Jak u miliardera za piecem. W Berlinie Krzysztof Piątek znów osiągnie poziom "Weltklasse"

Jak u miliardera za piecem. W Berlinie Piątek znów osiągnie poziom "Weltklasse"
Marco Canoniero / Shutterstock.com
Szansa na odbudowę formy, reputacji, udział w wielkim projekcie i przyjaźniejszym środowisku. Argumentów za transferem Krzysztofa Piątka można wyliczać i wyliczać. Czasami warto cofnąć się o krok, by później zrobić trzy kroki w przód i teraz nastał najlepszy ku temu czas. Celem nadrzędnym jest wydatna pomoc kadrze na Euro 2020. Potrzebna jednak regularnej gry. I częstszego odpalania pistoletów.
Przygoda z Milanem zakończona i nie da jej się ocenić pozytywnie, nawet jeśli początki były obiecujące. Piątek zawiódł w kilku ostatnich miesiącach, a przy fatalnych wynikach drużyny i jej nagłym wzroście formy po przybyciu Zlatana Ibrahimovicia, łatwo przyszło wskazać winowajcę słabszego okresu.
Dalsza część tekstu pod wideo
Na szczęście jedną rundą kiepskiej gry nie da się zamazać całego poprzedniego, rewelacyjnego sezonu, dlatego pomocną rękę do Polaka wyciągnęła Hertha. Krzysztof jej nie odtrącił i... bardzo dobrze. Być może wykonał kluczowy ruch w swojej karierze.

Tu się dzieje rewolucja

Trafi do miejsca, które do tej pory słabo kojarzyło się z futbolem. Berlin, stolica Niemiec, wielkie, europejskie miasto, ale bez piłkarskiej historii. Zapytaj przeciętnego Niemca, który klub uważa za najnudniejszy w Bundeslidze, a dziewięciu na dziesięciu bez wahania odpowie, że Hertha. Olympiastadion, monument wśród niemieckich aren (pomieści prawie 75 tys. kibiców), z rzadka jest wypełniany po brzegi.
To ze względu na małą popularność drużyny, ale też z powodu nieszczęśliwego umiejscowienia trybun, które oddzielone są od boiska pełnowymiarową bieżnią lekkoatletyczną. Atmosfery tu nie ma, to fakt, lecz za chwilę wszystko może się zmienić.
Być może nie byłoby transferu Piątka, gdyby za zarządzanie klubem nie wziął się Lars Windhorst. Miliarder po prostu, ot tak, otworzył swoją wielką sakiewkę i zainwestował łącznie w 49,9 proc. akcji Herthy. Nie mógł więcej, ale tylko dlatego, że obecne przepisy zakazują wykupowanie pakietu większościowego. Na konta klubu wpłynęło łącznie prawie ćwierć miliarda euro, wreszcie więc można budować „Big City Club”, termin ukuty właśnie przez nowego właściciela.
Nowy projekt wymaga czasu, nie można zatem spodziewać się nagłych zmian i wielkich transferów jak podczas przejęcia Chelsea przez Romana Abramowicza. Przyjęto metodę małych kroczków. Latem berlińczycy pobili swój własny rekord transferowy i ściągnięto Dodiego Lukebakio za 20 milionów euro. W obecnym okienku sfinalizowano kupno Santiago Ascacibara ze Stuttgartu, ale upadł pomysł transferu Granita Xhaki, zamiast niego postanowiono sypnąć 25 milionami za Lucasa Tousarta z Lyonu. Prawdziwym hitem, głośnym nazwiskiem i takim swoistym statement-move dla nowej Herthy, stał się dopiero Piątek.

W poszukiwaniu goli

Co go czeka u „Starej Damy”? Czego powinien się spodziewać? Przede wszystkim wjedzie do pierwszego składu równiutką, jak to w Niemczech, autostradą. Drużyna Juergena Klinsmanna łaknie typowego snajpera, topowej „dziewiątki”, która zapewniłaby przynajmniej 12-13 goli w sezonie. Przed startem nowej kampanii całą nadzieję pokładano w 25-letniego Davida Selke, piłkarza o fantastycznych warunkach fizycznych, ale z jednym, dość istotnym felerem. Napastnik nie strzela goli.
Niemiec zagrał we wszystkich 19 ligowych spotkaniach i jego liczby można określić tylko jednym słowem: dramat. 1 gol, 0 asyst. A inni? W odwodzie pozostają wiekowi Salomon Kalou (niezadowolony i chcący odejść) oraz jeszcze starszy Vedad Ibisević, z konieczności czasem na szpicy ustawiano również Lukebakio (z pięcioma golami jest najskuteczniejszym piłkarzem zespołu), choć ten znacznie lepiej czuje się na skrzydle, gdzie może zaprezentować pełnię swoich atutów: dynamikę i drybling. Piątek musi być tu wyborem numer jeden. Odpada też problem aklimatyzacji. Polonię w Berlinie uważa się za jedną z największych w Europie, a przecież Krzysiek i tak ma do swojego rodzinnego Dzierżoniowa tylko cztery godziny drogi samochodem.
Nie zapominajmy o kwestii marketingowej. Polski pierwiastek to wartość dodana dla każdego niemieckiego teamu, biorąc pod uwagę zainteresowanie Bundesligą kibica znad Wisły. Dwóch najlepszych napastników reprezentacji, rywalizacja (pewnie jeszcze nie w tym sezonie) o prymat tego najbardziej bramkostrzelnego, pojedynek o względy fanów i selekcjonera. A przy tym kontynuacja długiej i ciekawej biało-czerwonej historii w Berlinie.
W zespole ze stolicy grało kilku naszych rodaków, z których najlepiej pamiętany jest oczywiście Artur Wichniarek. Przez cztery lata niebiesko-białych barw bronił Tomasz Kuszczak, choć on akurat w ligowym meczu Herthy nigdy nie wystąpił. „Starą Damę” za to reprezentowali Bartosz Karwan, Piotr Reiss i Łukasz Piszczek. No i nie można również zapomnieć o rywalu zza miedzy, Unionie, gdzie fantastyczną historię pisze strzegący słupków Rafał Gikiewicz. Zacieracie już ręce na myśl o wielkich derbach Berlina? Zarezerwujcie sobie popołudnie 21 marca.
Derby to jedno, liga drugie, ale fani Herthy mają obsesję na punkcie Pucharu Niemiec i możliwości zagrania w finale tych rozgrywek, który zawsze odbywa się na Olympiastadion. Ostatni raz udało dojść do tego etapu w 1993 roku… amatorskiej drużynie BSC (przegrała wówczas z Bayerem Leverkusen 0:1). Gdyby Piątek pomógł poprowadzić odmienioną ekipę Klinsmanna do ostatniego meczu DFB-Pokal, z miejsca otrzymałby status „Fussballgotta”, zarezerwowanego dla wybitnych przedstawicieli tej dyscypliny.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również