Florencja, pająki i bliskie spotkanie trzeciego stopnia. Dzień, w którym UFO zatrzymało mecz piłkarski

Florencja, pająki i bliskie spotkanie trzeciego stopnia. Dzień, w którym UFO zatrzymało mecz piłkarski
Twitter/Andrea Poma
Stadion Artemio Franchi we Florencji widział wiele, doświadczył ciekawych momentów, gościł szereg pamiętnych wydarzeń. Od ćwierćfinału Mistrzostw Świata w 1934 roku po zaczarowane występy Gabriela Batistuty. Ale nawet najpiękniejsze bramki „Batigola” nie mogły przykryć zjawiska sprzed blisko siedemdziesięciu lat. Jak śpiewał Kazik, „Mars napada, dookoła ludzi gromada”…
27 października 1954 roku. Rześki, słoneczny, jesienny dzień w Toskanii. Jak niemal każdy. Do Halloween pozostało kilka dni, ale tego popołudnia strachy we Florencji miały przyjść trochę wcześniej. Nikt raczej się nie spodziewał trzęsienia ziemi na stadionie Artemio Franchi, gdzie potężna w owym czasie Fiorentina podejmowała lokalnego rywala, Pistoiese. 10 tys. widzów po środowym obiadku i sjeście ochocze zgromadziło się na obiekcie w oczekiwaniu na show w wykonaniu swych pupili.
Dalsza część tekstu pod wideo
I w rzeczy samej wszystko zmierzało ku temu scenariuszowi. Drużyna gospodarzy prowadziła z łatwością 6:2 chwilę po rozpoczęciu drugiej połowy. Teraz można już było zredukować grę do niższych biegów, oczekiwać na końcowy gwizdek i wrócić do domów, a tam z rozkoszą wypić butelkę chianti, a może i dwie.

„Jak kubańskie cygaro”

Nadeszła godzina 14:20, kluczowa dla tej historii, gdy z tłumu rozległ się ryk. Nie, nie padła siódma bramka dla „Violi”, nikt nikogo nie sfaulował, a zawodnicy na boisku popatrzyli na siebie z dezorientacją. Wkrótce jednak i oni zobaczyli, co spowodowało zatrzymanie meczu. Widzowie nie oglądali już spektaklu na boisku, a przedstawienie, które rozegrało się na niebie. Wszyscy spojrzeli w górę wskazując palcami na... to „coś”.
Nad stadionem pojawił się duży, podłużny obiekt, podczas gdy samo niebo wydawało się migotać i świecić przypadkowymi błyskami światła. „Che cavolo?!”, co do diabła, dało się słychać z każdej z trybun. Obiekt zatrzymał się centralnie nad murawą.
Ardico Magnini, 20-krotny reprezentant Włoch, to jeden z tych piłkarzy, którzy widzieli to na własne oczy. - Pamiętam wszystko od A do Z. To wyglądało jak jajko, które poruszało się powoli, powoli, powoli… - relacjonował po latach. - Wszyscy patrzyli w górę, a z nieba spadł jakiś brokat, srebrzysty brokat. Wszyscy zaskoczeni, nikt nigdy czegoś takiego nie widział i później już też nie zobaczył - dodał.
Gra została zatrzymana, ponieważ, jak wynika z raportu sędziego, „widzowie zobaczyli coś na niebie”. Wśród kibiców znajdował się też Gigi Boni, wieloletni fan Fiorentiny. - Niesamowity widok. Wszystko trwało tylko kilka minut. Jak bym opisał ten obiekt? Przypominał kubańskie cygaro - jego ujęcie tylko nieznacznie różniło się od relacji innych.
Nie ma mowy o zbiorowej fatamorganie. To wydarzyło się naprawdę. Wielu tam obecnych było przekonanych, że zobaczyło przybyszów z innego świata.
- W tamtych latach wszyscy mówili o kosmitach - twierdził inny obecny tam piłkarz, Romolo Tuci z Pistoiese. - Mówiło się o UFO i teraz my doświadczyliśmy ich obecności, widzieliśmy to, widzieliśmy to bezpośrednio, na serio - przekonywał.
Jednak wobec tego wydarzenia narosło w późniejszych latach sporo wątpliwości. W dniach poprzedzających „wizytę” zgłoszono kilka innych obserwacji w tym regionie, np. zauważono podobny obiekt nad katedrą Santa Maria del Fiore. Lecz i to nie zniechęciło niektórych ekspertów do wyrażenia tezy, że uczestnicy mogli mieć tego popołudnia po prostu zbyt dużo procentów we krwi.
- Całe zjawisko UFO to nic innego, jak tylko mit, magia i przesądy zawarte w idei, że kosmici albo przybywają, aby nas uratować, albo zniszczyć - konstatował astronom James McGaha dla telewizji BBC.

Ufoludki czy pająki?

Innym człowiekiem, który chętnie daje się wciągnąć w dyskusję o tym zjawisku, jest Roberto Pinotti, prezydent włoskiego Narodowego Centrum UFO. Napisał wiele książek o niezidentyfikowanych obiektach, szafki w jego domu w centrum Florencji uginają się od pamiątek „od obcych”, starych włoskich filmów klasy B, oprawionych artykułów i czarno-białych fotografii latających spodków. Według niego nie można jednoznacznie stwierdzić, że ludzie ulegli masowej histerii.
- Mieli do czynienia z fenomenem: inteligentnym i technologicznym oraz takim, którego nie można połączyć z żadną z nauk o Ziemi - uważa. Zaintrygował go również materiał, który miał spaść z nieba, a który Magnini opisuje jako „srebrzysty brokat”. - To prawda, że w tym czasie, gdy UFO odwiedziło Florencję, z góry spadała dziwna, lepka substancja. Pamiętam, że w biały dzień widziałem dachy domów pokryte białą substancją, która - podobnie jak śnieg - odparowała w ciągu godziny - przypomina sobie Pinotti.
Próby wyjaśnienia tego mirażu początkowo sprowadzały się do odnalezienia naturalnych czynników, „sieć” rozpoznano jako aktywność życiową pająka, który może migrować w powietrzu za pomocą własnej pajęczyny. Według naukowców, gdy tylko wiatr podnosi cienką nić, pająk przylega do niej i taki „latawiec” wyrusza w podróż. A ponieważ niektóre gatunki pajęczaków żyją w ogromnych skupiskach, ogromne hordy tych zwierząt mogą równie dobrze uformować wystarczającą ilość nici, aby utkać gigantyczną płachtę.
Historia ma zawsze dwie strony, ale obecni tam na meczu przysięgają na groby swoich przodków, że im się nie przewidziało, że nie było tam żadnych migrujących stawonogów. Są przekonani, że poczuli obecność gości z kosmosu.
- Znam tę hipotezę o pająkach i to czysty nonsens - piekli się Pinotti. - To stara i bardzo głupia historia - szef włoskiej instytucji UFO wie swoje i stawia kropkę. Nikt nie przekona jego, on nie przekona innych.
Do rozwikłania pozostała jeszcze zagadka obiektu, który pojawił się na niebie i wzbudził zaniepokojenie u 10 tys. widzów na stadionie. Dochodzenie miało wykazać, że to siły powietrzne tego dnia wykorzystywały tzw. dipole odbijające, czyli system przeciwdziałania namiarom radarowym, polegający na tym, że samolot należący do wojska wyrzuca w powietrze chmurę niewielkich pasków aluminium, które zakłócają obraz na radarze. Pająki, aluminiowe paski... tak czy siak - NIE kosmici. Chyba nie.

Wieczne misterium

Blisko siedemdziesiąt lat później szanse na ustalenie przyczyny incydentu są właściwie żadne. Dla Włochów to nawet lepiej. Mit i legenda z pewnością dodają nostalgii, a kontrowersje i teorie spiskowe należą do podstawowych przysmaków, którymi karmi się przeciętny kibic calcio. Jest bowiem kilka rzeczy, o których Włosi uwielbiają debatować. W dziennikach sportowych od dawna publikuje się tzw. „nieoszukaną” tabelę Serie A, gdzie dodaje się punkty drużynom skrzywdzonym przez arbitrów. A to tylko jeden z wielu przykładów. Mieszkańcy włoskiego buta po prostu nie uznają oficjalnych oświadczeń, a prawdziwych wyjaśnień szukają najczęściej w Internecie.
Wydarzenia z ostatnich dni października 1954 roku nadal będą owiane nutką tajemnicy, z opiniami i teoriami wysnutymi z fusów porannego espresso i okruszków z połkniętego pośpiesznie cornetto, ale historia czegokolwiek, co unosi się na jesiennym, toskańskim niebie, powinna być pielęgnowana i czczona podobnie jak wino z tego pięknego regionu. Im bardziej się starzeje, tym lepiej smakuje. Można tylko pozazdrościć świadkom, którzy byli, widzieli i wezmą te obrazy do grobów. Oczy Romolo Tuciego do dzisiaj tańczą z podniecenia, gdy dziennikarze pytają go o mecz Fiorentina kontra Pistoiese. - Byłem oczarowany, a jednocześnie bardzo, bardzo szczęśliwy.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również