Michalczewski wprost o freak-fighterach. "Jak dzieci we mgle"

Rynek organizacji freak-fightowych kwitnie. W ostatnim czasie do Fame MMA i Prime MMA dołączyła federacja Clout MMA. Niedługo ma powstać kolejna, założona przez "Ferrariego" i "Boxdela".

Na wejście do oktagonu decyduje się coraz więcej byłych sportowców. Przykłady można mnożyć. Umowy podpisywali już m.in. Tomasz Adamek, Mariusz Wach, Zbigniew Bartman i Tomasz Hajto!

Zrozumieć ich pobudki próbuje Dariusz Michalczewski. Były mistrz świata WBO, WBA i IBF ocenił, że w ich przypadku chodzi przede wszystkim o podreperowanie finansów po odejściu ze sportu.

- Trudno mi powiedzieć, bo nie jestem w ich skórze, ale wydaje mi się, że jeśli ktoś coś takiego robi, to chodzi o finanse. Wiem na ile wystarczają pieniądze zarobione w trakcie kariery. Sportowcy, którzy kończą karierę mają dwa lata, by znaleźć na siebie nowy pomysł. I często to się nie udaje, bo my jako sportowcy jesteśmy życiowo upośledzeni - przyznał.

- Mówię też o sobie. Jesteśmy nieprzygotowani do życia po karierze. Jak boksowałem, to było ciągle: "Cicho, bo Darek śpi. Cicho, bo Darek je. Dajcie mu spokój, nie zawracajcie mu głowy przed walką. Dajcie mu spokój z biznesami, nieruchomościami". My kończymy te kariery, mamy tę kasę, ale jesteśmy jak dzieci we mgle - dodał w rozmowie z TVP Sport.

Mimo wszystko, w majowej rozmowie z Super Expressem "Tiger" ubolewał nad walkami Adamka czy próbami występów Krzysztofa Włodarczyka. Uznawał wówczas, że "rozmienili się na drobne".

Aktualnie Dariusz Michalczewski nie myśli o powrocie do sportu. Udziela się charytatywnie za sprawą swojej fundacji Równe Szanse. Zdradził natomiast, że głównie jest... szoferem swoich dzieci.