Słynny trener szczerze o polskich skoczkiniach. Dostało się Adamowi Małyszowi. "Nie odpowiedział"
Alexander Pointner udzielił obszernego wywiadu Jakubowi Balcerskiemu. Austriacki szkoleniowiec, twórca jednej z najlepszych drużyn w historii skoków narciarskich, zabrał głos między innymi w sprawie polskich skoczkiń. Nie zabrakło przy tym krytyki postawy Adama Małysza.
Alexander Pointner odgrywa ważną rolę w świecie polskich skoków narciarskich. Austriak pełni funkcję nieformalnego doradcy Thomasa Thurnbichlera, który oficjalnie jest selekcjonerem reprezentacji.
Funkcja 52-latka mogła być jednak jeszcze ważniejsza. Pointnera wymieniano w gronie osób, które mogłyby kierować całą kadrą "Biało-czerwonych". Ponadto sam szkoleniowiec twierdzi, że miał pomysł na odbudowanie skoków narciarskich kobiet, które w Polsce szwankują wyjątkowo mocno.
Zawodniczki nie odnoszą zadowalających wyników, a ich postawa jest często krytykowana. Szczególnie pamiętna jest wypowiedź Adama Małysza, bowiem legendarny sportowiec, sprawujący obecnie funkcję prezesa PZN, wprost uderzył w swoje podopieczne.
- Często w mediach słychać, że jakaś polska skoczkini zakończyła karierę. Tyle że kończyć karierę może ten, kto ją miał. Jeśli ktoś nawet kariery nie rozpoczął, może mówić o przygodzie ze skokami - wypalił w grudniu 2022 roku (więcej TUTAJ).
Teraz Pointner twierdzi, że Małysz bagatelizował możliwość rozwoju kadry kobiet. Jednocześnie Austriak podkreśla, że wystarczyło podjąć inicjatywę.
- One się rozwijają - od pierwszych mistrzostw świata przez pierwsze igrzyska, do dokładania kolejnych wyzwań, jak więcej dużych skoczni, czy teraz loty narciarskie. Austriacy, potem Niemcy, Norwegowie i kolejne kadry się w to angażowały. W 2019 roku podczas MŚ w Seefeld zapytałem w studiu Eurosportu: "A co z Polską?". To było pytanie o skoczkinie zadane Adamowi Małyszowi. I wtedy nie odpowiedział nic konkretnego. Na świecie pojawiło się już dużo świetnych zawodniczek, Polska jest wyraźnie z tyłu. Na poprawę tej sytuacji też miałem pomysł - stwierdził w "Sport.pl".
- Przede wszystkim chciałem, żeby identyfikowanie się z tą dyscypliną wyszło od najważniejszych osób. Czyli od Adama. Skoro mamy takich dobrych skoczków, kulturę całego tego sportu, to potrzebujemy też kobiecej kadry. Musimy zaangażować młodzież, zmotywować ją i zmienić podejście do tej dyscypliny. To najważniejszy krok. A ludzie? Dzwoniłem do wielu osób, sprawdzałem ich dostępność. Chciałem czegoś wyjątkowego. Moim pomysłem była trenerka, a nie trener. Chciałem, żeby kadrą zajęła się Catrin Schmid, wywodząca się z Oberstdorfu, która była nawet wybierana trenerką roku przez Niemiecki Związek Narciarski. Ciekawa osoba, od lat pracuje u podstaw tamtejszych skoków kobiet. Było też kilka innych pomysłów. Trzeba w jakiś sposób przekonać ludzi w Polsce, że naprawdę trzeba coś zrobić, by coś ruszyło się w skokach kobiet - dodał.
- Wszystkie pomysły, cały plan razem z pomysłem na skoki kobiet, czekał na wprowadzenie w życie w przypadku porozumienia. Na tej grupie na WhatsAppie przez miesiąc omawialiśmy kwestię odpowiedniej edukacji trenerów. Wiadomo, że to pochłonie czas i pieniądze. Mieliśmy spotkania codziennie, wszystko omawialiśmy, jeszcze kiedy miałem być pierwszym trenerem. Ale już wtedy miałem poczucie, że brakuje pieniędzy, żeby zrealizować wszystkie punkty planu. (...) Zeskoczyłem więc z tego statku i zachęcałem związek, żeby wziął tych, których miałem przyprowadzić ze sobą. Dużo rozmawiałem z Wojciechem Gumnym, wiceprezesem PZN, który jako pierwszy zadzwonił do mnie w styczniu zeszłego roku. Z nim, Adamem Małyszem i Janem Winkielem później dyskutowaliśmy i spotykaliśmy się już dziesiątki razy. Ten pomysł - ze mną, czy beze mnie - był bardzo dobry, bo cała struktura pracy składałaby się z ludzi skupionych w 100 procentach na tym, co robią. I byliśmy przekonani, że to zadziała. A potem była Planica - podsumował.
Zawody w Planicy doprowadziły do eskalacji konfliktu w polskiej kadrze. Zawodnicy opowiedzieli się bowiem po stronie Michala Doleżala, który miał wkrótce pożegnać się z zespołem. Jednocześnie Małysz nie chciał doprowadzić do prawdziwego wybuchu, dlatego stał się nieuchwytny także dla Pointnera.
- Nikt nie mógł znaleźć Adama Małysza, bo ten wyjechał z Planicy, nie chcąc, żeby konflikt pomiędzy skoczkami a związkiem jeszcze narastał - podkreślił Austriak.