Manchester United szuka drugiego Fergusona? Niech weźmie jego. Pasowałby jak nikt inny

Manchester United szuka drugiego Fergusona? Niech weźmie jego. Pasowałby jak nikt inny
COLORSPORT / PRESSFOCUS
Trenował już Cristiano Ronaldo i Raphaela Varane’a w Realu. Wie, jak z wielkiego potencjału wydobyć to, co najlepsze. Czy potrafiłby odnaleźć się gdzieś indziej niż w Madrycie? Zinedine Zidane to ryzyko, ale takie, które warto podjąć w obecnej sytuacji Manchesteru United.
Powiedzmy sobie otwarcie: Zidane był enigmą w czasach swojej gry. A jako szkoleniowiec być może jest nawet jeszcze większą zagadką. Można odnieść wrażenie, że “wielkość” piłkarzy z poprzednich pokoleń, takich jak “Zizou” czy np. Roberto Baggio, polegała na tym, że odnajdywali się na największych turniejach, a znikali w cotygodniowych ligowych starciach. Są stawiane tezy, że ich kariery mogły być przeceniane ze względu na to, że ligowy futbol nie był tak powszechnie transmitowany jak dzisiaj. Nasze oczy otwierały się na ich talenty zwykle podczas imprez rangi mistrzostw Europy, świata czy finałów Ligi Mistrzów.
Dalsza część tekstu pod wideo
Nie znaczy to jednak, że należy odebrać im zasługi czy ściągać ich z cokołów. Piłki nożnej z pewnością nie analizowano kiedyś w takim stopniu, jak to ma miejsce dzisiaj, z wszystkimi ogólnodostępnymi danymi i dyskursem taktycznym, do którego, jeśli tylko się chce, może się włączyć każdy. To pomogło Zidane’owi jako zawodnikowi, ale postać Francuza jako trenera to zupełnie inna historia - bardzo często był niedoceniany, mimo oczywistych faktów działających na jego korzyść.

Chwalony i niedoceniany

Trzy tytuły Ligi Mistrzów z rzędu. To nie udało się żadnemu innemu trenerowi od początku istnienia tych rozgrywek. Setki wygranych meczów, kilkanaście zdobytych trofeów, rekordowe serie, wspaniałe momenty uwiecznione w historii. To wszystko nic, bo zawsze pojawią się pytania o miejsce Zidane’a w hierarchii szkoleniowców. Media i publika zwykle łaskawszym okiem spogląda na pionierów gry, tych, którzy do dyscypliny wnosili coś nowego (Johan Cruyff, Arrigo Sacchi, Pep Guardiola) lub na tych, którzy swoją osobowością rozgrzewali umysły fanów (Alex Ferguson lub choćby Jose Mourinho). “Zdobywacze tytułów” tacy jak Carlo Ancelotti czy Ottmar Hitzfeld nie są czczeni jak tamci. I Zidane właśnie siedzi przy tym stole.
“Zizou” często uważano za taktycznego neandertalczyka, a w jego poczynaniach w Madrycie dostrzegało się pewne schematy, podobne do tych, jakich używał, gdy odnosił sukcesy jako aktywny gracz. Z wielu różnych formacji, konfiguracji czerpał garściami, aby stać się niezwykle elastycznym człowiekiem na ławce trenerskiej. Oczywiście, prowadząc Real miał do dyspozycji plejadę gwiazd, co pozwalało mu na zmiany koncepcji w miarę potrzeby, ale imponujący musi być fakt, że potrafił określić, kiedy te zmiany należało przeprowadzić.
Kiedy Zidane pracował nad swoim trenerskim warsztatem, odwiedził Marcelo Bielsę, gdy Argentyńczyk zarządzał Olympique Marsylia, klubem, któremu ZZ kibicował od dziecka. Po spotkaniu z mentorem z ust starszego z fachowców padło fascynujące stwierdzenie:
- To żywy pomnik futbolu. Widzę go bardziej jako posąg niż człowieka. Dla pana Zinedine’a słuchanie mnie było niezapomniane. Przez cały czas skupiony, chociaż na początku musiało być to trudne. On wywiera niesamowitą moc na zwykłego człowieka. Emocje nie do opisania.
To różnica między Solskjaerem a Zidanem. Podczas gdy status właśnie zwolnionej norweskiej legendy jest ograniczony do wiernych i sentymentalnych kibiców “Czerwonych Diabłów”, pozycja Francuza wykracza daleko poza to. To globalna ikona, mająca w sobie niedoceniane umiejętności. Niechętny i nieco wycofany przywódca, to element charakteru, który przyciąga do niego tłumy. Kto, jeśli nie ikona, pasowałaby lepiej do światowej marki, jaką jest Manchester United?

Uśpiony wulkan

Ktoś, kto go nie zna, na podstawie samych konferencji prasowych i wywiadów uznałby, że mamy do czynienia z dobrodusznym panem przed pięćdziesiątką. Nic bardziej mylnego. Zadziorność, pewność siebie, czasem irytująca upartość pozostały z nim także po odwieszeniu butów na kołek. Kilka osób w Realu doświadczyło tych nieprzejednanych cech. Najlepszy przykład to Gareth Bale. Pokazuje on, że Zidane ma w swoim arsenale bardziej subtelne narzędzia niż “byczek” w klatkę piersiową, aby ustawić zawodników w szeregu i że potrafi podejmować trudne decyzje. Jeśli miałby zostać nową miotłą United, fani mogą być pewni, że nie zawahałby się użyć nawet radykalnych rozwiązań.
Na bank nikt nie wszedłby mu na głowę. Cały system podporządkowałby jedynie swoim pomysłom i intuicji. Nie można jednak powiedzieć, że trzyma szatnię twardą ręką stosując terror i zamordyzm. To też nie poziom Jose Mourinho i Louisa van Gaala jawnie obwiniających zawodników za słabą grę, ani Solskjaera, który wydaje się “mięczakiem” lawirującym wokół trudnych pytań dziennikarzy. Zidane zawsze bierze w obronę zespół, ten z kolei później chce iść z nim w ogień i staje na wysokości zadania w najtrudniejszych, kryzysowych chwilach. Gwiazdy Realu niejednokrotnie ratowały mu tyłek, gdy był o krok od utraty pracy.
Trudno wyrokować, kogo Zidane mógłby pominąć przy ustalaniu “bazy” drużyny. Bez wątpienia jest przywiązany do osób, które sprawdził i błogosławił. Nie odejmie pewnie lat Cristiano Ronaldo, ale można spokojnie założyć, że Portugalczyk znowu byłby słońcem w układzie planetarnym jego zespołu. Przy wszystkich głosach krytyki, Raphael Varane najlepsze chwile kariery spędzał, gdy defensywę “Królewskich” lepił właśnie “Zizou”. 49-latek także zawsze chciał mieć na Santiago Bernabeu Paula Pogbę, a i pomocnik czekał na moment, by wystąpić pod batutą Zidane’a, idola z dzieciństwa. Wszystko te marzenia mogą się teraz spełnić w, a jakże, “Teatrze Marzeń”.

Między Valdebebas a Clairefontaine

Mógłby być nadal menedżerem Realu, gdyby tylko chciał. Był zawodnikiem, dyrektorem, trenerem rezerw w Castilli i asystentem Carlo Ancelottiego, zanim dostał stałą posadę. Wychował się w klubie, który byłby w stanie przejąć każdego zawodnika na świecie i pracował na wielu stanowiskach w jej hierarchii. Co łączy go z Manchesterem? Poza występem w filmie dokumentalnym “Class of 92”, wieloma epickimi starciami na Old Trafford i przyjaźnią z Davidem Bekchamem - niewiele. I to jego atut. “Czerwone Diabły” potrzebują twardego resetu, a Zidane nacisnąłby guzik.
Z obecną kadrą byłby kimś, kogo United potrzebuje. Facetem z charyzmą, który bez problemu wchodzi w połowie sezonu do nowego środowiska i zaznacza swój autorytet. Dodałby do zespołu mentalność zwycięzcy. Oczywiście, zawsze istnieje szansa, że wybuchnie, jak to miało niejednokrotnie miejsce, gdy biegał po boisku. Póki co, wydaje się trzymać nerwy na wodzy i wykorzystywać strach przed tym, że się na kogoś zdenerwuje, aby wzbudzić szacunek wśród swych podwładnych. To taka fergusonowa “suszarka”, ale jeszcze nie podpięta do kontaktu.
To zresztą szansa dla obu stron. Klub otrzyma osobę, która wreszcie podreperowałaby prestiż, nadszarpnięty przez ostatnie lata, wniesie kilka świeżych pomysłów, ustabilizuje skład. Również i Zidane wziąłby coś z tego mariażu. Mógłby udowodnić, że potrafi wygrywać nie tylko z “samograjem”. Czekanie na posadę selekcjonera reprezentacji Francji może się jeszcze wydłużyć, a nowoczesna piłka potrafi uciekać w mgnieniu oka. Fotel trenera na Old Trafford to wielka sprawa i powinna skusić do opuszczenia swojej samotnej wyspy i wyruszenia w długi rejs po wzburzonych wodach. Z “Zizou” nigdy nic nie wiadomo. To zagadka, której jeszcze nikt nie potrafił odgadnąć.

Przeczytaj również