Mistrzowie świata, królowie strzelców i bramkarski nestor. Wielcy pożegnali się z futbolem

Mistrzowie świata, królowie strzelców i bramkarski nestor. Wielcy pożegnali się z futbolem
Rafal Oleksiewicz / PressFocus
Długo oczekiwany koniec sezonu 2019/20 oznacza również sportową metę dla wielu znanych graczy, którzy dopiero co zawiesili buty na kołku. Wybraliśmy sześciu najlepiej kojarzonych przez fanów i tych, którzy mają na koncie najwięcej triumfów, goli i dostarczonych wspaniałych chwil.
Stworzona przez nas subiektywna lista to jedynie ułamek piłkarzy, którzy zdecydowali się po tym sezonie zejść z piłkarskiej sceny. Oprócz graczy wybranych do tego zestawienia, nie sposób zapomnieć o Leightonie Bainesie, który przez 13 lat zapracował w Evertonie na status legendy. Albo Loicu Perrinie, bardzo solidnym i pracowitym obrońcy, teraz bardziej znanym z brutalnego faulu na Kylianie Mbappe w finale Pucharu Francji.
Dalsza część tekstu pod wideo
A niesamowity Bruno Soriano? Niedawno pisaliśmy o nim w tekście na temat trzech bohaterów Villarrealu, którzy wrócili na boisku po koszmarnie długiej rehabilitacji i zasłużyli na miano bohaterów. To był także ostatni sezon dla Gorana Pandeva, najlepszego piłkarza w historii Macedonii w historii oraz Benedikta Hoewedesa, mistrza świata z 2014 roku. “Auf Wiedersehen” powiedział też inny reprezentant Niemiec, Sandro Wagner, dobry znajomy Roberta Lewandowskiego z Bayernu Monachium.
Poniżej zaś prezentujemy wybranych sześciu wspaniałych. Wśród nich - mistrzowie świata, królowie strzelców i bramkarski weteran-legenda.

Andre Schuerrle

Najbardziej zadziwiająca decyzja z całego grona nowych emerytów. Andre dał sobie spokój z zawodowym sportem w wieku 29 lat, odważnie przyznając, że psychiczne wymagania futbolu na najwyższym poziomie przestały go cieszyć. - Dołki stawały się coraz częstsze, a radości jakby coraz mniej - stwierdził w wywiadzie dla magazynu “Spiegel”.
Paradoksem jest, że sześć lat po zakończeniu mistrzostw świata, w którym Niemcy sięgnęli po prymat, problemy dotyczą największych bohaterów finału tej imprezy. Strzelec jedynej wówczas bramki, Mario Goetze, od lat boryka się z kiepskim zdrowiem i nie potrafi odnaleźć formy. Zaś asystentem przy tamtym złotym golu był właśnie Schuerrle.
- Jedyna rzecz, która liczy się na boisku, to wydajność. Słabość i wrażliwość nie mogą zaistnieć w żadnym momencie - dodał z żalem 57-krotny reprezentant Niemiec. Miał dość ciągłej presji, krytyki, nietolerancji na wszystko, co wykraczało poza ustalone wyobrażenia o tym, kim powinien być sportowiec. Teraz wreszcie może żyć jak chce.

Milan Baros

Broń składa też ostatni rycerz czeskiej baśni o królu Karelu Bruecknerze i jego pobratyńcach. Milan Baros na Euro 2004 zagrał jedną z piękniejszych ról, strzelając gola prawie w każdym meczu. Trafił z Łotwą, Holandią, Niemcami i dwukrotnie w ćwierćfinale przeciwko Danii. Sztuka ta nie udała się tylko w półfinale z Grecją, więc wrócił do domu z brązowym medalem, ale też i koroną króla strzelców.
Miał wtedy 22 lata i właśnie w tym wieku jego życie i kariera podzieliła się na dwa etapy. Ten przed portugalskim Euro i po. Punkt kulminacyjny osiągnął tamtego lata 2004 r., jednak następne sezony w jego wykonaniu przyniosły już jedynie trend spadkowy. Stał się coraz częstszym obiektem krytyki. I to uzasadnionej. Największe upokorzenie dopadło go w meczu eliminacyjnym do Euro 2012 przeciwko Hiszpanii, kiedy po fatalnym występie trener ściągnął go po niespełna godzinie gry. Zawodnik usłyszał wtedy najgłośniejszą w życiu kocią muzykę prosto z niezadowolonych trybun praskiej Letny.
A kilka lat wcześniej w barwach Liverpoolu cieszył się kolejnym epickim sukcesem, gdy “The Reds” uciekli przeznaczeniu i odwrócili wynik, zdobywając Ligę Mistrzów po pokonaniu Milanu i słynnym “Dudek Dance”. Pomimo wielkiego osiągnięcia klubu, napastnik nie miał już tak silnej pozycji na Anfield. Częściej niż o jego występach na boisku mówiło się o wyczynach na drodze. We Francji, na odcinku z ograniczeniem prędkości do 130 km/h, zmierzono mu 271 km/h. I tak też, ekspresowym tempem, zawędrował aż do końca kariery. Ostatnie trzy lata spędził w Baniku Ostrawa, z którego wypłynął na szerokie wody.

Aritz Aduriz

Niesamowity Bask poprawiał statystyki, gdy wkraczał w ostatnie lata swojej bogatej kariery, przez co stał się kimś w rodzaju kultowej postaci. Niezłomny zawodnik Athletiku Bilbao zadebiutował w reprezentacji Hiszpanii chwilę przed “trzydziestką”, tylko po to, by sześć lat później znów zostać powołanym do składu i zdobyć kolejnych 12 występów, strzelając dwa gole.
Po powrocie do Bilbao w 2012 roku, napastnik wykręcił bilans 142 goli w ciągu sześciu sezonów, z których najwięcej, bo 36, strzelił w rozgrywkach 2015/16, gdy kończył 35 lat. A nawet później, kiedy coraz rzadziej pojawiał się na boisku, i tak wprawiał kibiców w ekstazę. Tak jak w pamiętnym meczu przeciwko FC Barcelonie, gdy wkroczył w ostatnich minutach z ławki i piękną przewrotką zapewnił drużynie zwycięstwo 1:0. Cudowne wejście starego, baskijskiego smoka.
Niestety, nagła piłkarska przerwa wymuszona pandemią i powrót do gry już przy pustych trybunach, pozbawiły Adruriza szansy na grę w wewnętrznym dla Kraju Basków finale Pucharu Hiszpanii (data wciąż jest nieznana) przeciwko Realowi Sociedad. I pożegnania, na jakie zasługuje przed tłumem fanów. Posłuszeństwa odmówiło wymagające operacji biodro. - Niestety, moje ciało powiedziało “dość”. Nie mogę pomóc moim kolegom z drużyny tak, jak bym chciał, ani tak, jak na to zasługują - napisał tylko na Twitterze, potwierdzając zakończenie kariery.

Claudio Pizarro

Oto przykład piłkarskiej długowieczności. Peruwiańczyk opuścił scenę w wieku 41 lat. W Bundeslidze strzelił 197 goli, co jest drugim, po Robercie Lewandowskim, wynikiem zagranicznego gracza, jaki kiedykolwiek grał w najwyższej klasie rozgrywkowej w Niemczech.
Chociaż jego dwa okresy spędzone w Bayernie Monachium w latach 2001-2007 i 2012-2015 wyrobiły mu międzynarodowe uznanie, to Werder Brema był jego pierwszą sportową miłością. Po raz pierwszy przybył na północ kraju pod koniec ubiegłego wieku i wracał tam za każdym razem, po mniej lub bardziej udanych przygodach w innych klubach.
Grał pod czujnym okiem najlepszych trenerów na świecie: Pepa Guardioli, Jose Mourinho i Juppa Heynckesa. Mógł od nich nauczyć się dwóch czy trzech sztuczek, ale z jego kariery zawsze jasno wynikało, że będzie podążał własną drogą i niekoniecznie zajmie się szkoleniem. - Aby odnieść sukces jako trener, trzeba zainwestować dużo czasu, a właśnie tego zamierzam teraz unikać - mówił w wywiadach. Nawet jeśli nie wróci do piłki w nowej roli, jego dziedzictwo w tej dyscyplinie będzie pielęgnowane. Więcej o znakomitym Peruwiańczyku przeczytasz TUTAJ.

Mario Gomez

W ostatnim akcie kariery 35-letni napastnik pomógł wrócić do Bundesligi Stuttgartowi - klubowi, który go stworzył i pozwolił wyrobić wielką markę. A w 2007 r. Gomez wraz z “Die Schwaben” sięgnął po mistrzostwo Niemiec, co poskutkowało głośnym transferem do Bayernu Monachium. W czterech sezonach w Bawarii nigdy nie zawiódł. Strzelał jak najęty. Nawet w sezonie, w którym Bayern stracił panowanie w Niemczech, jak w 2011 roku na rzecz Borussii Dortmund, potrafił zdobyć aż 28 goli. A jednak przez cały czas musiał coś udowadniać. Zaczęło się to wtedy, gdy podczas Euro 2008 w spotkaniu grupowym z Austriakami źle uderzył piłkę w idealnej sytuacji bramkowej. - Od tego momentu chciałem pokazać ludziom, że to jedynie jednorazowy błąd - zwierzał się dziennikarzom 9 lat później.
Podczas gdy wielu wygwizdywało go lub odrzucało jako nic nie wartą opcję rezerwową dla “prawdziwych napastników”, Gomez zapisywał kolejne bramki na koncie. Być może nie terroryzował obrony, ani nie wzbudzał szczególnego strachu w oczach przeciwników, ale jednak wszyscy - no, może z wyjątkiem fanów Fiorentiny - zapamiętają go jako solidną, wartościową “dziewiątkę”, którą w polu karnym szukała futbolówka.

Essam El Hadary

Egipcjanin jest może nieco mniej znany europejskim kibicom, ale dla afrykańskiej piłki to legendarny golkiper. Na całym świecie zrobiło się o nim głośno, gdy w wieku 45 lat pojawił się na mistrzostwach świata w Rosji. Nie dość, że został najstarszym piłkarzem w historii mundiali, to jeszcze w ostatnim meczu grupowym, przegranym wprawdzie z Arabią Saudyjską 1:2, obronił rzut karny.
- Piłka nożna to moja druga żona i właśnie się z nią rozwiodłem - powiedział gorzko nietuzinkowy bramkarz. - Wspaniała kariera, nic bym do niej nie dodał. W Egipicie nie było lepszego zawodnika na mojej pozycji - chwalił się.
Nie bez racji. W reprezentacji “Faraonów” wystąpił 159 razy. Czterokrotnie zwyciężył w Pucharze Narodów Afryki, trzykrotnie na tych turniejach został wybrany najlepszym golkiperem.
Chyba nikt nie miał tylu boiskowych pseudonimów, co on. “Wysoka tama”, “El Piscodero” i “Bestia Afryki” nie miał sobie równych na Czarnym Lądzie, ale na europejskim kontynencie furory nie zrobił. Zaliczył tylko jeden sezon w szwajcarskim Sionie, nielegalnie zresztą, co potwierdził Trybunał Arbitrażowy w Lozannie, ponieważ zawodnik nadal był związany kontraktem z poprzednim pracodawcą. Zapłacił za to kilkumiesięczną dyskwalifikacją i nieformalnym wilczym biletem. Żaden europejski klub już na niego nie spojrzał. Ale on i tak jest legendą.
***
A Wam kogo będzie najbardziej brakować? Który piłkarz dostarczał największych emocji? Kogo wspominacie najlepiej?

Przeczytaj również