Franck Ribery z tytułem „Małego Króla”. Abdykował w Monachium, koronowany we Florencji

Abdykował w Monachium, koronowany we Florencji. Ribery z tytułem „Małego Króla”
alphaspirit / shutterstock
Piłkarze w Serie A starzeją się najpiękniej. To stara prawda, którą przywołuje się do dziś. Wspaniały klimat, pełne słońce przez większość sezonu i smaczna, śródziemnomorska dieta czynią cuda. Nawet najbardziej zastali zawodnicy na włoskich boiskach odżywają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Najnowszy przykład? Franck Ribery. Stary mistrz stał się rewelacją pierwszej części rozgrywek.
Są ludzie, którzy mają pewne zahamowania, kiedy przybywają do obcego kraju i muszą znaleźć swoją drogę w nowym środowisku. Ich proces adaptacji trwa dłużej i potrzebują większego wsparcia, by móc normalnie funkcjonować. Franck Ribery najwyraźniej nie należy do tego gatunku. Po dwunastu latach gry w Bayernie, zmiana barw nie zrobiła na nim wielkiego wrażenia. Niemalże z miejsca stał się najpopularniejszym piłkarzem „Violi”, a jego francuski akcent i małe błędy gramatyczne popełniane podczas wywiadów sprawiają, że w pozornie surowej twarzy Ribery’ego kibice odnaleźli przesympatycznego i ciepłego człowieka.
Dalsza część tekstu pod wideo
36-latek wziął sprawy w swoje ręce (nogi i głowę), porzucił bawarskie sentymenty i od lata, już we Florencji, zachwyca świeżą – jak na wiek – i niekontrolowaną naturą. „Le roi”, czyli z francuska „Król”, taki przydomek otrzymał wjeżdżając po raz pierwszy do regionu Toskanii. A właściwie wlatując – prosto do serc florenckich tifosi. Lokalna gazeta „La Nazione” pisze o „osobistości numer jeden” w mieście, z którym związani byli najwięksi artyści nowożytnego świata, jak Michał Anioł i Leonardo da Vinci.

Królewskie przyjęcie

Bezproblemowa integracja Ribery’ego z pewnością przyczyniła się do wniosków, skierowanych do niego przed oficjalną prezentacją. Działacze chcieli czegoś wspaniałego i zaproponowali piłkarzowi „inaugurację z pompą”, na co Francuz przystał z zadowoleniem. Fakt, że obecny futbol to przede wszystkim show-biznes, był aż nadto widoczny w prezentacji nowego gracza na Stadio Artemio Franchi.
Uruchomiono maszyny produkujące dym, a z głośników rozległa się muzyka rockowa. Potem z tego dymu, wśród owacji wielotysięcznej publiczności, wyłonił się mały mężczyzna we fioletowej koszulce piłkarskiej z numerem siedem na plecach i z tenisówkami na nogach. Ribery powiedział już po całej uroczystości: „Nigdy nie zapomnę tego wieczoru. Od razu poczułem: tutaj ludzie mnie naprawdę kochają”. A przecież nie rozegrał dla klubu jeszcze ani jednej minuty…
Nie było wcale oczywiste, że przejście do Serie A stanie się takim sukcesem. Tymczasem Francuz został wybrany przez ligę piłkarzem września. Przez trzydzieści dni zdążył zebrać wystarczająco wiele argumentów dla tej decyzji. Niesamowite przyspieszenie, wysoka agresywność w dryblingu i ciągu na bramkę, niespotykana wręcz dla piłkarzy w tym wieku. Po kilku latach przerwy, broniąca się do samego końca o utrzymanie w lidze Fiorentina nagle znowu potrafi grać z werwą i obecnie przesiaduje na bezpiecznym miejscu w środku tabeli. Wygląda na to, że Ribery nie tylko sam napędza się do jeszcze lepszych występów, ale jeszcze wydatnie inspiruje swoich kolegów z drużyny. We Florencji mają nadzieję, że wielki talent i brylant z Toskanii, Federico Chiesa, u boku doświadczonego reprezentanta zacznie lśnić pełnym blaskiem.

Bayern mówi: auf Wiedersehen!

Eksplozję formy Ribery’ego należy ocenić jeszcze z innego punktu widzenia. Facet z końcem zeszłego sezonu wydawał się być już po drugiej stronie rzeki, kiedy Bayern nie zdecydował się przedłużyć umowy ze skrzydłowym. To było jak policzek. Niezwykle zasłużony dla monachijskiego klubu, z 24 tytułami, w tym dziewięcioma mistrzostwami kraju, sześcioma triumfami w pucharze i jednym w Lidze Mistrzów – bez kontraktu i bez propozycji ze strony długoletniego pracodawcy. Nie bez znaczenia był styczniowy incydent z udziałem zawodnika, który zniesmaczony nieprzychylnymi komentarzami pod opublikowanym przez niego filmikiem pokazującym, jak je steka pokrytego złotem, wypalił do fanów: „Je**ć wasze matki, babcie oraz całe wasze drzewo geanologiczne!”. To właśnie wtedy miała się rozstrzygnąć dalsza przyszłość Francka w Bayernie. W Monachium był skończony. Musiał się zdobyć na jeszcze jeden ważny krok: koniec kariery czy gra dla innej drużyny? Wybrał mądrze.
Franck postanowił szukać klubu, który obieca mu ambitne perspektywy w ciągu dwóch lat. Eintracht Frankfurt rzekomo zaoferował mu tylko roczny kontrakt, nawet ekipy z Premier League nie przekonały zawodnika. W końcu do rozmów negocjacyjnych przystąpił Luca Toni, strzelający niegdyś gole zarówno w Bayernie, jak i Fiorentinie. To on przekazał Ribery’emu, że w Toskanii czeka na niego bardzo dobra umowa i ciekawy sportowo projekt. Kontrakt sporządzili pośrednicy nowej, olśniewającej we włoskim raju piłkarskim postaci.

Nowe porządki

Włosko-amerykański przedsiębiorca Rocco Commiso tego lata stał się właścicielem Fiorentiny. Najpierw miał chrapkę na przejęcie Milanu, próbował też zainstalować się w ukochanym przez siebie Juventusie, aż w końcu swoje biznesy ulokował we Florencji. Kibice odetchnęli, bo klub opuścili znienawidzeni bracia Della Valle, którzy nie mieli już pomysłu na rozwój drużyny, niespecjalnie gotowi byli również do finansowych poświęceń, niezbędnych dla dalszego funkcjonowania „Violi”. Commisso, który jest również zarządcą zasłużonego, od kilku lat reaktywowanego amerykańskiego klubu New York Cosmos (gdzie grali niegdyś Pele z Beckenbauerem) rozpoczął rządy w ACF w kosmiczny właśnie sposób. Z rozmachem. Symbolami nowego rozdania były transfery Francka Ribery’ego i Kevina-Prince’a Boatenga.
„Ja tylko otworzyłem kasę, a oni z niej korzystają” – powiedział szef Fiorentiny o polityce biznesowej swoich pośredników. Sam nie wtrąca się w działanie klubu, ma wszak od tego ludzi. Dyrektor sportowy Daniel Prade jest odpowiedzialny za rynek transferowy, trener Vincenzo Montella za rozwój sportowy. Firma Commisso Mediacom umożliwia wypłatę wielomilionowej pensji, z czego Ribery skrzętnie skorzystał. Szczęśliwy piłkarz z zapasem gotówki w kieszeniach znacząco poniósł poziom zespołu, czego efektem są niezłe wyniki.

Remis z Juve, pobity Milan

Sezon zaczął się jednak mało optymistycznie, bo od dwóch porażek z rzędu, przy czym do jednej z nich (3:4 z Napoli) wydatnie przyczyniły się zupełnie niezrozumiałe decyzje sędziego i VAR. Po kolejnej przegranej z Genoą (1:2) Francuz wrócił do klubowego centrum treningowego, aby nadrobić braki kondycyjne z przedsezonowych przygotowań. Wszystko by było jak najbardziej naturalne, gdyby nie fakt, że trening zarządził sobie o… godzinie 4:30 rano. „Byłem zły i musiałem coś zrobić” – tak wyjaśniał swoje zaangażowanie.
W następnej kolejce przyćmił Cristiano Ronaldo w starciu z Juventusem, a tydzień później zdobył premierowego gola na boiskach Serie A precyzyjnym strzałem z woleja po pięknym dośrodkowaniu, a jakże, Federico Chiesy. Aż w końcu przyszły trzy zwycięstwa z rzędu. W wygranym 3:1 starciu z AC Milan dwa tygodnie temu doświadczony Ribery sprawił, że przeciwnicy wyglądali jak kołki wetknięte w ziemię.
Francuz strzelił wspaniałego gola, miał udział w kolejnych i podczas zmiany otrzymał od kibiców „Rossonerich” owację na stojąco. Pod tym względem start Ribery’ego we Włoszech jest jednomyślny. Z wybuchowej mieszanki talentu i doświadczenia korzystają wszyscy.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również