Juventus nie chce Dybali. Dlaczego Paulo znalazł się na zakręcie kariery? "To wszystko zmieniło"

Juventus nie chce Dybali. Dlaczego Paulo znalazł się na zakręcie kariery? "To wszystko zmieniło"
Reporter Torino/Pressfocus
Paulo Dybala opuści Juventus tego lata po tym, jak włoscy giganci zdecydowali się na pójście w innym niż do tej pory kierunku. Co zdecydowało o zrezygnowaniu z usług Argentyńczyka, jak ocenić jego siedem lat spędzonych w Turynie i kto teraz weźmie napastnika pod swoje skrzydła?
Tym razem to naprawdę miał być jego rok. W szatni Juventusu nie mieli co do tego wątpliwości. Giorgio Chiellini zapytany o to w wywiadzie na początku sezonu, bez chwili namysłu odpowiedział: to “Juve” będzie imienia Paulo Dybali. I faktycznie. Już bez Cristiano Ronaldo, z Argentyńczykiem w roli kapitana, “Stara Dama” polegała głównie na Dybali. Ten odwdzięczał się zaufaniem, jak mógł. Strzelał, asystował, ale to ciągle nie było to.
Dalsza część tekstu pod wideo
To nadal nie jest rok Dybali, w dodatku najsmutniejszy z jego udziałem w ekipie z Piemontu. Bo ostatni. “Klejnot” opuści Turyn tego lata w nieco kwaśnej atmosferze, bezceremonialnie porzucony, ale też pozostawiając “Bianconerich” bez dopływu gotówki. 30 czerwca nastąpi bowiem krótkie, chirurgiczne cięcie i obie strony będą musiały o sobie zapomnieć. Ale jak tu zapomnieć?

W obliczu kontuzji

28-latek spędził na północy Włoch ostatnich siedem lat, odkąd dołączył do klubu z Palermo w czerwcu 2015 roku. Zdobył tu pięć tytułów Serie A, cztery Coppa Italia, strzelił 113 goli w 283 meczach. Jak to się stało, że “La Joya”, okrzyknięty kiedyś następcą Alessandro Del Piero, zostanie wyprowadzony tylnymi drzwiami?
Szefowie Juventusu przyznają, że styczniowe przybycie Dusana Vlahovicia, utalentowanego serbskiego napastnika, “zmieniło wszystko”. Ale odejście Dybali w rzeczywistości zbliżało się wielkimi krokami od dawna. Istniały dwie kwestie. Pierwsza z nich to fakt, że Paulo praktycznie nigdy nie udało się zagrać jednego całego dobrego sezonu. Łapał kontuzje, potem dochodził do formy, a w międzyczasie błyszczał na boisku i ośmieszał rywali. Problem w tym, że potrafi poruszać się w blasku tylko przez kilka chwil, rzadko z taką ciągłością, jakiej wymagałyby standardy współczesnego futbolu.
Tylko w tym sezonie opuścił 15 meczów. W ubiegłym? 21, jednak od poprzedniej jesieni jego nieobecność była bardziej odczuwalna. Dybala miał stanowić bardziej centralną postać w zespole Maxa Allegriego, a opuszczał decydujące mecze. To powinien być Juventus Dybali, ale tak się nie stało, z wyjątkiem krótkich przerw. Nieregularność spowodowała, że od stycznia to już Juventus Vlahovicia.

W cieniu Ronaldo

Druga sprawa, która nieodłącznie wiąże się też z pierwszą: Dybala notorycznie, rok za rokiem tracił na znaczeniu, ale nie tylko ze swojej winy. Na kurs kolizyjny wkroczył od momentu transferu Cristiano Ronaldo. Kiedy dominacja krajowa nie wystarczyła już, by zadowolić prezesa Andreę Agnellego, obsesja klubu na punkcie triumfu w Lidze Mistrzów sprawiła, że szef Juventusu postawił na portugalskiego supergwiazdora.
Rok przed przyjściem Ronaldo, Dybala strzelił 22 gole w Serie A (łącznie 26) i nikt nie mógł podważyć jego niekwestionowanego, najwyższego statusu w całej kadrze. Po przyjściu CR7 zmuszono go zaś do dostosowania się do zmian taktycznych poczynionych pod Ronaldo, lecz mimo to Argentyńczyk, być może czując się lekceważony, wciąż walczył. Statystyk nie da się jednak oszukać. Podczas trzech lat wspólnego grania trafił tylko 20 razy do siatki rywali na włoskich boiskach, gdy tymczasem jego nowy kolega granicę dwudziestu goli przekroczył już w pierwszym sezonie. Andrea Pirlo, zanim jeszcze został trenerem “Starej Damy”, publicznie oświadczył, że wejście na włoską scenę Ronaldo okazało się ogromnym problemem mentalnym dla Dybali:
- Jego wartość spadła i to bynajmniej nie wina Juventusu. To kwestia psychologiczna. Paulo musi zrozumieć, że gra dla “Juve”, a nie w średniej drużynie. Wszyscy będą próbować mu pomóc, ale to on musi odnowić baterie, musi stać się tym samym graczem, jakim był kiedyś.
Nim stery objął Pirlo, Sarri całkowicie zmarginalizował rolę Argentyńczyka. Przeszedł na formację 4-3-3, w której Dybala nie miał naturalnego domu, nie widział siebie ani w roli skrzydłowego, ani wysuniętego napastnika. Mimo to zaciskał zęby i pracował dla drużyny.

Trudne negocjacje

To wtedy dyskutowano o przeprowadzce do Manchesteru United, ale to Tottenham znajdował się na pole position, zgadzając się na zapłacenie 70 milionów euro. Dybala miał zacząć wszystko od nowa pod wodzą rodaka Mauricio Pochettino. Zamiast tego, skomplikowana umowa upadła z powodu problemów z prawami do wizerunku. Paulo utknął w Turynie, stał w drzwiach, nie wiedząc czy ma odejść, czy zostać.
Po odejściu Ronaldo do Manchesteru United latem ubiegłego roku “Juve”, w negocjacjach prowadzonych przez nowego dyrektora sportowego Federico Cherubiniego, ostatecznie zaoferowało i zgodziło się na pięcioletni, nowy kontrakt dla Dybali w październiku 2021 roku, wart 6 milionów euro rocznie po opodatkowaniu plus 1,5 mln euro premii. Strona klubowa wstrzymała się jednak z podpisami, ponieważ niepokoiła się formą zawodnika w drugiej połowie 2021 roku, a także kontuzjami. Dybala miał już pióro w ręku, ale Juve chciało poczekać.
Wkroczenie na scenę Vlahovicia wywróciło stolik, wszystko zmieniło. Otoczenie Argentyńczyka spodziewało się obniżenia warunków, zamiast tego na ostatniej rozmowie menedżer Paulo usłyszał, że kontakt nie zostanie prolongowany. W uznaniu za dotychczasowe lata współpracy piłkarz będzie mógł sam wybrać nowy klub. Game over.

Co dalej? Hiszpania czy Anglia?

Kiedy przybył do “Juve”, miał 22 lata, twarz dziecka i szczególną więź z piłką. Poruszał się ze swoistą równowagą, bardziej jak snowboardzista niż piłkarz, zawsze na granicy utraty balansu, ale tak naprawdę, zawsze manewrował ze swoistą gracją. Znak charakterystyczny? Strzał z lewej nogi. Wydawało się, że nie ma miejsca na boisku, z którego nie wpakowałby piłki do siatki. W ujęciach jego gry, estetyka często, niestety, przeważała nad efektywnością. Był uwielbiany, a odchodzi jako niespełniona nadzieja.
W Turynie przechodził przez wiele różnych kontekstów, wydarzeń, scen, a jego talent kształtował się w zależności od tego, co miał wokół siebie. W różnych Juventusach Dybala nigdy nie wyglądał tak samo, przez siedem lat mogliśmy podziwiać ewolucję, wszystkie oblicza talentu. Jednak ludzka psychika jest na tyle ułomna, że pamięta się zazwyczaj tylko dwa ostatnie sezony, uwarunkowane problemami zdrowotnymi i te, kiedy został wręcz “pożarty” przez obecność Cristiano Ronaldo, niewątpliwie lepszego piłkarza w każdym elemencie, a następnie pogoniony przez Vlahovicia. To prawda, że Juventus nigdy nie budował drużyny wokół argentyńskiego “Klejnotu”, ale trudno na dziś powiedzieć, czy to brak odwagi działaczy i trenerów, czy sam piłkarz nie był przekonany do tego projektu.
W ciągu 29 lat wciąż ma coś do zaoferowania futbolowi. Plotki dotyczącego jego przyszłości mówią tyleż samo, co o jego profilu. W gronie potencjalnych pracodawców wymienia się m.in. czołowe europejskie drużyny jak Atletico, Milan czy Inter, ale też samą piłkarską elitę z topu: PSG czy Manchester City. Nikt dziś też nie potrafi powiedzieć, kim jest tak naprawdę Dybala bez Juventusu. Aktorem pierwszoplanowym, gwiazdą czy godnym uzupełnieniem składu. W drużynach na wyższym poziomie może być marnującym się luksusem, grzejącym ławkę, w słabszych zaś dostosować się do tła. Miejmy jednak nadzieję na inną przyszłość Argentyńczyka. Po tylu latach na posługach u “Starej Damy”, zasłużył na lepszy rozdział kariery.

Przeczytaj również