"Magik" ze spalonego teatru. Nie chce go ani FC Barcelona, ani FC Bayern. Kto uratuje karierę Coutinho?

"Magik" ze spalonego teatru. Nie chce go ani Barcelona, ani Bayern. Kto uratuje karierę Coutinho?
MDI / Shutterstock.com
Utknął w Barcelonie, a jego przyszłość jest niepewna. Co dalej z Philippe Coutinho? Dlaczego tak świetnie zapowiadający się talent stanął na rozdrożu? Jakie ma opcje i dlaczego nic nie wyszło w “Dumie Katalonii”, choć miał silne “plecy” i wsparcie dwóch wielkich nazwisk? Za Brazylijczykiem stoi mnóstwo pytań, postaramy się odpowiedzieć przynajmniej na część z nich.
Niezależnie od tego, gdzie leżą twoje sympatie klubowe, w piłce nożnej panuje ogólne uznanie dla umiejętności i jakości dostarczanych przez utalentowanych graczy, których nie sposób nie podziwiać. Philippe Coutinho należał do ambasadorów takich cech podczas pobytu w Liverpoolu. Nadawano mu różne tytuły: twórca, magik, technik. I to wszystko pasuje jak ulał, gdy piłkarz co chwilę prezentuje swój spryt, wyszkolenie, brazylijski styl. Był istotną częścią ekipy Brendana Rodgersa na Anfield.
Dalsza część tekstu pod wideo

Katalońskie fiasko

A dziś? A dziś tego wszystkiego o nim powiedzieć nie można, aby nie narażać się na śmieszność. Jego blask zniknął, odkąd zrealizował coś, co uważał za wymarzoną przeprowadzkę - przeniósł się do katalońskiego obozu na Camp Nou w styczniu 2018 roku. Po 42 bramkach i 37 asystach w Liverpoolu w latach 2013-17, Barcelona uznała go za najlepszego następcę Neymara. Wszystko działo się w trymiga. Luis Suarez, dawny kolega Cou z „The Reds”, pomógł mu znaleźć dom w ekskluzywnej dzielnicy Castelldefels, gdzie jego sąsiadem stała się inna ważna osoba wprowadzająca go do składu, Leo Messi.
Fani początkowo nie mieli na co narzekać. Nowy nabytek dysponował wszystkim, by wyglądać jak zawodnik Barcelony. Wczesne występy należało uznać za zachęcające. Jednak trener Ernesto Valverde coraz bardziej starał się znaleźć regularne miejsce dla Brazylijczyka w swoim preferowanym kształcie drużyny w systemie 4-3-3. Mówiono o nim jako o długoterminowym zastępstwie Andresa Iniesty, ale szybko stało się oczywiste, że brakuje mu zakresu podania oraz kreatywnej wizji, aby prowadzić grę z głębokiej pomocy, tak jak czynili to i Iniesta, i Xavi. Valverde chętniej wystawiał Arthura Melo i Arturo Vidala.
Najlepsze momenty Coutinho zbiegły się z kontuzją Messiego na początku sezonu 2018/19. Jednak kiedy argentyńska supergwiazda wróciła, nie widziano potrzeby, aby wypuszczać na boisko dwóch mobilnych playmakerów. Z Suarezem na „9” szukano kogoś, kto odpowiednio zbalansuje grę. Trener chętniej widział w tej roli nawet wiecznie kontuzjowanego Ousmane Dembele, który, w przeciwieństwie do starszego kolegi, czuł tempo drużyny, był szybszy i dokładniejszy.
Nie dowodził więc w zespole, ani centralnie, ani na skrzydłach. Katalońska bajka, w którą wierzył, pędem błyskawicy zamieniała się w koszmar. Raporty sugerowały, że gra poza swoją pozycją i z tego powodu nie potrafił wyrażać siebie na boisku tak, jak by chciał. Kiedy zgłosił się Bayern, w jego oczach ponownie pojawiło się światło nadziei.

„Dobry, ale za drogi”

Jednak szansa na nowy początek szybko zgasła. Coutinho lśnił w Monachium, ale zdarzało mu się sporo mało przekonujących występów Jak zauważył w lutym dyrektor Karl-Heinz Rummenigge, Brazylijczyk „grał nieźle w niektórych meczach, podczas gdy w innych sprawiał wrażenie nieco zahamowanego”. Jakby ktoś go wiecznie stopował. Klauzula wykupu zawodnika z Barcelony wynosiła, bagatela, 120 milionów euro, ale sternicy Bayernu już po kilku miesiącach wiedzieli, że z niej nie skorzystają.
Statystyki - dziewięć bramek i osiem asyst - wcale nie odstraszają, nikt nie powie, że są wstydliwe, nawet jak na ekipę strzelającą po kilka goli na mecz. Fakt jest natomiast taki, że Coutinho nie znajdował się nawet w 40% wyjściowych składów Bawarczyków w Bundeslidze. Rozpędzony Thomas Mueller stanowił lepszy wybór, a szkoleniowiec znalazł filigranowemu magikowi miejsce za plecami Roberta Lewandowskiego, czyli rolę, która skrzydłowemu nigdy nie leżała.
No i co teraz? O Barcelonie powinien jak najszybciej zapomnieć. W miejscu, gdzie gracze zaakceptowali obniżki pensji na poziomie 70% (a i to nie koniec), aby złagodzić ciężar ekonomicznego kryzysu, księgowi niechętnie patrzą na kogoś, kto ma zerowy wpływ na drużynę, a co miesiąc inkasuje astronomiczne pensje. Potężni sojusznicy w osobach Messiego i Suareza nie wystarczą. On sam wie, że w Katalonii nie cieszy się popularnością, a szatnia nie zadba o kogoś, kto okazał się jedynie podróbką Iniesty.
Przedstawiciele Barcy o powrocie swojego niedoszłego asa mówią bardzo mało. Obecny trener Quique Setien nawet się z nim nie skontaktował, mówiąc w katalońskim radiu, że „bardzo go lubi i że na niego liczy, gdy rozpocznie się nowy sezon”. Problem w tym, że „władza” Setiena w klubie jest wysoce ograniczona i on sam ma niewielki wpływ na kwestie kadrowe w obozie Camp Nou. Po prostu dostanie skompletowany skład i będzie go musiał przygotować do zdobywania najwyższych celów. Z Coutinho czy bez.
W obliczu stałej niepewności, przed którą stoimy, jedno wydaje się jasne: transfery graczy i umowy z nimi zawarte będą wyglądały zgoła inaczej, przynajmniej w krótkim okresie. Powtórka sprzed dwóch lat, gdy Coutinho przeszedł do “Barcy” za 145 milionów euro, jest wykluczona. Nikt nie chce przepłacać, zwłaszcza teraz. Do głosu dojdą najlepsi dyrektorzy sportowi i najwytrwalsi negocjatorzy. Kto zaryzykuje pochwyceniem niechcianego reprezentanta Brazylii?

Zastąpić Hazarda

Na czoło krótkiej grupki wychodzi Chelsea. Drużyna, która zrobiła ogromny postęp w polityce transferowej, nie przypomina już instytucji napalonej na każdego ponadprzeciętnego piłkarza jak szczerbaty na suchara. Teraz każdy pieniądz ogląda ze wszystkich stron i wydaje, gdy widzi cenową okazję i niewybrakowane produkty.
Co ciekawe, pomocnik już wcześniej znajdował się na radarze „The Blues”. Miał wtedy 14 lat i przyciągał wiele uwagi jako kadrowicz „Canarinhos” U-15. Chelsea szukała wówczas sposobu na zdobycie gracza, aby nie naruszyć zasad FIFA mówiących o zakazie kupowania zagranicznych nastoletnich piłkarzy przed ukończeniem 18. roku życia. Londyńczyków ubiegł jednak Inter Mediolan. Wnieśli opłatę w wysokości 3 milionów euro, z zastrzeżeniem, że transakcja uaktywni się w dniu szesnastych urodzin, ale automatycznie młody talent pójdzie na wypożyczenie do swojego macierzystego klubu, Vasco da Gama. Tak brazylijski smaczny kąsek przeszedł Chelsea obok nosa.
Czy teraz wykonają drugie podejście? Dużo na to wskazuje. Podopieczni Lamparda wciąż bowiem zmagają się z brakiem zawodnika ciągnącego resztę ekipy. Pustka po odejściu Edena Hazarda błaga o wypełnienie, zwłaszcza, że w drzwiach stoją już i Willian, i Pedro. Żaden z młodszych adeptów szkółki na Stamford Bridge nie pokazał gotowości do wzięcia na siebie większej odpowiedzialności. Hakim Ziyech również nie należy do tego rodzaju rozgrywających. I choć od dawna mówi się, że piłkarz na poziomie zbliżonym do Hazarda będzie trudny do znalezienia, dziś do fanów z północnego Londynu uśmiechnęło się szczęście. Niechciany w Barcelonie i Bayernie piłkarz będzie dostępny po uczciwszej cenie.
Tobiasz Kubocz
***
Tak jak I Wy, czytelnicy, kibice, tak i Meczyki szykują się do wznowienia rozgrywek Bundesligi. Przez najbliższe kilkadziesiąt godzin zaserwujemy Wam jeszcze teksty związane z nadchodzącym świętem futbolu oraz dodatkową niespodziankę. Trzymajcie rękę na pulsie! Zaś już od soboty będziecie mogli wspólnie z nami śledzić wszystkie najważniejsze mecze rozgrywane za naszą zachodnią granicą. Już teraz zapraszamy na zaplanowane relacje na żywo z najważniejszych spotkań Bundesligi, w tym oczywiście tych z udziałem Piątka, Lewandowskiego i Piszczka.
TUTAJ opublikowaliśmy tekst o Krzysztofie Piątku, dla którego Hertha zmienia ustawienie, by umożliwić mu lepszą skuteczność.
TUTAJ pisaliśmy o fenomenalnym czwartoligowcu, który dzięki wznowieniu rozgrywek w Niemczech ma szansę na historyczny sukces i wejście na europejskie salony.

Przeczytaj również