Walczył na igrzyskach, śpi pod Pałacem Kultury. Były bokser nie kryje problemów. "To moi goryle"
Artur Binkowski, polski bokser i były olimpijczyk w barwach Kanady, został osobą bezdomną. O swoich problemach opowiedział w rozmowie dla "Super Expressu".
Artur Binkowski wyjechał do Kanady jako nastolatek, ale zawsze podkreślał swój związek z Polską. Niemniej to w barwach reprezentacji z Ameryki Północnej wystartował na igrzyskach olimpijskich w Sydney.
Bokser dotarł wówczas do ćwierćfinału zmagań w wadze ciężkiej. Następnie przeszedł na zawodowstwo i mógł pochwalić się imponującym dorobkiem 14 zwycięstw i dwóch remisów w 16 pierwszych walkach.
Pierwszą porażkę Binkowski zanotował dopiero w 2005 roku, gdy pokonał go Patrice L'Heureux. Była to walka kluczowa, gdyż zawodnicy zmierzyli się o mistrzostwo Kanady.
W kolejnych latach polsko-kanadyjski bokser występował ze zmiennym szczęściem. Po głośnym nokaucie w starciu z Mikiem Mollo potrzebował pięciu lat przerwy, a ostatnią walkę na zawodowym ringu stoczył w 2014 roku. W Arenie Legionowo pokonał go Michał Cieślak.
Teraz portal "Super Express" poinformował o niespodziewanych problemach Binkowskiego. Reporterzy spotkali byłego sportowca w okolicach Pałacu Kultury, gdzie czekał na posiłek przyznawany osobom bezdomnym.
- Mordko, przyleciałem do ojczyzny kilka tygodni temu i się okazało, że moja karta jest zablokowana. Ja hajs mam odłożony, dostaję też co miesiąc wypłatę olimpijską w dolarach kanadyjskich. Skończyła mi się ważność karty, a że tego banku nie ma w Polsce, to teraz Ambasada Kanady ma problem, żeby mi tę kartę ogarnąć - wyjaśnił.
- Dzięki temu mam doświadczenia z najbiedniejszą warstwą warszawiaków. Dużo Polaków ma wielką kasę, widzę, jakimi samochodami jeżdżą, jak się bawią. Ale są też tacy, którzy są bardzo ubodzy. Mam kilkunastu przyjaciół, też bezdomnych. Bardzo serdeczni ludzie, mają swoje przeżycia. To moi goryle - dodał.
- Wielu z nich nie potrafiło sobie poradzić z tym psychicznie. A ja? Morda, ja przeżyłem do dzisiaj dziewięć żyć. Z kostuchą się widziałem dziewięć razy twarzą w twarz. W 2005 roku w Cancun w Meksyku kartel wywiózł mnie do lasu. Stamtąd wielu turystów nie wraca. A ja jestem. Nie wiem, ile jeszcze mam żyć. Ale idę dalej - podsumował.