Trener Szeremety zabrał głos ws. Tajwanki. "Na pierwszy rzut oka"

Szeremeta zdobyła pierwszy medal dla polskiego boksu od 1992 roku. Jej postawa na paryskim ringu wywołała wielki entuzjazm.

Jeszcze większe były kontrowersje wokół finałowej rywalki 20-latki. Lin Yu-Ting została wykluczona z ostatnich mistrzostw świata po tym, jak nie przeszła testu płci. MKOl tego typu badanie uznał za nielegalne i dopuścił Tajwankę do startu w igrzyskach.

Z podobną sytuacją mierzyła się startująca w innej wadze Imane Khelif. Dylak nie krył, że cała sytuacja jest bardzo problematyczna.

- Znamy te zawodniczki. Wiedzieliśmy, jaka jest sytuacja. Niecałe dwa lata wcześniej zostały zawieszone, bo nie przeszły testów płci od IBA. Nie startowały później nigdzie. Nagle zostały dopuszczone do kwalifikacji do igrzysk olimpijskich bez testów czy czegoś, by mogli zmienić te badania i powiedzieć, że to są w stu procentach kobiety - stwierdził Dylak w TVP Sport.

- Z drugiej strony my nie jesteśmy osobami, które decydują lub powinny decydować o tym, kto jest kobietą, kto mężczyzną i czy ta osoba powinna startować, czy nie. Tym powinien się zająć MKOl. Tam powinna być osoba, która decyduje. Jeśli sytuacja jest taka kontrowersyjna, jeśli napływa dużo sygnałów od innych trenerów, że coś tutaj jest nie tak... Na pierwszy rzut oka te osoby nie wyglądają jak kobiety. To jest bardzo ciężka sytuacja. Wcześniej w przeszłości też były pięściarki, które wyglądały dość męsko i startowały. Tutaj największym problemem jest to, że był test, którego nie przeszły, ale później mogły wystartować - tłumaczył trener Szeremety.

Dylak jednocześnie nie chce zwalać winy za porażkę swojej zawodniczki na to, z kim ta mierzyła się w walce o złoto.

- My nie wykonaliśmy zadania, w tej walce przegraliśmy, ale gdybyśmy mieli wyjść za tydzień, za dwa, to wyszlibyśmy z myślą, nadzieją, z nowym planem, że wygramy - podsumował.