Juventus silny, ale z kłopotami. Transfery wszystkiego nie załatwią. "To zespół na jeden, góra dwa sezony"

Okienko transferowe dało Massimiliano Allegriemu drużynę stworzoną specjalnie pod niego: gotowe produkty oraz talent w nadmiarze. Teraz Juventus wydaje się być skazany na mistrzostwo Włoch. Ale nie na kilkuletnią dominację.
- Jak zawsze Juventus nastawił się na realizację wszystkich swoich celów. Tego lata przybyli ważni zawodnicy, część doświadczonych, część z dużym potencjałem. Zaczynamy sezon z dobrą bazą. Po ostatnim roku bez trofeum, pierwszym od dziesięciu lat, mamy obowiązek zdobyć Scudetto.
To, że słowa te padły z ust samego trenera Massimiliano Allegriego, może być absurdem lub banałem. Albo i jednym, i drugim. W jednym zaś ma rację. Juventus kupił kilku mocnych i gotowych zawodników, skleił drużynę do natychmiastowego wygrywania i teraz każdy inny wynik niż mistrzostwo, będzie uznawany za klęskę, biorąc pod uwagę bogatą historię i ambicje turyńczyków. W końcu "Juve" musi wrócić na autostradę prowadzącą do przynajmniej krajowych sukcesów po dwuletnim okresie zajmowania czwartego miejsca. To zbyt długa kara dla kogoś przyzwyczajonego do walki o złoto. Jednak tymi słowami Allegri dodał na barki swoich piłkarzy ciężar presji, bez której mógłby się obejść.
Trener od samograja?
Już sprowadzenie do stolicy Piemontu Paula Pogby, inwestycja w pensję Angela Di Marii i wyłożenie kwot raczej z poziomu Premier League za najlepszego obrońcę w Serie A ostatniego sezonu (plus wygranie o niego wyścigu z Interem), jest mocnym sygnałem dla wszystkich przeciwników: "Stara Dama" wraca do gry. Ponadto do Turynu przybył jeszcze Filip Kostić, jeden z bardziej dynamicznych wahadłowych w Europie, i skład stał się więcej niż konkurencyjny. Głębią nie odstaje od nikogo. Krótko mówiąc, Allegri będzie w stanie ułożyć dwie bardzo mocne jedenastki. Turyńczycy chcą zatem sprawdzić się na każdym możliwym polu. Zagrać w jak największej liczbie meczów.
Aby zapełnić czymś swoją gablotę, widać wyraźnie, że “Bianconeri” rezygnują z czegoś, co dwa-trzy lata temu wydawało się oczywiste - z rozwijania projektu stopniowego, harmonijnego wzrostu. Idą, podobnie jak inny partner z niedoszłej Superligi, FC Barcelona, all-in. Najpierw sukces, potem myślenie o przyszłości. Schemat, który - gdyby był człowiekiem - miałby wizerunek Massimiliano Allegriego. Uosobienie pragmatyzmu.
Kiedy rok temu “Juve” zdecydowało się po raz drugi zatrudnić Allegriego, działacze oraz fani mieli nadzieję na błyskawiczną poprawę wyników. Tymczasem, Allegri, mając skład o największej wartości ekonomicznej w lidze (wg portalu "Transfermarkt"), ledwo dobił do 70 punktów, a powinien przynajmniej pozostać w grze o Scudetto do ostatnich kolejek. Po raz kolejny okazało się, że nie należy do “trenerów budujących”, a raczej do “niepsujących”. Może być idealną “miotłą” do prowadzenia składu, który jest silniejszy od konkurencji, ale nie człowiekiem wydobywającym wartość dodaną z niewyróżniających się drużyn. Oprócz tego, że nie zdobył trofeum, nie poprawił się w niczym w porównaniu do zespołu Andrei Pirlo. Zebrał mniej punktów, odpadł na tym samym etapie Ligi Mistrzów, nie zbudował ani jednego nowego gracza, nie licząc Dusana Vlahovicia, który przyszedł do Turynu będąc już “w gazie” (a i tak częściowo stracił formę w kwietniu i maju).
Di Maria jako x-factor
Teraz nie może być mowy o przeciętności. Wszystkie wady Allegriego bledną przy kadrze zmontowanej z milionów euro. Juventus stracił Paulo Dybalę i nie zawsze przekonującego Matthijsa De Ligta, dwa filary starego składu, ale dodał Di Marię, Pogbę, Bremera oraz Kosticia, a także 24-letniego Federico Gattiego. Dodatkowo po rehabilitacji do zespołu dołączy Federico Chiesa, który opuścił znaczną część zeszłego sezonu. Od startu zaś można korzystać z Vlahovicia, a Serb, jak pokazała inauguracja sezonu, nie potrzebuje rozbiegówki, by zacząć strzelać.
Ta drużyna, zapożyczając słowa trenera, ma obowiązek zdobyć Scudetto, a przynajmniej walczyć o tytuł do samego końca. Ale minimalistyczne i zachowawcze podejście może nie wystarczyć, by poprawić wyniki w perspektywie długoterminowej. Co nie zadziałało wcześniej? Przyczyn porażki większość upatrywała w dyspozycji środka pola. Cała druga linia strzeliła zaledwie siedem bramek. Teraz zmienić to miał Paul Pogba, ale zanim wystartowała liga, on już złapał uraz. Kontuzjowany Francuz raczej nie wystarczy, by podnieść wydajność formacji.
Allegri musi zatem znaleźć inne rozwiązania w postaci Westona McKenniego, Manuela Locatellego czy Denisa Zakarii. Niewykluczone, że na pozycję mediapunta na stałe wpisze Angela Di Marię, który z roli ofensywnego środkowego pomocnika i podwieszonego napastnika doskonale spisał się w starciu z Sassuolo. Argentyńczyk powinien być główną postacią nowego zespołu. Przez ponad dekadę doskonale obsadzał się w roli wingmana, drugiego pilota samolotu, gdzie za sterami zasiadali Cristiano Ronaldo, Zlatan Ibrahimović czy ostatnio Kylian Mbappe. Co więcej, jemu bardziej odpowiadałaby gra skupiona na kontroli piłki niż reaktywny styl.
Co tu dużo mówić, Allegri może teraz bardziej cierpieć na kłopot bogactwa niż na ból głowy spowodowany niedoborem jakości. Każdy trener w Serie A chciałby mieć do dyspozycji taki skład, by bawić się w układanie dużych klocków, poszukiwanie zwycięskiej formuły. Dla Maxa to ten sezon, w którym musi udowodnić, że nadal może prowadzić utytułowany team na własnych zasadach i przy okazji nie być już nigdy zmuszonym ściągać z boiska napastnika kosztem środkowego obrońcy, broniąc skromnego prowadzenia ze słabym rywalem.
Niejasna przyszłość
Nawet jeśli uda się zrealizować cel minimum, pytanie, co dalej? Droga wytyczona przez zarząd “Starej Damy” wydaje się być ekstremalna. Klub, który rozumuje tylko w perspektywie krótkoterminowej, nie jest możliwy do utrzymania we współczesnym futbolu. Nawet ci, którzy mają nieskończoną płynność finansową, jak szejkowie z City i PSG, muszą poddać się potrzebie planowania. Szukają talentów, kolejnych "złotych chłopców". Turyn posiadał te ambicje dwa lata temu, ale plany podarł i wyrzucił do kosza. Relatywnie młody skład (średnia wieku 26,3) to za mało. Oprócz Chiesy i Vlahovicia próżno szukać przyszłych dominatorów europejskich boisk.
Władze Juventusu cofnęli wszystko w ciągu kilkunastu miesięcy tylko po to, by znaleźć nową drogę do równowagi. Wywrócili stół do góry nogami. Ze szkieletu drużyny z poprzedniej kampanii (Ronaldo, Dybala, de Ligt) nie ostał się nikt. 34-letni Di Maria to z pewnością jedna z największych gwiazd ligi włoskiej, prawdopodobnie również jeden z najlepszych piłkarzy i być może przyszły MVP, ale dowód osobisty i roczny kontrakt wskazują raczej na ideę stworzenia zespołu na jeden lub dwa sezony, by odświeżyć kibicom pamięć o trofeach. A co będzie później? Chyba na razie nikt w Turynie się o tym nie martwi. A powinien.