Dramatyczne wyznanie Dawida Kubackiego. Opowiedział o walce swojej żony o życie

Marta Kubacka trafiła do szpitala w połowie marca. Powodem były problemy kardiologiczne, które doprowadziły do czterokrotnego zatrzymania akcji serca. Konieczne okazało się wszczepienie kardiowertera.
Gdy rozgrywały się dramatyczne wydarzenia, Kubackiego nie było w Polsce. Przygotowywał się do kolejnego startu w zawodach Pucharu Świata. Miał wówczas szanse, by ukończyć cały cykl na podium.
- Tamtego dnia z Martą i dziećmi miała być moja mama, ale wujkowie dali znać, że oni przyjadą, bo tak im się wszystko poukładało, że mają czas, żeby Martę i dziewczynki odwiedzić. Serce Marty stanęło o godzinie 9.05, a gdyby w naszym domu byli wtedy nie wujkowie, tylko mama, to mama poszłaby na mszę o godzinie dziewiątej, wróciłaby dopiero po godzinie i wiadomo co by było... - powiedział Kubacki w rozmowie ze Sport.pl.
- Na szczęście wujkowie zadziałali, a błyskawicznie przyjechała też karetka. Wierzę, że Góra czuwała, bo przecież wystarczy pięć minut bez pracy serca, a mózg zaczyna obumierać - dodał polski skoczek.
Kubacki na wieść o problemach żony wycofał się z udziału w RAW Air i od razu ruszył w podróż do Polski. W przejmujący sposób opowiedział o tym, co wtedy przeżywał.
- Najpierw dostałem informację, że serce Marty stanęło, ale że przewieziono ją do szpitala i chociaż jest nieprzytomna, to akcję serca przywrócono. Te następne krytyczne momenty, te kolejne zatrzymania, były już wtedy, gdy byłem na miejscu. Ale podróż i jeszcze wcześniej czekanie na nią to było coś okropnego. To najgorsze godziny, jakie przeżyłem. Po naszym porannym rozruchu, w dniu konkursu, dostałem informację, co się stało. Zostawiłem wszystko - trenerzy powiedzieli, że torby ze sprzętem mi wezmą, że wszystko ogarną - i pędem ruszyłem tylko z małym plecaczkiem, z dokumentami. Okazało się, że tego dnia były dwa samoloty do Polski i na ten o 13 nie zdążyłem, a następny był bodajże o 19. W hotelu co pięć minut kursowałem z pokoju na stołówkę po kawę. Na pewno wypiłem jej kilka litrów. Naprawdę nikomu nie życzę, żeby przeżywał coś takiego i bardzo się cieszę, że to wszystko się tak dobrze skończyło - podsumował Kubacki.