Najważniejszy rezerwowy Realu Madryt. Czas, by Ancelotti mu zaufał. "To płuco tego zespołu"

Najważniejszy rezerwowy Realu Madryt. Czas, by Ancelotti mu zaufał. "To płuco tego zespołu"
Foto CHRISTOPHE SAIDI / Sipa / PressFocus
Gdy nie gra, drużynie brakuje świeżej energii. A kiedy wchodzi, niemal natychmiast zmienia oblicze zespołu. Swoją postawą prosi o więcej minut, ale rywalizuje z najlepszymi w tym fachu. Fede Valverde nazywany jest czasem tajną bronią “Los Blancos”. Nigdy nie wiesz, kiedy odpali i jaką zrobi krzywdę przeciwnikowi.
Nie tak dawno temu Fede Valverde z dumą nosił miano jednego z najzdolniejszych młodych środkowych pomocników na świecie. Począwszy od “zwycięskiego faulu” na Alvaro Moracie w finale Superpucharu Hiszpanii w 2020 roku, aż po dobre występy w wielkich meczach, jak El Clasico - Urugwajczyk pokazywał, że zasługuje na to, by okrzyknąć go złotym chłopcem Realu Madryt. Potencjalnym następcą kogoś z trio Toni Kroos-Luka Modrić-Casemiro.
Dalsza część tekstu pod wideo
Był też przykładem dla całej zdolnej młodzieży, która przyjeżdża do Madrytu. Udowadniał, że “Królewscy” nie sięgają tylko po graczy z najwyższej półki i że można przebrnąć przez szkółkę Castilli i z powodzeniem zacumować w porcie o nazwie “Pierwsza drużyna”. Lider nowej generacji środka pola Realu i materiał na gwiazdę światowego formatu. Nie co dzień zdarza się, że na scenie pojawia się taka perełka.
Od jesieni 2021 roku miał wejść na nowy poziom, pójść po swoje. Gdzieś jednak jego rozwój został zastopowany.

Bez przełomu. Jeszcze

Początek tego sezonu wyglądały całkiem obiecująco. Valverde należał do kluczowych elementów wyjściowej jedenastki Carlo Ancelottiego, ale zbiegło się to z czasem, gdy kontuzję leczył Toni Kroos. Dziesięć kolejnych meczów Urugwajczyka w podstawowym składzie miało być punktem zwrotnym, mówiło się wręcz, że 23-latek usadzi Niemca na ławce do końca sezonu, a być może nawet przyspieszy jego zakończenie kariery. I choć on sam prezentował się nieźle (niekoniecznie liczbowo, na koncie wciąż ma tylko jedną asystę), Realowi szło lepiej niż poprawnie, bo szybko wskoczył na pozycję lidera i gromił rywali (16 goli w pierwszych 6 meczach), to gdy tylko wrócił niemiecki szef linii pomocy, Fede natychmiast poszedł w odstawkę.
Co więcej, od października nie zdołał zaliczyć dwóch ligowych spotkań z rzędu. Regularność wyparowała, podobnie jak rytm meczowy i pewność siebie, czyli wszystko to, co potrzebuje młody piłkarz aspirujący do miejsca w pierwszej jedenastce wielkiej drużyny. Fede rzadko zyskiwał przychylność włoskiego szkoleniowca, mimo ciepłych słów na jego temat. “Carletto” to jednak konserwatysta, nie lubi zmian, zwłaszcza, gdy coś działa. Jeśli trio CKM dawało mu gole, punkty i pierwsze trofeum (najmniej ceniony Superpuchar), to wystawiał je aż do zajechania.
I właśnie teraz Real znajduje się w tym punkcie. Dziś, w środę, na PSG rusza bez wykluczonego Casemiro (co może akurat nie jest najgorsze, bo Brazylijczykowi daleko do optymalnej formy), prawdopodobnie bez walczącego z urazem i z czasem Kroosa i z eksploatowanym do granic możliwości Modriciem. Chcąc nie chcąc Ancelotti jest zmuszony do odkurzenia Valverde, ale czy pomocnik zdoła na dłużej odzyskać miejsce wśród najbardziej zaufanych piłkarzy Carlo?

Gdyby nie zdrowie i CKM…

Co do tej pory najbardziej wstrzymywało Fede? Kontuzje. Gdy w sezonie 2019/20 przedstawił się światu, w ciągu dwunastu miesięcy doznał tylko jednego urazu. W tamtym czasie, za Zinedine’a Zidane’a, był jego kluczowym żołnierzem, stanowił o sile napędowej Realu. Wystąpił w 44 meczach, wynik, którego nie poprawił w kolejnym roku i nie poprawi również w tym. Patrząc na to, jak potoczył się jego pierwszy pełny seniorski sezon, spodziewano się, że zrobi postępy w następnym. 2020/21 zaczął najlepiej, jak się da, zdobywając niezwykle istotne gole z Betisem i Barceloną.
Jednak kontuzja uda w przegranym 1:4 starciu z Valencią w listopadzie wykluczyła go na cały miesiąc. Zaraz po tym, jak wrócił do zdrowia, znów zawitał do gabinetu lekarskiego, a później jeszcze musiał pauzować z powodu koronawirusa. Aby go nieco wytłumaczyć, trzeba pokazać szerszy obraz. Real w tamtym czasie zmagał się z istną plagą. Nie było gracza, który przez pełny sezon pozostawał w pełnym zdrowiu, a statystycy policzyli aż 60 niedyspozycji w całej kadrze.
Ale tym razem to nie kłopoty zdrowotne blokują wzrosty pomocnika. Kiedy walczysz o minuty z bezsprzecznie najwspanialszym trio drugiej linii tego pokolenia, masz przed sobą diabelsko trudne zadanie. Jego odsuwanie się od wyjściowego składu to bezpośredni efekt niesamowitego zgrania niemiecko-chorwacko-brazylijskiego bloku. Jednak gdy coś zaczynało się w nim psuć, pracę koła zębatego podtrzymywał, jak tylko mógł, pierwszy zastępca. Od nowego roku ponownie czuł się kimś istotnym.

Najważniejszy moment?

Luty był daleki od oczekiwań kibiców Realu, jeśli chodzi o wyniki i formę “Los Blancos”, ale z pewnością Valverde mógł zaliczyć miesiąc do udanych. W meczu z Granadą wszedł w drugiej połowie przy wyniku 0:0, miał duży wpływ na zachowanie ofensywy, a wicemistrzowie Hiszpanii bez trudu powiększali przewagę optyczną. Skończyło się na zwycięskiej bramce Asensio, chociaż to Valverde oraz Courtois otrzymali najwięcej oklasków.
3:0 z Alaves i znów to Fede był najjaśniejszą postacią na boisku. Nawet w najgorszym meczu sezonu (a może i od lat) przeciwko PSG, jego kilkuminutowy występ dał pozytywną energię i agresję, której brakowało Realowi od pierwszego gwizdka. Miesiąc urugwajski pomocnik zakończył kolejną konstruktywną grą z Rayo Vallecano. W ten sposób wykorzystywał w stu procentach to, co dostawał.
Jeśli istnieje jedna rzecz, którą można zagwarantować, to fakt, że Valverde świetnie czuje się w najważniejszych rywalizacjach. Gdy na horyzoncie pojawiają się przeciwnicy pokroju PSG, Barcelony i Atletico, to znak, że możemy liczyć na najlepszą wersję Federico. Centralnej postaci pomocy, harującego bojownika na każdej przestrzeni boiska, zadającego rywalowi ból i odbierającego mu chęć do gry. Płuco zespołu. A staje się lepszy tylko wtedy, gdy ma jasno określoną rolę w drużynie.
Nawet krótka absencja Kroosa powinna być błogosławieństwem dla Valverde. Jego w tym głowa, aby powrót lidera ponownie nie zdegradował młodego piłkarza do statusu statysty. W momencie, gdy sezon ligowy wkracza w końcową fazę, a droga do ćwierćfinału Ligi Mistrzów idzie po nierównościach, on może zostać zwycięzcą Gamechangerem, którego Real dziś potrzebuje, jeśli chce zakończyć sezon z więcej niż jednym trofeum. CKM grał już wystarczająco dużo i być może w najlepszym interesie madrytczyków będzie rotowanie wielkim trio i przywrócenie gwiazdy nowej generacji jako trzonu środka pola na pozostałą część rozgrywek.
Ancelotti przyjechał do Realu, aby dokonywać zmian, aby zrobić miejsce dla młodych talentów. To on rekomendował przedłużenie kontraktu z Urugwajczykiem do 2027 roku. Teraz czas, by bezwzględnie mu zaufał. Jego dyscyplina, wydajność, liczby będą poprawiać się z każdym dniem. Zupełnie nie jak u piłkarza, który kosztował zaledwie pięć milionów euro.

Przeczytaj również