"Jestem sportowcem, nie idiotą". "Diablo" wprost o freak-fightach
Przygoda Krzysztofa "Diablo" Włodarczyka w organizacji Fame MMA zakończyła się tak szybko, jak zdążyła się zacząć. Polski pięściarz postanowił zabrać głos w sprawie kariery we freak-fightach.
W 2023 roku organizacja Fame MMA ogłosiła zakontraktowanie Krzysztofa "Diablo" Włodarczyka. Z informacji podanej przez federację wynikało, że jego przeciwnikiem miał być Arkadiusz Tańcula.
Na kilka dni przed galą utytułowany pięściarz wycofał się z tego starcia. Mimo to Fame MMA dało mu jeszcze jedną szansę. W maju 43-latek po raz kolejny dołączył do federacji i od razu poznał rywala.
Tym razem Włodarczyk został zaprezentowany u boku ikony polskich freak-fightów, czyli Amadeusza "Ferrariego" Roślika. Zestawienie to szybko stało się jednak nieaktualne. Na gali Fame MMA 22 rywalem pięściarza miał być Jarosław "PashaBiceps" Jarząbkowski.
Po tym, jak popularny "Diablo" nie zawitał na konferencję, federacja zerwała z nim kontrakt. Jak sam przyznał w programie na TVP Sport, cała otoczka freak-fightów zdecydowanie nie była dla niego.
- Chciałem boksować i po prostu zarobić pieniądze. Nie widziałem tam żadnej roli dla siebie. Mówiłem organizatorom, że jestem sportowcem, a nie idiotą czy klaunem, który będzie latał i wyzywał - mówił.
- Jak ktoś chce, to niech to robi, a ja swoje rzeczy będę prowadził inaczej. Z Tomkiem wyszło tam idealnie. Tomek nie musiał robić z siebie klauna czy pajaca. Po prostu był sportowcem. I ja też bym tak chciał - dodał.
Na ten moment nie wiadomo, czy popularny "Diablo" wróci jeszcze do oktagonu. Sam pięściarz nie ukrywał, że trenował MMA i był gotów wyjść do klatki największej federacji freak-fightów w Polsce.