"Ktoś powie, że mam 36 lat i powinienem to robić z zamkniętymi oczami". Stoch wskazał problem w swoich skokach
Kamil Stoch wyjaśnił powód swoich słabych skoków na inaugurację sezonu Pucharu Świata. Jego zdaniem recepta na poprawę wyników tkwi w prostocie.
Stoch ma za sobą fatalny weekend. Nie dość, że w Ruce nie zdobył punktów do klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, to w niedzielę w ogóle nie zakwalifikował się do konkursu.
36-latek przekonuje, że zdiagnozował już swój problem. Jest nim pozycja najazdowa, która nie pozwala mu osiągać dalekich odległości.
- Wiem, gdzie pojawił się problem. Pojawił się na zgrupowaniu tutaj, w Lillehammer, gdzie były wolniejsze tory i płaski rozbieg. Skocznia była kiepsko przygotowana. Tutaj zaczęły się problemy z tą pozycją. Znowu musieliśmy szukać, a ja musiałem się wycofać. Nie mogłem tak aktywnie dojechać do progu i z takim nastawieniem pojechałem do Ruki, gdzie trzeba być bardzo aktywnym. Tam tory są strome i szybkie. Nie mogłem się tak szybko przestawić. Ktoś może powiedzieć, że chłop ma 36 lat i powinien to robić z zamkniętymi oczami, ale czasami tak się nie da - wyjaśnił Stoch w rozmowie ze "skijumping.pl".
Trzykrotny mistrz olimpijski wyjaśnił, że technika samego skoku jest niezmienna. Problem jest właśnie w dojeździe do progu.
- Te skoki tak naprawdę się nie różnią. Jeśli dojadę sobie aktywnie, wówczas powinienem spokojnie lecieć około 130 metrów – przy normalnym skoku. Wtedy rozmawialibyśmy o zupełnie innych tematach, ale jest, jak jest. Jestem gotowy podjąć wyzwanie, skupiając się na prostych zadaniach. Uważam, że najgorsza możliwość to kombinatorstwo i grzebanie w rzeczach, które są dobre, co może jeszcze bardziej pogorszyć sytuację. Chodzi o proste środki i metody - podsumował Stoch.
W najbliższy weekend skoczków czekają zawody w Lillehammer. W sobotę odbędzie się konkurs na skoczni normalnej, w niedzielę - na dużej.