Tyle Świątek wydała na prawnika. Porażająca kwota
Iga Świątek w programie "Fakty po Faktach" na antenie TVN opowiedziała o kulisach afery związanej z wynikami testu antydopingowego. 23-latka zdradziła, ile zapłaciła za udowodnienie swojej niewinności.
We wrześniu Świątek otrzymała informację o pozytywnym wyniku testu antydopingowego. W jej organizmie wykryto niskie stężenie zakazanej trimetazydyny.
Polka została zawieszona na miesiąc. Z tego powodu nie mogła uczestniczyć w turniejach w Seulu, Pekinie i Wuhan.
Kara dla wiceliderki rankingu WTA była krótka, ponieważ udowodniła ona, że trimetazydyna przypadkowo trafiła do jej organizmu. Stało się to, ponieważ stosowana przez tenisistkę melatonina została zanieczyszczona substancją uznawaną za doping.
Międzynarodowa Agencja Integralności Tenisa (ITIA) napisała w oficjalnym raporcie, że w przypadku Świątek nastąpił "brak istotnej winy". 23-latka przyznała, że wolałaby, aby sformułowano to w inny sposób.
- Wolałabym, żeby było tam napisane "niewinna", ale przyznam, że dla mnie to już po prostu papierologia i biurokracja. Dla mnie najważniejsze było to, żebym mogła zacząć kolejny sezon z czystą kartą i skupić się po prostu na grze. Odkąd dostałam informację, że moje zawieszenie skończy się właściwie za niewiele ponad tydzień, w pewnym sensie zaakceptowałam taki stan rzeczy. To, że dostałam taką karę, to są formalności. Oni musieli podążać według swoich zasad, bo to nie jest tak, że mnie osądzał człowiek, tylko cały czas musieliśmy podążać według procedur - zaczęła Świątek w programie "Fakty po Faktach".
- Na pewno to, że mam taką pozycję sprawiło, że zebrałam wokół siebie ludzi, którzy od razu, jak tylko dowiedziałam się o tej sytuacji, stanęli na głowie, żeby mi pomóc. Kilka godzin po tym, jak się dowiedziałam, wszyscy spotkaliśmy się i zrobiliśmy burzę mózgów. Zatrudniłam prawnika ze Stanów Zjednoczonych, który specjalizował się w takich sprawach. Na pewno to, że już zarobiłam kupę pieniędzy i mogę sobie pozwolić na to, żeby je wydać na swoją obronę, właściwie bez mrugnięcia okiem, pomogło. Wiem, że wielu sportowców nie ma takich możliwości i myślę, że to jest rzecz, która może ich hamować, bo ja faktycznie za cały ten proces zapłaciłam - kontynuowała tenisistka, która musiała sięgnąć głębiej do kieszeni.
- Na prawnika wydałam ok. 70 tys. dolarów, na ekspertyzy i testy 15 tys. euro. Do tego dochodzi jeszcze strata nagrody finansowej za Cincinnati, ale, szczerze mówiąc, nie miało to dla mnie znaczenia. Najważniejsze było to, by udowodnić swoją niewinność. Podaję te kwoty po to, żeby ludzie uświadomili sobie, z jakimi problemami borykają się sportowcy, którzy nie zarabiają takich pieniędzy jak ja na korcie i uprawiają dyscypliny, w których zarobki są o wiele niższe - dodała Świątek w rozmowie z Anitą Werner.