojawiły się pierwsze artykuły o “rodzącym się w Buenos Aires geniuszu”.
Kiedy świat usłyszał o Diego
Uważany za zbyt młodego na dorosłą kadrę Argentyny nie został powołany przez Carlosa Menottiego na domowy mundial w 1978 roku, choć kilka miesięcy wcześniej zaliczył pełny reprezentacyjny debiut. Zamiast tego pojechał na turniej młodzieżowy do Japonii. Co tu dużo mówić, siał tam futbolowy terror i zniszczenie.
Zawody oczywiście musieli wygrać “Albicelestes”, którzy po kolei eliminowali reprezentacje Indonezji, Polski, Jugosławii, Algierii, Urugwaju i Związku Radzieckiego. Maradona strzelił gola w każdym meczu w fazie pucharowej. Pomógł Ramonowi Diazowi zgarnąć tytuł dla najskuteczniejszego strzelca finałów, a sam dostał Złotą Piłkę dla najlepszego piłkarza mistrzostw. Argentyńczycy wrócili więc do ojczyzny witani jak bohaterowie, chociaż w “nagrodę” zmuszono ich do wznowienia służby wojskowej. W tych czasach krajem rządziła junta wojskowa, która na sportowych sukcesach robiła ogromną propagandę.
- Ci dranie kazali nam ściąć włosy i pójść w kamasze! - wspominał później zniesmaczony Maradona. Nie zmieniło to jednego: młody Diego na japońskim turnieju po raz pierwszy pokazał światu, do czego potrafi być zdolny.
Brawa z niespodziewanej strony
Tylko trzech piłkarzy Barcelony otrzymało owacje na stojąco na Santiago Bernabeu. Andres Iniesta, Ronaldinho i Diego Maradona. Szkoda, że czar argentyńskiego geniusza związany z “Dumą Katalonii” często zamiata się pod dywan. Jasne, że ten etap kariery pozostawał trochę w cieniu innych wielkich dokonań, ale to właśnie on jako pierwszy zasłynął tym, że w barwach “Blaugrany” jego grę oklaskiwały tłumy ludzi ubranych na biało. W świątyni Realu Madryt.
W czerwcu 1983 roku Maradona strzelił najbardziej “maradońskiego” gola, jakiego można sobie tylko wyobrazić. Ośmieszył bramkarza “Królewskich”, posadził na tyłku rozpaczliwie interweniującego obrońcę i wtoczył futbolówkę do pustej bramki. Przełomowy moment spotkania, który zakończył się wynikiem 2:2 i absurdalnie rzadką reakcją fanów żegnających schodzącego z boiska “boga futbolu”. Pewnie tego nie chcieli, ale zrozumieli, że doświadczyli czegoś wyjątkowego.
Co ciekawe, reszta jego wizyt na Bernabeu zakończyła się porażkami. Rok po swoim jedynym triumfie wrócił do Madrytu i poległ 1:2, mimo że również trafił do bramki “Los Blancos”. Trzy lata później przyjechał już z nowymi kolegami z Neapolu w ramach rozgrywek o Puchar UEFA i znów nie sprostał Realowi, przegrywając 0:2. Na koniec, w 1993 roku, został upokorzony wynikiem 0:5, tym razem reprezentując ekipę Sevilli. Słusznie jednak pamięta się tylko o tym jednym, jedynym w swoim rodzaju wspaniałym występie z 26 czerwca 1983 roku.
Turniej życia
Najwspanialsze chwile Diego Armando wydarzyły się oczywiście w Meksyku. Tam Maradona nie tylko udowodnił, że jest najlepszy na świecie, ale poprowadził swoją drużynę narodową do najważniejszego triumfu w piłce nożnej. Zdobył z nią Puchar Świata. Coś, czego rodacy nigdy mu nie zapomną i coś, czego Leo Messi nigdy im nie podarował.
W ćwierćfinale turnieju przeciwko Anglikom Diego strzelił oba gole i oba powędrowały na pierwsze strony gazet, ale z zupełnie różnych powodów. Pierwsze trafienie określono jako największe oszustwo w historii futbolu. “Ręka Boga”. Drugie z kolei, które padło 4 minuty później, otrzymało miano “bramki stulecia”. Zdobywając ją, Maradona ominął całą nadzieję Anglii pokładaną w reprezentację “Trzech Lwów” i zadał wyspiarzom ostateczny cios w serce. Więcej o historycznym spotkaniu z 1986 r. i popisie Boskiego Diego przeczytasz w tym miejscu.
Z kolei w finale tamtego mundialu przez niemal 90 minut wyłączył go Lothar Matthaeus. Niemal, bo Diego potrzebował zaledwie kilka sekund, aby zrobić różnicę i wykonać idealne podanie przy bramce numer 3. Decydującej o triumfie “Albicelestes” nad RFN 3:2. Otrzymał Złotą Piłkę dla piłkarza turnieju i nikt nawet nie zająknął się co do słuszności tego werdyktu. Tak stał się niekwestionowaną legendą.
Włoska dominacja
W latach 80. we Włoszech wszystko kręciło się wokół Juventusu i Milanu. Żaden inny zespół nie był nawet blisko scudetto. Aż do momentu przybycia Maradony do Neapolu. Świeżo po triumfie na MŚ, argentyński magik poprowadził Napoli do tytułu. Po drodze sensacyjni mistrzowie zanotowali 15 meczów bez porażki. A Diego, jak to on, wprost rozdzierał każdą defensywę. Zaś fani Napoli zachowywali się, jakby owładnęła ich nirwana. Organizowali pogrzeby dla przeciwników, ogłaszali świt nowej ery, w całym mieście malowali murale z podobizną ich najwspanialszej gwiazdy. Nic dziwnego, że Diego czuł się tu jak u siebie, w Buenos Aires.
Dwa mediolańskie kluby na moment odzyskały kontrolę nad piłkarskimi wydarzeniami pod koniec lat 80., lecz ostatni pełny sezon Maradony na Półwyspie Apenińskim, 1989/90, znów należał do niego. Do ostatniego dnia grudnia Napoli nie przegrało ani jednego meczu, tracąc zaledwie 12 goli w 16 meczach, ale prawdziwa historia działa się w ofensywie. Diego wznosił się na wyżyny własnych umiejętności. Strzelił w tym czasie 8 goli i dołożył 7 asyst, dzięki czemu dalsza część sezonu polegała na bezpiecznym dowiezieniu dużej przewagi nad drugim Milanem. Tych samych “Rossonerich” Maradona rozłożył na łopatki podczas październikowego starcia na San Paolo. Spójrzcie tylko, co on tam wyczyniał!
Dzięki, Diego, futbol bez Ciebie nie byłby tą samą grą.
***
TUTAJ znajdziesz historię Diego Maradony w Neapolu. Jak mafia ściągała najwspanialszego piłkarza do najbiedniejszego miasta
Jak Boski Diego zapisał się w annałach futbolu i dlaczego nienawidził Anglików? Oto najważniejszy dzień w karierze Mistrza
Tak świat futbolu żegnał wczoraj Boskiego Diego.
Jak Diego wspomina Zbigniew Boniek? Oto nasza rozmowa z prezesem PZPN.
Diego Maradonę wspomina też Roman Kosecki.
Oraz Leo Messi..
...i Pele
Tak z kolei hołd Maradonie oddał Neapol
W tym miejscu znajdziesz cudowne okładki sportowych dzienników z całego świata. Piękne pożegnanie Boskiego Diego