Ojciec Stocha uderzył w PZN. "Wtedy pragnąłem, żeby zakończył karierę"
Bronisław Stoch ma żal o to, w jaki sposób Polski Związek Narciarski traktuje jego syna Kamila. Według niego trzykrotny mistrz olimpijski sam pokrywa część kosztów utrzymania swojego sztabu trenerskiego.
Kamil Stoch od kilku miesięcy trenuje poza główną kadrę. Ma swój sztab z Michalem Doleżalem na czele. Podczas zawodów sygnał do startu daje mu jednak Thomas Thurnbichler. Zdaniem ojca skoczka tak nie powinno być.
- Michal Doleżal nie jest wpuszczany na wieżę trenerską, Kamilowi macha chorągiewką Thomas Thurnbichler, a przecież ktoś powinien obserwować pozycję dojazdową, odbicie, wyjście z progu, żeby później przekazać uwagi. Thomas Thurnbichler już nie jest trenerem Kamila - powiedział Bronisław Stoch w rozmowie z tvpsport.pl.
Jego zdaniem brak Doleżala w gnieździe trenerskim rodzi niepotrzebne napięcia. Nie jest to jedyny zgrzyt na linii Stoch - PZN. Adam Małysz niedawno podał, że koszt utrzymania sztabu skoczka kosztuje blisko milion złotych rocznie.
- Dotykają nas wypowiedzi działaczy PZN, że dodatkowe szkolenie Kamila kosztuje związek około miliona złotych. Ale już nikt nie dodaje, że trenerowi Doleżalowi Kamil płaci z własnych pieniędzy, że zrezygnował z części powierzchni reklamowej na rzecz PZN, nikt też nie wspomniał, ilu sponsorów przyszło do związku na fali sukcesów Kamila - podkreśla ojciec skoczka.
- Od maja do października Kamil płacił wszystkim ze sztabu z własnych pieniędzy, dopiero bodaj od listopada PZN zaczął opłacać Łukasza Kruczka i serwismena. Zaryzykował, stawiając wszystko na jedną kartę - dodał.
Doleżal był trenerem polskiej kadry do końca sezonu 2021/22. Polski Związek Narciarski zakończył z nim współpracę wbrew skoczkom. Czecha zastąpił Thurnbichler.
- Na koniec sezonu 2022, w Planicy, Kamil, Dawid i Piotrek wystąpili w obronie Doleżala, chcieli, żeby został. PZN się do tego nie przychylił, nie uszanował ich zdania. To wtedy oczekiwałem i wręcz pragnąłem, by skończył karierę - podsumował Bronisław Stoch.