Liverpool FC. Kim jest Takumi Minamino? Oto najlepszy prezent gwiazdkowy dla "The Reds"

Listy do M…inamino. Oto najlepszy prezent gwiazdkowy dla Liverpoolu
screen z youtube.com
Święty Mikołaj do fanów Liverpoolu przyszedł w tym roku nieco wcześniej. Najpierw nowy kontrakt podpisał reżyser współczesnych sukcesów klubu Jurgen Klopp, później na podobny krok zdecydował się odtwórca głównych ról spektakli – James Milner. Ale żeby scenariusz filmowy stawał się bardziej urozmaicony, „The Reds” potrzebowali nowych twarzy. Na pierwszy plan wysunęła się osoba Takumiego Minamino. To produkt doskonały made in Japan.
Oczy Japończyka rozbłysły się na sugestię pewnego dziennikarza. Było to niemal dokładnie rok temu, 13 grudnia 2018 roku. Pomocnik Salzburga znalazł się wtedy w otoczeniu reporterów z jego ojczyzny, a miało to miejsce po wygranym meczu z Celtikiem w Lidze Europy. Minamino zagrał wówczas fantastyczną partię, a żurnaliści dopytywali, czy pewnego dnia nie chciałby spróbować swoich sił na Wyspach Brytyjskich, w najlepszej lidze świata.
Dalsza część tekstu pod wideo
„Chciałbym tam zagrać” – rozpromienił się. I nie trzeba było go ciągnąć dalej za język. „To jedna z tych lig, które oglądałem od dziecka, w której występują najwspanialsi piłkarze na świecie. Sposób, w jaki grał Celtic, ale także atmosfera, stadion, kibice… to wszystko przecież jest takie podobne do Premier League. Wspaniałe doświadczenie” – mówił jednym tchem. A zatem, drogi Takumi, here we go…
Rok po wywiadzie Minamino stoi na krawędzi realizacji swojej największej ambicji. Reprezentant Japonii podpisał lukratywny, pięcioletni kontrakt, Liverpool wpłacił sumę odstępnego w wysokości ok. 7 milionów funtów, a cały deal wejdzie oficjalnie w życie, gdy 1 stycznia otworzy się okno transferowe.

Austriacka szkoła

Transfer nie byłby jednak możliwy, gdyby nie ogromna praca, jaką wcześniej wykonał sztab poszukiwaczy talentów z Austrii. Na początku 2014 roku plan RB Salzburg, polegający na odkopywaniu młodych graczy o wysokich możliwościach, wymykających się obserwatorom europejskich potęg, skierował grupkę skautów do miasta portowego na japońskiej wyspie Honsiu.
W Cerezo Osaka odnaleziono bystrego nastolatka – utalentowanego technicznie, z dużą, jak na jego wiek, wiedzą taktyczną, lepszego od swoich bardziej doświadczonych kolegów z drużyny. Stworzenie obszernego dossier chłopaka wymagało roku pracy i wykraczało poza opis oczywistego talentu piłkarskiego.
„Musieliśmy wiedzieć o nim dosłownie wszystko” – zdradza niuanse podglądania zawodnika Christoph Freund, dyrektor sportowy austriackiego magnata. „Jak prowadzi się poza futbolem? Jak trenuje? Jak radzi sobie w środowisku grupy, z rówieśnikami i starszymi od siebie? Jak wykonuje zadania podczas treningu indywidualnego? Co robi, gdy pewne czynności stają się dla niego za trudne? Wszystko, naprawdę wszystko, wskazywało na to, że musimy z nim podpisać umowę. Natychmiast” – ekscytował się Freund.
Praca nad Minamino pokazała, że nastolatek przejawiał cechy osoby, która świetnie daje sobie radę w przeciwnościach oraz ma nienasycony apetyt na rozwój. Przed wejściem do klubowej akademii Salzburga widnieje napis „Einstellung ans Ziel” – „Postawa zabierze cię do celu”.
Trudno znaleźć piłkarza, do którego credo RB Salzburg pasowałoby lepiej. Miał zaledwie 19 lat, gdy Austriacy zdecydowali się zapłacić 750 tys. funtów i zabrać go do Europy.
Początkowo bardzo tęsknił za domem. „Przez pierwsze miesiące naprawdę cierpiałem. Brakowało mi rodziny, ale też kultury, jedzenia i japońskiego stylu życia” – przyznawał w wywiadach.
W dni wolne jeździł do Monachium ze swoim tłumaczem Yukim, aby posmakować domu w japońskiej restauracji. Rzucił się też od razu w wir nauki języka niemieckiego, czym bardzo zaimponował miejscowym kibicom.
Tymczasem na boisku wpływ Minamino na zespół stale rósł. Po zdobyciu 11 bramek i zaliczenia 10 asyst w sezonie 2017/18, jego indywidualne liczby poprawiły się do 14G i 10A w kolejnej kampanii.
Od sierpnia ma teraz na koncie 9 trafień i 11 końcowych podań w 22 występach. Po zdobyciu pięciu kolejnych tytułów mistrzowskich i czterech pucharów, wreszcie zgłosił gotowość podjęcia nowych wyzwań. Dopóki nie zadzwonił do niego Klopp, uważał, że jego następnym krokiem powinna być Bundesliga.

Klopp musiał go mieć

Trener „The Reds” już nawet nie ukrywa, że ma wróbelka w garści. Eksperci przypominają pierwsze spotkanie Liverpoolu z Salzburgiem, kiedy Minamino o mało co nie pogrążył aktualnych triumfatorów Ligi Mistrzów. Gdy Japończyk strzelił gola kontaktowego, kamery pokazywały twarz Kloppa pełnego uznania, a w tajemniczym uśmiechu można było odczytać coś więcej. Przebłysk talentu od razu wpadł mu w oko.
Ta nutka tajemniczości pojawiła się też na jednej z ostatnich konferencji prasowych, gdy szkoleniowiec „tłumaczył się” z podpisania nowego kontraktu. W pewnej chwili, chcąc zadać pytanie, rękę grzecznie podniósł dziennikarz z Kraju Kwitnącej Wiśni. „Dlaczego tu jesteś?” – dopytywał Klopp wyraźnie zaintrygowany. A po chwili dodał: „Myślę, że będziemy cię tu widzieć częściej”.
O dziwo, dziennikarz chyba niedoinformowany dostatecznie o zbliżającym się transferze, chciał uzyskać opinię na temat Shinji Kagawy, innego Japończyka, z którym niemiecki trener miał przyjemność pracować jeszcze za czasów Borussii Dortmund. Z tego też względu Klopp cieszy się olbrzymią popularnością na Dalekim Wschodzie.
Tu zapala się więc lampka. Korzyści komercyjne związane z podpisaniem umowy z MInamino powinny być kolosalne, chociaż działacze z miasta Beatlesów odrzucają sugestię i uważają, że decyzja o kupnie Takumiego miała charakter wyłącznie futbolowy.

Biznes plus talent

Kokieteria. Można o nowym nabytku mówić jedynie pod kątem piłkarskim, ale wszyscy zdają sobie sprawę, że to także duża inwestycja. Klub wcześniej zawarł umowę na dostawę sprzętu Nike, która zapewni im znacznie większą obecność w Azji. Gigant odzieży sportowej będzie miał bowiem w tym regionie szerszą sieć sklepów w porównaniu do obecnego przedstawiciela, New Balance.
„Liverpool już jest bardzo dobrze rozpoznawalny w Japonii, ale transfer jeszcze bardziej podniesie poziom popularności. Na meczach natychmiast pojawią się trzy lub cztery ekipy filmowe, na każdym kroku pilnujące każdy gest Minamino” – wieszczy Kieran Maguire, ekspert ds. finansów piłki nożnej, pytany przez reporterów „The Athletic” o skutki angielsko-austriackiego przedsięwzięcia.
„Podpisanie gracza o dużym profilu z kraju, gdzie Premier League przyciąga tysiące kibiców przed telewizory, jest szalenie sprytnym posunięciem. To rodzaj umowy, która się zwraca” – twierdzi Maguire.
Jurgen Klopp oczywiście nie musiał wiedzieć, chociaż to wątpliwe, znając inteligencję i wyrachowanie Niemca, o komercyjnej stronie dealu. Spogląda przede wszystkim na wartość, jaką Takumi może określić, gdy przyjdzie mu pierwszy raz kopnąć piłkę na Anfield.
Wachlarz umiejętności ma zaiste imponujący. Anglicy na takich piłkarzy mówią „baller”, futbolówka mu nie przeszkadza, znakomicie drybluje i świetnie odnajduje się w ciasnych przestrzeniach, dzięki temu ponadprzeciętnie radzi sobie w trudnych sytuacjach.
Może działać jako rozgrywający, jako progresywna „ósemka”, ale też i na flankach czuje się jak ryba w wodzie. Więcej atutów? Proszę bardzo. Jak na Japończyka przystało – cechuje go niezawodność, prawie w ogóle nie odnosi urazów. Ostatnia poważna kontuzja uniemożliwiła mu granie na początku 2017 roku, kiedy musiał pauzować z powodu problemów z więzadłami śródstawowymi.
W wieku 24 lat puka do bram sportowego raju, klub i otoczenie patrzą na niego z życzliwością, fani z pietyzmem sprawdzają każdy szczegół dotyczący przybysza z Japonii. Liverpool pod sterami Kloppa nie ma zwyczaju kupować zawodników w zimowych oknie transferowym. Wyjątek stanowi Van Dijk, ale z zupełnie innych powodów.
“The Reds” zwykle wolą czekać na załatwienie spraw do końca sezonu. Ale siedem milionów na zawodnika, na którego z jakiej strony nie spojrzysz – nie ma żadnych wad? To interes bez ryzyka, zbyt dobry, aby go zignorować.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również