"Matrix": Recydywista. Z zimną krwią niszczył lepszych od siebie. "Na boisku 'mordował' po cichu"
Historia Marco Materazziego to nie tylko prowokacja Zinedine’a Zidane’a i przyjęcie na klatkę piersiową ciosu głową Francuza. Włoch miał na koncie dużo więcej grzeszków. Mistrz świata z 2006 r. stał się przykładem tego, że nawet najbardziej kontrowersyjne jednostki futbolu mogły wejść na szczyt.
Mówiąc wprost, Materazzi nie jest typem sympatycznego faceta. Nigdy nim nie zamierzał być. Jedynym prawem, jakim się posługiwał, było prawo siły. Nikogo nie dziwił fakt, że któregoś roku zdobył tytuł najbardziej znienawidzonego piłkarza we Francji, wyprzedzając w ankiecie Haralda Schumachera, niemieckiego bramkarza, który kilka dekad wcześniej omal nie zabił na boisku Patricka Battistona, oraz Samiego Nasriego, pomocnika zasługującego na takie “zaszczyty” za całokształt twórczości. Materazzi miał to gdzieś. Jak zwykle wzruszał ramionami i robił swoje. Niszczył rywali tak samo, a może i bardziej dotkliwie, jak wcześniej.
Każdy zawodowy obrońca musi się w końcu nauczyć faulować, zwłaszcza, jeśli gra w Serie A. On w pewnym momencie zaczął odczuwać przyjemność z popełniania fauli. To jak walka w oktagonie. Albo on powali ciebie, albo ty powalisz jego. Jeśli nie wbijesz napastnikowi kolana w plecy, ryzykujesz, że on podczas wyskoku przywita cię łokciem w brzuch. Lata 90. i początek XXI wieku we Włoszech to starcia z tymi przysadzistymi, prawie 40-letnimi koleżkami z ataku, z posępnymi twarzami, dla których zdobycie bramki jest najważniejszą rzeczą na świecie i nic innego się nie liczy. Materazzi toczył boje z dziesiątkami takich facetów. Wiedział, jak wytrącić ich z równowagi, jak odebrać im smak życia.
Być może tkwiła w nim pewna frustracja, nienawiść do tych, którzy potrafili tworzyć, kreować, bawić się piłką. Bo on przecież umiał tylko niszczyć, demolować, gruchotać kości. Robił to bezwzględnie, cynicznie, ale przy tym ultraskutecznie. Oto lista tylko niektórych ofiar “rzeźnika” z Lecce.
vs. Rui Costa
Kto nie kojarzy obrazka z Derby della Madonnina w Lidze Mistrzów z 2005 roku to znaczy, że musiał przespać ostatnich 20 lat lub dopiero zaczyna interesować się piłką. Tifosi “Nerazzurrich” podpalili murawę racami, a panowie w przyjacielskiej pozie przyglądali się świetlnemu widowisku. Ale ich relacje nie zawsze wyglądały doskonale. Kilka lat wcześniej doszło między nimi do poważnej scysji.
Fakt, że od czasu do czasu obrońcom zdarza się stosować przemoc wobec graczy, którzy po prostu leżą na ziemi i nie stanowią zagrożenia, pokazuje, że nienawiść nie ma prawdziwego motywu. Materazzi po prostu stracił wtedy głowę. Nikt nie wie, co myślał, kiedy “poczęstował” kolanem Portugalczyka. Przerażone i niedowierzające spojrzenie pomocnika dało widzom do zrozumienia, że wśród boiskowych legend, strzelających piękne gole i cieszących się sławą, trafiają się również szaleńcy.
vs. Gianluigi Lentini
Chyba pierwszy grzech śmiertelny “Matrixa” zarejestrowany przez kamery. Kiedy nogi 25-letniego wówczas włoskiego obrońcy Perugii krzyżowały się z kolanami doświadczonego skrzydłowego Torino, wszyscy kibice zgromadzeni na stadionie wstrzymali oddech. Zderzyły się wtedy dwie epoki: przełomu lat 80. i 90. oraz nowego wieku reprezentowanego przez Materazziego, idącego prosto na swojego rywala jak pocisk, ignorującego mijającą go piłkę, skoncentrowanego tylko i wyłącznie na zrobienie krzywdy swojemu vis a vis. Miało boleć i zapewne bolało.
- Nieuczciwy gracz. On tak naprawdę nie jest piłkarzem. Nie mam słów, aby go opisać. W tamtych czasach było mniej kamer, dlatego nie wszystko, co robił, zostało upublicznione.
Lentini nigdy nie wybaczył tego wejścia, ale “sanki” Marco były ledwie pieszczotami w porównaniu do tego, co przeżył pięć lat wcześniej, gdy uległ poważnemu wypadkowi samochodowemu, po którym przez pewien czas cierpiał na utratę pamięci. Jednak ani ten incydent, ani “pocałunek” Materazziego nie powstrzymał go od kontynuowania kariery. Zakończył ją dopiero w wieku 42 lat.
vs. Andrij Szewczenko
Materazzi tak miał, że upatrywał sobie ofiary w największych osobistościach. Musiał więc też przyjść czas i na Szewczenkę. “Szewa” stał się jednym z jego ulubionych celów. Wydawało się w pewnym momencie, że to coś osobistego. Co jakiś czas niszczył go kopnięciami kolanem, szturchańcami i wymianą uprzejmości. Cały kunszt i szaleństwo Włocha, który udawał niewiniątko po tym, jak zrobił coś, co nie miało nic wspólnego z futbolem, a służyło raczej do załatwienia porachunków.
Mało który obrońca jest w stanie posunąć się dalej niż Materazzi, gdy kopnął Szewczenkę prosto w krocze. Pozostaje mieć wątpliwość, czy zrobił to specjalnie, czy po prostu zamknął oczy, zamachnął się na ślepo i trafił, tam gdzie trafił. Prawdopodobnie celował w nogę Ukraińca, albo chciał go znokautować całym impetem. Fakt pozostaje faktem - miał całkowicie w poważaniu piłkę, która toczyła się kilka metrów od nich. Akcja skończyła się w momencie, gdy napastnik bezwiednie upadł na murawie unieszkodliwiony i zwijający się z bólu.
vs. Zlatan Ibrahimović
To największy z klasyków. Rok 2005 i Derby d’Italia. “Matrix” wchodzi w Szweda dwoma wyprostowanymi nogami. Lewa ląduje na kostce, a prawe kolano uderza w bok nogi podstawnej. Chyba tylko dzięki niesamowitej sprężystości stawów i wytrzymałości kości napastnik nie trafił prosto na chirurgię. Włoch ogląda za to żółtą kartkę, a Zlatan za chwilę sponiewierany schodzi z boiska zmieniony przez Del Piero. To jeden z najbrzydszych fauli, jakie widział świat. To właśnie ta interwencja wkurzyła “Ibrę”, więc do dziś “Ibra” jest wkurzony na Marco. To tkwiło jak zadra.
Wreszcie przyszedł moment, aby się zrewanżować. Po pięciu latach w derbach Mediolanu, gdy “Ibra” przywdziewał już koszulkę Milanu, kopnął ciosem rodem z taekwondo w brzuch obrońcy i, jakby na dokładkę, dorzucił jeszcze “łokietka” w głowę. Graczem Interu po tym zdarzeniu musieli się zająć lekarze w szpitalu. O skruszeniu nie mogło być mowy. Szwed siedział cicho, a wrócił do tamtych wydarzeń długo po tym, jak Materazzi skończył karierę.
- Od lat miałem z nim niedokończone interesy. Myślę, że spłaciłem je właśnie wtedy w derbach. Wleciał na mnie z podniesionymi nogami, skoczyłem, aby go uniknąć, i przy okazji złapałem go łokciem w skroń - opisywał historię w “La Gazzetta dello Sport”.
Materazzi najwyraźniej musiał przeczytać wywiad, ponieważ chwilę po ukazaniu się publikacji, wysłał tweeta ze zdjęciami trofeów Pucharu Świata oraz Ligi Mistrzów. Przypadkowo akurat tych, których Ibrahimović nigdy nie wygrał. “Cichy przekaz”. Cichy jak zawsze. Na twitterze, podobnie jak na boisku też “morduje” bez robienia zbędnego hałasu.