Sensacyjna propozycja dla Małysza. Po latach odkryto karty
Adam Małysz skaczący ponad 400 metrów?! Nieprawdopodobne, a jednak. Polak był kandydatem do oddania historycznego skoku.
W kwietniu Ryoyu Kobayashi ustalił nowy rekord świata, oddając najdłuższy skok narciarski w historii. Na specjalnie wybudowanej skoczni w Akureyri na Islandii zdołał odlecieć na aż 291 metrów!
Już wtedy pojawiły się informacje, że stojąca za wszystkim firma Red Bull planowała dokonać tego dużo wcześniej. Jednym z kandydatów do oddania historycznego skoku był... sam Adam Małysz.
- Miałem taką propozycję. Ale ja akurat kończyłem właśnie karierę, głowa była już trochę gdzie indziej, więc podziękowałem. W końcu pomysł wtedy upadł i nie był i tak realizowany - mówił TUTAJ.
Brakowało jednak dokładnych doniesień na temat pierwotnych planów austriackiego koncernu. Mogłoby się wydawać, że na początku także celował on w odległości bliskie 300 metrom. Przeciwnie!
Po rozmowie z Bernhardem Rupitschem, architektem projektów z 2011 i 2024 roku, TVP Sport przekazało, że skoczkiem mającym pobić rekord był Thomas Morgenstern. To dla niego powstała gigantyczna skocznia K-300 na Grossglocknerze w austriackim Parku Wysokich Taurów. Miała ona 42 stopnie nachylenia, a osiągalna długość skoku przekraczała 400 metrów.
Wszystko było dopięte na ostatni guzik. W dniu próby Morgenstern nie pojawił się jednak na stoku. Austriacki związek narciarski zablokował możliwość pobicia rekordu przez słynnego zawodnika.
- To w końcu był jego projekt: skoczyć na ponad 300 metrów. Odkąd zapalił się pomysł, dużo razem konsultowaliśmy. W końcu, gdy pod koniec marca byliśmy gotowi z całą infrastrukturą, daliśmy znać: "Przyjedźcie, jest pogoda". Nie doszło do tego, ale powody już znacie. Nie zablokował tego park ani sponsor. Nie zgodził się austriacki związek narciarski - poinformował konstruktor.
Wiadomo, że zamiast Morgensterna Red Bull próbował zachęcić innych skoczków. Namawiano Małysza oraz Andreasa Goldbergera. Pierwszy odmówił, drugi przybył na stok, jednak nie był gotowy.
Skocznia już nie istnieje. Rupitsch przekazał jednak, że doświadczenie z 2011 roku, choć nieudane, pozwoliło przygotować się załodze na 2024 rok. I nie wyklucza kolejnego zamachu na 300. metr.