Liverpool FC. Wice-Messi mógł zostać "na zmywaku". Holendrzy powinni się wstydzić za Virgila van Dijka
Jeśli sądzicie, że Legia jest jedynym klubem, który zbłaźnił się niesamowicie oceniając potencjał młodego piłkarza (puszczając Lewandowskiego, a zostawiając Arruabarrenę), to jesteście w błędzie. Jeszcze więcej na sumieniu mają Holendrzy, w tym wielki Ajax, klub z potężnym doświadczeniem w dziedzinie scoutingu i szkolenia, z nieporównywalnie większym budżetem od Legii.
A jednak i taki Ajax wypuścił z ręki diament, choć nie mieli prawa go przegapić. Zapraszam do opowieści o Virgilu van Dijku, piłkarzu, o którym świat o mały włos w ogóle by nie usłyszał, a dziś przegrywa plebiscyty tylko z Leo Messim.
Jeśli będziecie kiedyś w Bredzie, chyba najbardziej „polskim” mieście w Holandii ze względu na liczbę rodaków, wstąpcie koniecznie do restauracji Oncle Jean. Zbudowana w 1935 roku, zarekwirowana w czasie wojny na warsztat mechaniczny, teraz duma właścicieli. Można tu zorganizować chrzty, wesela i uroczystości urodzinowe, a także dowiedzieć się, że drugi piłkarz na świecie, wart 85 milionów euro, do niedawna zmywał tu naczynia za 4 euro za godzinę. O ile oczywiście nie stłukł talerza, bo szef lubił potrącać dniówki.
Chudy knypek z Bredy
Tak, to właśnie tu 16-letni Virgil pracował pomiędzy szkołą, a zajęciami futbolowymi w akademii Willem II. Pół godziny jazdy pociągiem na wschód od miasta Tillburg. Odbierał rower na dworcu kolejowym Breda i jechał 15 minut na swoją zmianę do Oncle Jean, w jednej z droższych dzielnic miasta. 16 lat. Co bardziej utalentowani rówieśnicy w tym wieku podpisują wielomilionowe kontrakty z wielkimi klubami. Van Dijk do obdarzonych wybitnymi zdolnościami bynajmniej nie należał.
W klubie nie mógł nawet pomarzyć o występach w pierwszej drużynie walczącej zaledwie o przetrwanie w Eredivisie. Alfons Groenendijk, ówczesny trener Willem II, nie bardzo wierzył w młodość, a Van Dijka nawet nie kojarzył z widzenia. Wolał opierać się na doświadczonych graczach, juniorów traktował jako zło konieczne i wybierał tych najwyższych i najsilniejszych.
I tu zaskoczenie, bo Virgil jako szesnastolatek wyglądał po prostu jak kurdupel. Jego młodszy o dwa lata brat wyraźnie górował nad nim pod względem wzrostu i tężyzny. Dopiero rok później w okresie letnio-jesiennym Holender nagle urósł o 18 centymetrów, a w związku z tym pojawiły się problemy ze zdrowiem. Szybko siadły pachwiny, kolana i plecy. Przez kilka miesięcy, gdy inni cieszyli się treningami z pierwszą drużyną, VVD wzmacniał dziecięce jeszcze mięśnie, próbując wesprzeć swoją prędko zmieniającą się sylwetkę.
W Tillburgu nie mieli do niego cierpliwości, przy pożegnaniu nie usłyszał nawet dwóch słów podziękowania. Teraz to źródło wielkiego wstydu i wyrzut sumienia. Podobno nawet do dzisiaj działacze natychmiast odkładają słuchawkę, gdy ktoś z mediów próbuje umówić się na wywiad o początkach van Dijka.
Sytuacja z nieumiejętną oceną powtórzyła się zresztą kilka lat później, gdy Willem puścił do Ajaxu Frenkiego de Jonga za „symboliczne jedno euro” (plus 10% od kolejnego transferu, co jedynie uchroniło menedżerów z Tillburga od publicznej egzekucji w centrum miasta).
Nierozumiany, niedoszacowany
A Virgil urządzał się już gdzieś indziej. Zauważono go w Groningen, choć i tam nie mieli pojęcia, że talent rozwinie się w taki sposób.
OK, mamy całkiem niezłego gracza – wspomina pierwsze treningi z nowym nabytkiem Pieter Huistra, trener „Biało-Zielonej Armii”. Ale jednocześnie przyznał, że obrońca miał wiele do poprawy. Warto też nadmienić, że musiał przystosować się do zmiany środowiska.
Groningen to miasto północy, gdzie ludzie bardzo angażują się w pracę, nie akceptują leni, uważają, że należy zachowywać się normalnie i nie zgrywać gwiazdora. To wszystko przez długie zimy, które determinują w mieszkańcach dobrą organizację i porządek. A Virgil niekoniecznie sprawiał wrażenie poukładanego człowieka. Ani sportowca. Często kończył noce z przyjaciółmi, z burgerem z McDonalda w jednej ręce i browarem w drugiej.
W Groningen miał swoje wzloty i upadki. Trener Huistra wiedział, że może polegać na młodzieńcu, ponieważ potrafił utrzymać presję. Drużyna generalnie jednak prezentowała się słabo, a szkoleniowcowi pokazano drzwi. Ten za sprawę honoru wziął wypromowanie swojego ulubionego piłkarza.
Dzwonił po różnych dużych klubach i przedstawiał charakterystykę gry obrońcy. Wszyscy trenerzy i scouci popełniali z nim błąd – zdradził trener w rozmowie z dziennikarzami z „The Athletic”.
Według nich wykazywał się nonszalancją. Nierzadko popełniał na boisku błąd, ponieważ – jak sądzili – tracił koncentrację. Ale to nieprawda. To nie brak koncentracji. On zawsze desperacko chciał wygrywać. Kiedy jesteś młody – czasami dokonujesz złych wyborów. Mógł wybrać niewłaściwą opcję podania, które zostało przechwycone. Liczy się jednak co innego. Próbował różnych zagrań, ryzykował, podejmował odważne kroki. Ci, którzy go obserwowali, nie rozumieli jego stylu gry – wyjaśniał.
Podejście ludzi Ajaxu
To samo mówił Robert Maaskant, trener, który zastąpił Huistrę i przybył do Groningen prosto po zakończeniu przygody z Wisłą Kraków. Kiedy zobaczyłem jak sobie radzi, nie miałem wątpliwości, że będzie u mnie odgrywał pierwsze skrzypce. Miałem duże szczęście, bo długo korzystałem z talentu, którego nikt nie potrafił dostrzec – zapewniał szkoleniowiec.
To prawda, popełniał błędy, zwłaszcza w starciach z mocniejszymi ekipami. To na przykład kosztowało go brakiem transferu do PSV. Ale łowcy talentów przyjeżdżali tylko na spotkania z czołową trójką (PSV, Feyenoord, Ajax). Gdy Virgil brylował w meczach ze średniakami, nikt tego nie widział. To mnie szokowało. Naprawdę, można go było zabrać za śmieszne pieniądze – cytuje Maaskanta dziennik „Telegraph”.
W końcu pewne zainteresowanie przejawili skauci z Ajaxu. Huistra pamięta, że przyjechało ich co najmniej czterech.
Wszyscy mieli co najmniej dwa powody, by wybrać kogoś innego. Ci cali zwiadowcy taplają się zawsze we własnym sosie, gadają tylko między sobą i nawzajem usprawiedliwiają swoje decyzje. Wystarczy jedna opinia, a reszta im przytakuje. Bardzo rzadko przyznają się do błędów – uważa były trener Groningen.
Teraz musieli się przyznać. Van Dijk poszedł do Celtiku, a do Ajaxu – Mike van der Hoorn, obecnie zawodnik Swansea występującego w Championship.
John Park, szef skautów Celtiku, wspomina, że prześledził setki godzin filmów z występami Virgila.
Coś mi nie pasowało – mówił w wywiadach. Wyróżniał się zdecydowanie w porównaniu z innymi środkowymi obrońcami. Zakładałem, że coś pominięto we wcześniejszych obserwacjach, że może my czegoś nie dostrzegliśmy. Podjęliśmy ryzyko – dodał.
Ryzyko niezbyt kosztowne. Szkoci zapłacili za Holendra trzy miliony euro.
Wyspy sukcesu
Pierwszy sezon należał do tych bardziej dziwacznych. Po trudnym okresie wdrażania, gdzie rozgrywał kiepskie partie w sensacyjnym remisie z Inverness w lidze czy porażce w pierwszym meczu kwalifikacji do Ligi Mistrzów z Szachtiorem Karagandą, nagle coś z dnia na dzień kliknęło, stał się najlepszym zawodnikiem w Szkocji.
Wygrywał każdy pojedynek w powietrzu, stopował akcje przeciwników, które powinny kończyć się golami, ale także wybornie zachowywał się pod polem karnym rywala. W ciągu dwóch lat zdobył 15 goli i to nie tylko ze stałych fragmentów gry. Do historii przeszła bramka, gdy rozpoczął drybling ze swojej połowy, a po minięciu pięciu graczy pewnie wpakował piłkę do siatki. O kilka poziomów przewyższał całą ligę.
Potem wydarzenia nabrały rozpędu i nikt nie mylił się już w kwestii oceny VVD. Do Southamptonu sprowadził go Ronald Koeman, który później zrobił z obrońcy kapitana reprezentacji Oranje.
U Świętych pasował jak rękawiczka. Nie potrzebował ani chwili na aklimatyzację. Dał się porwać tłumowi, stać się najbardziej uwielbianym zawodnikiem w historii tego klubu – mówił Ross Wilson, dyrektor ds. operacji transferowych w Southampton.
Van Dijk chciał jednak pokazać się w Lidze Mistrzów. W styczniu 2018 roku wreszcie przeszedł do Liverpoolu za rekordowe wówczas 85 milionów euro zapłacone za defensora. W ciągu kilkunastu miesięcy na Holendra spadł deszcz nagród, a wciąż tajemnicą pozostaje, dlaczego tyle lat był niedostrzegany przez fachowców w ojczyźnie. Swoją teorię ma wspomniany Maaskant – Urodził się w niewłaściwym kraju. W Anglii zachwycaliby się nim dużo wcześniej.
***
Dziś Virgil van Dijk i jego zespół ma obowiązek stanąć na wysokości zadania w Salzburgu i wywieźć korzystny rezultat, który zapewni awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Kto wie, może w przypadku kolejnego międzynarodowego sukcesu Liverpoolu i powodzenia reprezentacji “Oranje” na Euro 2020, za rok Virgil nie odda Złotej Piłki nawet Messiemu?
Obszerną multirelację z dzisiejszych i jutrzejszych spotkań Champions League tradycyjnie będziecie mogli śledzić na naszej stronie.
Tobiasz Kubocz