Atakują klony. Odbicie Luki Modricia podbiło serca Francuzów. Następny przystanek: Real Madryt?
Identyczna fryzura, podobny styl poruszania się, ta sama narodowość. Skojarzenia są jednoznaczne. We francuskiej Bretanii po murawie biega kopia zdobywcy Złotej Piłki z 2018 roku, Luki Modricia. Lovro Majer zrobił furorę w swoim pierwszym sezonie Ligue 1 i wiele wskazuje na to, że długo tam nie pogra. Czy jego przeznaczeniem też jest Real Madryt?
W ostatnich latach Chorwacja wyciągała z taśmy produkcyjnej wielu wyjątkowych i nowoczesnych pomocników. Zazwyczaj obdarzonych doskonałą etyką pracy, uzupełniającą nabyte umiejętności i wrodzony talent. Luka Modrić, Mateo Kovacić, Ivan Rakitić i Marcelo Brozović - to piłkarze, których nazwiska przychodzą od razu na myśl, gdy mowa o chorwackich playmakerach. Ich jakość przez lata ugruntowała się jako elitarna.
Lovro Majer wydaje się być następnym w kolejce do miana mistrza środka pola. Podobnie jak jego idol z Realu Madryt, 24-latek jest absolwentem słynnej akademii Dinama Zagrzeb, ale porównania się na tym nie kończą.
Schody w dół i winda do sławy
Urodził się w Zagrzebiu, w styczniu 1998 roku - sześć miesięcy przed tym, jak napisała się historia - Chorwacja latem zajęła trzecie miejsce na MŚ we Francji, pierwszym mundialu, na którym wystąpiła jako niepodległe państwo. Zafascynowany legendami o Davidzie Sukerze, Zvonimirze Bobanie i Robercie Prosineckim ośmioletni Lovro dołączył do drużyny mistrzów, Dinamo. W młodym wieku nie wyróżniał się jednak na tyle, by trenerzy zawiesili na nim oko. Musiał rozwijać się gdzie indziej.
Dołączył do innej lokalnej ekipy, Lokomotivy Zagrzeb, gdzie w marcu 2016 roku, dwa miesiące po tym, jak osiągnął pełnoletność, zadebiutował od razu w derbach stolicy. Stanął twarzą w twarz z tymi, którzy go wcześniej odrzucili. Majer strzelił jedną z bramek, Lokomotiva rozniosła Dinamo 4:1. Było to jej pierwsze zwycięstwo nad największymi rywalami po wcześniejszych 28 nieudanych próbach. A Lovro kroczył dumnie do przodu. 18 goli, 16 asyst, powołanie do kadry i piłkarski Oscar dla najlepszego zawodnika do lat 21. Rozsierdzone Dinamo nie mogło sobie pozwolić, by zawodnik krzątał się po Chorwacji w innych barwach. W 2018 roku zapłaciło za niego 2,5 miliona euro i dało “dychę” na plecy. Scena była jego, ale nie od razu wszystko “zażarło”.
Mimo niewątpliwego talentu, Majer nie miał w początkowych etapach kariery szczęścia do zdrowia. Uszkodził więzadła stawu skokowego, co pozwoliło wtedy Daniemu Olmo, dziś gwieździe RB Lipsk, wyprzedzić go w roli pierwszoplanowej postaci w zespole. Niemniej i tak zakończył klubową przygodę w ojczyźnie z setką meczów na koncie. Po klęsce Dinamo w eliminacjach do Ligi Mistrzów z Sheriffem Tiraspol poprosił zaś działaczy o możliwość odejścia. Licytację z Marsylią i Fiorentiną wygrali Francuzi z Rennes, płacąc za zdolnego playmakera 12 milionów euro z bonusami.
- To pomocnik mogący grać zarówno jako “ósemka”, jak i “dziesiątka”. Może wnieść sporo kreatywności dzięki jakości podań i rozumieniu tego, co dzieje się na boisku. Potrafi być konsekwentny w swoich działaniach. Ma bardzo intrygujący poziom jakości technicznej - wyjaśniał ruch transferowy Florian Maurice, dyrektor sportowy Rennes.
Profesjonalista w każdym calu
Przyszedł w ubiegłym roku, akurat w momencie, gdy drużyna go potrzebowała. Rennes właśnie sprzedawało Eduardo Camavingę do Realu Madryt i w drugiej linii zrobiła się wyrwa. Start Chorwata jednak był daleki od oczekiwań. Po pierwszym występie pod koniec sierpnia w klęsce przeciwko Angers musiał czekać kilka tygodni na ponowne pojawienie się w czerwono-czarnej koszulce z powodu silnego stłuczenia biodra. Ale tym samym zyskał czas na zaaklimatyzowanie się w nowym środowisku i znalezienie swojego miejsca w składzie.
- Nie spodziewałem się, że wszyscy będą tak mili. Koledzy bardzo mi pomogli, wychodziliśmy razem na wino, oglądaliśmy wspólnie inne mecze. Uczę się francuskiego, mam nadzieję, że za kilka miesięcy będę mógł z wami porozmawiać w waszym języku - mówił do dziennikarzy w pierwszych wywiadach.
Poza boiskiem, na którym pokazał, że może być cenną bronią w sytuacjach kryzysowych, zaliczając dwie asysty w meczach ze Strasburgiem, ale też notując dublet bramkowy w starciu z Saint-Etienne, w 100 procentach angażuje się w życie klubu. Do tego stopnia, że prosił o przetłumaczenie konferencji prasowej trenera lub witał się życzliwie z redaktorem, który napisał o nim artykuł.
W zaledwie 29 meczach Ligue 1 strzelił pięć goli, a do ośmiu kolejnych przyłożył nogę. Powolny start ze względu na okres adaptacji, po którym nadchodzi mistrzowska forma - to znów jak kalka z kariery Modricia. Podobieństwa z bardziej utytułowanym Chorwatem są nieskończone.
- Potrafi utrzymywać piłkę pod presją i uruchamiać zabójcze podania. Kiedy jesteś napastnikiem i masz za sobą takiego gracza, mecz staje się przyjemnością - wyjaśniał charakterystykę Majera trener Bruno Genesio dla “Ouest France”.
Telefon od Pereza?
W reprezentacji Lovro Majer dopiero ugruntowuje własną ścieżkę. Ma jeszcze przed sobą długą drogę na arenie międzynarodowej, aby w nadchodzących latach stać się liderem kadry. Ale w Chorwacji oczekiwania wobec niego są dodatkową presją, którą pomocnik bierze na siebie. Porównywania do Luki Modricia nieuchronnie nakładają niesprawiedliwy ciężar na barki, jednak on wydaje się być gotowy do tego wyzwania. I rzeczywiście, gdy podczas gry wiąże włosy do tyłu, wygląda jakby nawet stylizował się do wizerunku swojego idola.
Doceniany będzie jednak dzięki cechom czysto piłkarskim. Idealne ucieleśnienie nowoczesnej hybrydy środkowego pomocnika, ogromna etyka pracy, bezbłędna technika i wszechstronność sprawiają, że Lovro staje się ekscytującą perspektywą dla największych europejskich klubów. Zakusy robią RB Lipsk, Atletico i PSG, gdzie nowy dyrektor sportowy Luis Campos będzie próbował ściągać już nie wzięte gwiazdy, jak do tej pory, a piłkarzy na dorobku. Wzrok Chorwata jednak może sięgać poza granice Francji.
Tym bardziej, że zaczęły już krążyć pierwsze doniesienia o zainteresowaniu Realu Madryt. Majer pasuje również do nowej polityki transferowej “Królewskich”, faworyzującej talenty, które dopiero zaczną wchodzić w swój piłkarski prime. Hiszpański klub nie kupuje już “Galacticos” (po wpadce z Kylianem Mbappe “Los Blancos” zyskali kolejne argumenty na potwierdzenie słuszności obranej drogi), on je tworzy.
Któż mógłby być lepszym celem niż następca ostatniego wielkiego Galactico, w dodatku pochodzącego z tej samej ziemi?