W Manchesterze się jej boją, w Paryżu nienawidzą. Madame Rabiot - superniania, która sieje popłoch w futbolu
W świecie zwierząt byłaby modliszką. Agenci piłkarscy, poczynając od Mino Raioli, wolą trzymać się od niej z daleka. Dyrektorzy sportowi czołowych europejskich klubów z niesmakiem prowadzą z nią negocjacje. Krwiożercza, bezkompromisowa, do przesady bezczelna. Veronique Rabiot to żywiołowa kobieta, która nie ma sobie równych pod względem dbania o interesy syna, Adriena. Przynajmniej tak się jej wydaje.
Aby zrozumieć szaloną francuską rodzinkę, należy się cofnąć do lat dziecięcych piłkarza. Wychowany w “bogatym domu” na obrzeżach Paryża Adrien zawsze był przywiązany do własnej familii, a w szczególności do ojca, który wprowadził go do świata futbolu. Rabiot senior nie mógł jednak śledzić postępów syna z powodu wypadku i paraliżu. W całym tym nieszczęściu rodzice wzięli ze sobą rozwód i z konieczności to właśnie matka zaczęła dbać o karierę syna.
To postawa, która z psychologicznego punktu widzenia szybko okazała się obsesyjna i być może spowodowana lękiem przed utratą dziecka, tak jak to się stało z mężem. Kilkakrotnie zachowanie madame Veronique zdecydowanie wpłynęło na karierę aktualnego pomocnika Juventusu, czyniąc z niej najbardziej przerażającą agentkę piłkarską, absolutnie zdeterminowaną w swych działaniach.
Talent na zmarnowanie
Jak to się zaczęło? W 2008 roku Adrien został odkryty przez łowców talentów z Manchesteru City. Za namową matki, która chciała ochronić dziecko przed złożonymi problemami rodzinnymi, działacze “Obywateli” bardzo szybko zabrali utalentowanego zawodnika na Wyspy Brytyjskie. Wszystkie źródła informowały, że Anglicy mieli do czynienia z niezwykłą osobistością. Skromną, pracowitą i wrażliwą, co wcale nie jest normą u młodych Francuzów, robiących szybką karierę. Mimo świetnych ocen i jeszcze lepszych prognoz, Rabiot po pół roku wrócił do Francji. Powód? Matka pokłóciła się ze wszystkimi.
Twierdziła, że klub ją oszukał, że jej syn zasługiwał na profesjonalny kontrakt. Adrien miał wówczas 17 lat i w Anglii taka umowa byłaby po prostu sprzeczna z prawem. Nic ją to nie obchodziło. Postawiła ultimatum: sporządzacie kontrakt albo za chwilę łapiemy samolot do Paryża.
- Miała zbyt wiele żądań, wyjątkowo toksyczna osoba - tak opisywał ją jeden ze skautów Manchesteru, który ostatecznie musiał pogodzić się ze stratą błyskotliwego pomocnika.
Po powrocie do ojczyzny Adrien trenował trochę w małych podparyskich klubikach, zanim wstąpił do młodzieżowej akademii PSG. - Utalentowane dziecko, zawsze mnie słuchał i przyjemnie go było trenować - wspomina go ówczesny trener.
Ale pracownicy klubu bardzo dobrze poznali szczegóły jego pobytu w Anglii, a zwłaszcza przedstawienie grane przez panią Veronique. Po roku działacze zorganizowali towarzyski mecz z Auxerre, aby nieco udobruchać matkę, która ciągle nie mogła się doczekać debiutu syna w seniorskiej ekipie paryżan. Z linii bocznej spotkanie obserwował również ojciec Michael. Rabiot strzelił dwa pierwsze gole, a drugą połowę mógł obejrzeć w towarzystwie ukochanego taty.
W listopadzie 2012 roku w Veronique już się coś gotowało. Poprosiła o zgodę na wylot z drużyną do Dauszy, gdzie PSG przygotowywało się do drugiej części sezonu. Oczywiście żądała także, by przelot opłacił klub. Wszyscy zawodnicy lecieli ze swoimi partnerkami, a Rabiot miał zabrać na pokład swoją matkę. Kierownictwo wyśmiało te roszczenia, ale wkrótce musiało tego żałować. W Wigilię wściekła madame Rabiot napisała do dyrektora generalnego PSG oświadczenie, że syn nigdzie nie poleci, a w styczniu będzie chciała dla niego znaleźć nowy zespół. Po powrocie z zimowych ferii władze PSG odpowiedziały na list matki, inicjując niekończące się pytania i odpowiedzi, które trwały dobrych kilka miesięcy. W związku z buntem na pokładzie u państwa Rabiot oraz nieobecnościami piłkarza na treningach (matka zamykała go w domu), klub zdecydował, że Adrien zostanie wypożyczony.
Ciągle na barykadach
Los rzucił go do Tuluzy, gdzie mamuśka uczestniczyła we wszystkich sesjach treningowych, obserwując je zza bramki bądź linii bocznej. Wreszcie czuła się usatysfakcjonowana. Równocześnie nadal walczyła z Paryżanami, zarzucając im, że lepiej traktuje innych zawodników. Znużony dyrektor sportowy Leonardo w końcu się ugiął, wycofał sankcje dyscyplinarne, a Adrien po pierwszym golu w Ligue 1 wrócił do stolicy Francji.
W 2014 roku wygasał mu kontrakt, więc Veronique, będąc jego agentką, wzięła na siebie całą odpowiedzialność za wynegocjowanie nowej, lukratywnej umowy. Leonardo z całą wierchuszką PSG nawet nie chcieli słyszeć o stuprocentowej podwyżce dla pomocnika. Kobieta zatem wysłała propozycje do innych klubów. Usługami Rabiota zainteresowała się Roma.
Wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Zmierzało… Mówiło się, że kiedy doszło do porozumienia, działacze rzymskiego klubu próbowali się skontaktować z Veronique, aby uzgodnić indywidualne warunki, ale nie odbierała telefonu, bo znajdowała się na egzotycznych wakacjach.
Jeszcze inną wersję przedstawił Walter Sabatini, dyrektor sportowy “Giallorossich”. - Spotkałem się z nią gdzieś na końcu polnej drogi na parkingu. Brak żywego ducha. Scena jak z filmu. Zamiast porozumienia, wybuchła awantura. Pani Rabiot chciała rozmawiać z trenerem Rudim Garcią, na co nie mogłem pozwolić. Jeśli bym się zgodził, co mecz wchodziłaby do szatni - relacjonował.
Ostatecznie Adrien na dłużej związał się z Paryżem, chociaż rozmowy, rzecz jasna, nie należały do najłatwiejszych. Veronique, oprócz bajońskiej pensji, poprosiła także o możliwość sfinalizowania negocjacji nie z menedżerami, a bezpośrednio z właścicielem klubu, Nasserem Al-Khelaifim. Nawet, gdy udało się przedłużyć kontrakt, nie odpuszczała. Nagabywała media, by pisać, że Adrien gra nie na swojej pozycji, że nie dostaje wystarczająco dużo minut i że będzie chciała go zabrać do zespołu, który postawi syna w centrum piłkarskiego projektu. Negocjacje z kilkoma klubami Premier League, w tym z Tottenhamem, nigdy się jednak nie skończyły. Powód? A jakże, nadmierne oczekiwania finansowe.
Strajki w kadrze, protesty w Turynie
Problemy piłkarza nie kończyły się w klubie. Trafiły również reprezentację. Rabiot rósł w piórka i coraz mniej w nim było tego pokornego chłopaka ze szkółki Manchesteru City. Gdy przed mundialem w 2018 roku selekcjoner reprezentacji Francji Didier Deschamps umieścił go na liście rezerwowej, stwierdził, że “nie rozumie wyboru trenera” i poprosił o wypisanie go z listy, po czym wyjechał na urlop.
“Les Bleus” sięgnęli po mistrzostwo świata, więc Rabiot publicznie “rozważył powrót do kadry”. W rolę mediatora włączył się prezes francuskiej federacji Noel La Graet, który szybko jednak został skarcony przez matkę piłkarza. Według La Graeta madame Veronique nie pozwoliła na spotkanie z synem, jeśli ona nie mogłaby w nim uczestniczyć. Ostatecznie Adrien dopiero po dwóch latach znów włożył niebieski trykot podczas ostatniego, wrześniowego meczu ze Szwedami.
W styczniu 2019 powrócił zaś dawny koszmar renegocjacji kontraktu z PSG. Paryżanie mieli już dosyć zarówno piłkarza, jak i jego agentki. Zdegradowali Adriena do rezerw. Veronique żądała dla syna 10 milionów euro za każdy rok gry, zgodnie z pensjami innych czołowych graczy: Kyliana Mbappe, Neymara i Edinsona Cavaniego.
- Mój syn jest zakładnikiem klubu, niedługo wtrącą go do lochów i będzie żył o chlebie i wodzie - dramatycznie zakomunikowała w mediach.
Zbawienna miała być więc zmiana otoczenia. Adrien Rabiot trafił do Juventusu na zasadzie wolnego transferu. Jeśli ktoś sądził, że po przenosinach ukochanego syna do Włoch mama wreszcie się uspokoi, szybko musiał zweryfikować swój pogląd. Kiedy po wylądowaniu w Italii wciąż znajdowała się w samolocie, zobaczywszy przez szybę czekających na Rabiota dziennikarzy, zablokowała wyjście w obawie przed “wściekłymi mediami”. Wszyscy mogli opuścić maszynę dopiero wtedy, gdy zapewniono ją, że to osoby z obsługi mediów społecznościowych Juventusu. Kilka miesięcy później skłoniła zaś syna do protestu przeciwko obniżkom zarobków z powodu strat wywołanych przez koronawirusa. Veronique Rabiot na pewno jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa. Jeszcze nieraz o niej usłyszymy.