Made in China, czyli nieopłacalny produkt idzie na śmietnik? Inter sypie się jak domek z kart
Sytuacja Interu wygląda dosyć ponuro. Gdy tylko “Nerazzurri” zaczęli pławić się w odkrytej na nowo chwale, musieli szybko zrozumieć, że fundamenty zarówno tego triumfu, jak i przyszłych zostały im odebrane. Powtórki z poprzedniego roku raczej nie należy się spodziewać.
Antonio Conte chciał i na chwilę zmienił nurt rzeki. Starał się przekształcić strukturę tego, czym zawsze był Inter, próbował przenieść “Nerazzurri” poza ich reputację “Pazza Interu”, szalonego, nieprzewidywalnego. W pierwszym sezonie szło mu całkiem przyzwoicie, chociaż ostatecznie nie udało się przywieźć pod Katedrę w Mediolanie mistrzowskiego tytułu. Egzamin poprawkowy powiódł się już w stu procentach. Poprowadził piłkarzy do przekonującego Scudetto, pierwszego od 11 lat.
Jednak w ciągu kilku dni po zakończeniu sezonu świętowanie fanów szybko przerodziło się w koszmary i nerwowość, ponieważ Conte i klub postanowili się rozstać. Trener nie zamierzał firmować twarzą rozpadającego się projektu, nie miał żadnego wsparcia przy poszukiwaniu nowych żołnierzy na rynku transferowym i pomimo osiągnięcia tego, co zamierzał osiągnąć, kończąc dziesięcioletnią serię Juventusu, rzucił tylko “arrivederci” i opuścił stolicę Lombardii.
Chińskie plagi
Właściwie wszyscy kibice Interu zatykali uszy i udawali, że nic się nie dzieje. Co rusz przychodziły kolejne informacje, że chiński inwestor zamierza zakręcić kran z pieniędzmi i że prawdopodobnie mistrzowski skład po prostu nie przetrwa kolejnej kampanii. Duże nadzieje wiązano z pożyczką, jaką prezes Steven Zhang dopiął z amerykańskimi funduszami inwestycyjnymi, ale niewielu spodziewało się, że kilkaset milionów euro przyznano bynajmniej nie na rozbudowę kadry, nie na nowe wspaniałe transfery, nawet nie na nowe kontrakty w celu utrzymania starego składu. To były pieniądze ratunkowe, żeby klub mógł przetrwać, ale jednocześnie i tak musiał się mocno odchudzić. Cel krótkoterminowy? Obniżka zarobków o nawet 20 procent i wygenerowanie co najmniej 80 milionów euro z transferów wychodzących. Dzień zdobycia mistrzostwa był zatem pierwszym dniem chudej ery, jaka czeka drużynę w najbliższych latach.
Natychmiast pod znakiem zapytania w kontekście dalszego pobytu na Giuseppe Meazza stanęły największe gwiazdy: Achraf Hakimi, Romelu Lukaku i Lautaro Martinez. Dwóch pierwszych już nie ma, a trzeci nie wiadomo, czy wyprowadzi się w ostatnich dniach trwania okienka. Marokańczyk został sprzedany PSG za 60 milionów euro, co stanowiło znaczną część zgłoszonej kwoty i wydawało się, że wahadłowy będzie jedynym wielkim nazwiskiem, który zmieni pracodawcę.
Rzeczywistość okazała się zgoła odmienna. Hakimi był piłkarzem od razu spisanym na straty i wiedział o tym nawet Simone Inzaghi, nowa miotła “Nerazzurrich”, przybywający do drużyny z przeświadczeniem, że prócz 22-latka nikt inny nie odejdzie. Chyba tę samą wiedzę miał Beppe Marotta, dyrektor sportowy, bo zapytany, czy planuje sprzedaż Romelu Lukaku, natychmiast odpowiadał: absolutnie nie. Dwa tygodnie po prezentacji Inzaghiego, musiał prostować swoje słowa. “Lukaku? Tak, jest w drodze do Chelsea”. Biorąc pod uwagę tylko sportowy aspekt, dla tego zespołu to katastrofa. Z punktu widzenia finansowego: wybawienie.
“Lula” przechodzi do historii
Stratę Marokańczyka można było jeszcze przeżyć. To nadal znakomity zawodnik, rozwijający się i nie ma wątpliwości, że należy do czołówki bocznych obrońców/wahadłowych/skrzydłowych na świecie. Jednak w pewnych warunkach takich graczy da się zastąpić innymi atutami, innym ustawieniem zespołu, względnie gorszymi następcami. Inter za 12,5 mln euro pozyskał z PSV Denzela Dumfriesa, reprezentanta Holandii, świetnie spisującego się na EURO 2020. Opisując obrazowo, 25-latek jest o jeden stopień niżej od klasy Hakimiego, ale można zakładać, że drużyna nie powinna odczuć fundamentalnej różnicy poziomów na prawej stronie. Inaczej sprawa ma się z Lukaku.
Belg był tym, czym dla Bayernu jest Robert Lewandowski, a Karim Benzema dla Realu Madryt. Siłą, która pcha ekipę do zwycięstw i tytułów. Poprzedni sezon to 30 goli i 10 asyst w 44 występach. Napastnik widział się w Mediolanie także na kolejny rok. Chciał pomóc w obronie mistrzostwa, zdobycia 20. Scudetto, co oznaczałoby wyszycie drugiej gwiazdki na czarno-niebieskich trykotach. Przez całe lato rozmawiał z Inzaghim i twierdził, że nigdzie się nie wybiera. Tymczasem z Londynu przyszła trzecia oferta, która trafiła bezpośrednio na stół Zhanga, omijając Marottę. 115 milionów euro. Właściciel powiedział “tak”.
Byli tacy, którzy wieszczyli taki scenariusz, spodziewali się rozbioru:
- Pożegnanie Conte było sygnałem, co się stanie. W ciągu dwóch miesięcy Inter zdemontował mistrzowski zespół. Podstawowy punkt odniesienia zniknął. Lukaku to nie tylko siła natury i światowej klasy strzelec. To także najważniejszy pionek na szachownicy - oceniał sytuację były trener mediolańczyków Claudio Ranieri.
Zdziwić się może ten, kto sądzi, że to koniec wielkiej wyprzedaży. Fani niestety muszą powoli pogodzić się z faktem, że wkrótce może odejść drugi filar fantastycznego duetu “LuLa”. Lautaro Martinez to nadal łakomy kąsek dla wielu ekip z Premier League, którzy poszukują szybkiego, dynamicznego, sprytnego i skutecznego drugiego napastnika, zapewniającego kilkanaście goli na sezon. Choć rządzący na Meazza pozostają nieugięci w sprawie zatrzymania Argentyńczyka, czas pokazał, że wystarczy konkretna oferta “nie do odrzucenia”, by nawet kluczowy piłkarz zmienił barwy.
W krainie ślepców, jednooki królem
Co teraz? Wydaje się, że sytuacja została (chwilowo) opanowana. Czas skończyć z mocarstwowymi planami i próbować zbudować nieco bardziej budżetowy projekt. Bez gwiazdy światowego formatu. Nie znaczy to jednak, że porzucono ambitny scenariusz obrony Scudetto. Trzeba wziąć pod uwagę dwie płaszczyzny. Po pierwsze, Inter na papierze wciąż wygląda bardzo dobrze. Udało się utrzymać coś, co robiło różnicę w starciach z elitą Serie A. Mocny i zróżnicowany środek pola z wybitnym Nicolo Barellą, solidnym Marcelo Brozoviciem i Stefano Sensim, który jeśli tylko wróci do formy z początku sezonu 2019/20, zanim doznał kontuzji, drużyna będzie na nim mogła oprzeć swoją kreatywną grę. Wciąż jednak nie wiadomo, co dalej z Christianem Eriksenem, ale zabezpieczeniem pozycji numer “10” ma być nadal użyteczny Hakan Calhanoglu, pozyskany na zasadzie wolnego transferu z Milanu. Pierwszą linię natomiast ma wspomóc Edin Dżeko, choć trudno go będzie nazwać następcą Lukaku.
Po drugie, problemy dotyczą również i innych zespołów. Juventus wprawdzie kupiło Manuela Locatellego, ale też myśli o odchudzaniu kadry. O nadzwyczajnym zbrojeniu się Milanu nie może być mowy, podobnie zresztą jak w przypadku Lazio, Atalanty i Napoli. Najwięcej zainwestowała Roma, ale miała solidne braki. Należy dodać, że Inter wciąż nie powiedział ostatniego słowa i, jeśli wierzyć analitykom z “La Gazzetta dello Sport”, klub nadal ma wolnych ok. 30 milionów euro pozostających ze sprzedaży Hakimiego i Lukaku. Środki, których nie trzeba już przeznaczać na pokrycie długu.
Wyzwanie pt. “walczymy o koronę Włoch” to wcale nie taka misja niemożliwa, choć oczywiście trudniejsza niż przed rokiem. “Nerazzurri” powinni jednak przede wszystkim myśleć o ukończeniu kampanii w pierwszej czwórce. Nie wiadomo, kto jeszcze odejdzie, czyje głowy zostaną strącone i co zostanie z tego składu do zimy. Z perspektywy fanów, szkoda tylko, że nie można było budować nowego na wspaniałej, zwycięskiej drużynie. Przyszłość nie rysuje się w jasnych barwach, chyba że chiński Suning sprzeda swoje udziały lub zdoła zapewnić wystarczająco dużą inwestycję. Może wtedy Inter ponownie wynurzy się z głębin.