Żonglerka po klubach i brutalny zjazd. Piąty najdroższy piłkarz świata nie dojechał z oczekiwaniami

Żonglerka po klubach i brutalny zjazd. Piąty najdroższy piłkarz świata nie dojechał z oczekiwaniami
Rene Nijhuis / pressfocus
Paweł - Grabowski
Paweł GrabowskiDzisiaj · 09:51
Absurdem polityki transferowej Chelsea jest to, że latem wykupiła Joao Felixa za ponad 50 mln euro, wlepiła mu kontrakt na siedem lat, by pół roku później wypożyczyć go do Milanu. Portugalczyk dalej kontynuuje żonglerkę po klubach, na co ogromny wpływ ma jego agent Jorge Mendes. Niedawno skończył 25 lat. Wymowne, że odkąd w 2019 roku ruszył z Benfiki na podbój świata, w żadnym sezonie przekroczył bariery dziesięciu goli w lidze.
Niewiele pokazał w tym sezonie. W Internecie najmocniej fruwał wtedy, gdy z trzech metrów nie trafił do pustej bramki w meczu Ligi Konferencji z armeńskim Noah (8:0). Zaraz potem, owszem, dołożył dwie bramki, jednak Enzo Maresca od początku widział go tylko jako rezerwowego, który dostawał szanse w europejskich pucharach, ale w Premier League był jedynie gościem. Od początku grudnia nie uzbierał nawet 200 minut. Nie był alternatywą dla Nicolasa Jacksona. Na grę za jego plecami też nie miał szans, bo tam od półtora roku króluje Cole Palmer. Innymi słowy: Joao Felix stał się piłkarzem zbędnym, choć talent ma niepodważalny i zawsze będzie wracać dyskusja, dlaczego kolejni trenerzy nie są w stanie go wykorzystać.
Dalsza część tekstu pod wideo

Inne planety

Felix nie rozkwitł pod wodzą Diego Simeone w Atletico. Jego kariery nie reaktywował Xavi, choć początek na wypożyczeniu w Barcelonie miał obiecujący. Oszczędnie korzystali z niego Graham Potter i Frank Lampard w Chelsea. Nie zmieniło się to u Enzo Mareski, a to wskazuje na jasny problem piłkarza, który nigdzie nie może zagrzać miejsca. Co ciekawe, do teraz jest piątym najdrożej sprzedanym graczem świata. Atletico w sezonie 2019/20 zapłaciło za niego 127 mln euro, czyli więcej niż w tamtym oknie kosztował Eden Hazard (do Realu Madryt) i Antoine Griezmann (do Barcelony). Etykietka wielkiego talentu z czasem pożółkła i totalnie się zatarła.
Kariera Felixa to tak naprawdę kariera jednego sezonu. Gdy w 2018 roku przedarł się do pierwszej drużyny Benfiki, grał z takim rozmachem, że błyskawicznie stał się najmłodszym strzelcem w historii derbów Lizbony. Jego historię w Europie budował m.in. hat-trick z Eintrachtem w Lidze Europy. Jako niespełna 20-latek uzbierał 20 bramek we wszystkich rozgrywkach, w tym 15 w lidze. Benfica sięgnęła po mistrzostwo Portugalii, a agent Felixa, słynny Jorge Mendes, kuł żelazo póki gorące. Dzisiaj można gdybać, co by było, gdyby portugalski talent trafił w inne miejsce niż zdyscyplinowany świat Diego Simeone.

W środku chaosu

Reżim “Cholo” sprowadził na ziemię piłkarza, który myślał, że od teraz będzie już tylko fruwał. Kolejne lata i ich wzajemne wypowiedzi w mediach jasno pokazują, że po prostu spotkały się dwa inne charaktery i inne wizje piłki. Felix był tym kreatywnym, szukającym wyłomu w schematach. Simeone odwrotnie - u niego wszystko musiało być wtłoczone w matrycę. Te dwie planety szybko zaczęły się oddalać. Felix miał oczywiście swoje momenty, choćby początek sezonu 2020/21, gdy w sześciu pierwszych kolejkach strzelił pięć goli i zaliczył trzy asysty. Ale zaraz potem zaczął siadać na ławce.
Pierwsze wypożyczenie do Chelsea zimą 2023 roku było całkiem niezłe. Trzeba przecież pamiętać, że trafił tam w środku chaosu. Klub był w fazie przeobrażeń, niektórzy piłkarze nie mieścili się w szatni, a Portugalczyk w ciągu sześciu miesięcy załapał się na trzech trenerów (Potter, tymczasowy Saltor i Lampard). Mimo że pewność drużyny była niska, a wśród kibiców panował nihilizm, to Felix potrafił dźwigać presję i dawać drużynie coś ekstra. Mimo że zaczął od czerwonej kartki i trzech meczów zawieszenia, to ostatecznie strzelił cztery gole. Trzy razy trafił w słupek, więc ta statystyka mogła być nawet trochę lepsza. W każdym razie: pokazał namiastkę czegoś, co w zdrowych warunkach i w dłuższej perspektywie mogłoby przerodzić się w coś większego.

Odważna decyzja

Być może właśnie tym kierowała się Chelsea, po tym jak Felix spędził rok na wypożyczeniu w Barcelonie i znowu stanął przed pytaniem, co dalej. Jorge Mendes akurat był w trakcie transferu Pedro Neto z Wolves do Chelsea, więc z rozpędu zaproponował też Felixa. Akurat trafił na dobry moment, bo z Londynem żegnał się Conor Gallagher. Chelsea wiedziała, że gra w Lidze Konferencji i że będzie potrzebować szerszej kadry. Zapłaciła więc 52 mln za Portugalczyka, dając mu w swoim stylu dość długi kontakt 6+1. Piłkarz został zaprezentowany przed spotkaniem ze szwajcarskim Servette i było to przywitanie dość optymistyczne.
Z drugiej strony, w tym samym czasie upadł temat transferu Samu Omorodiona, też piłkarza Atletico, który jest pięć lat młodszy od Felixa i miał być nową gwarancją goli. Hiszpan ostatecznie trafił do Porto za 15 mln euro. Dzisiaj ma 13 bramek w 16 meczach ligi portugalskiej. Dołożył też pięć trafień w Lidze Europy. Kibic Chelsea ma więc prawo tupać nogą, gdy tak duża kwota została wydana na Felixa i jak niewiele Chelsea z niego miała. Kiedy jesienią “The Blues” notowali świetnie wyniki, niemal cała ofensywa wisiała na golach Jacksona i Palmera. Słabe liczby notowali skrzydłowi, a rezerwowi typu Felix czy Nkunku byli kojarzeni raczej z Ligą Konferencji niż z Premier League.

Szukanie domu

Za chwilę minie sześć lat odkąd Joao Felix dorobił się tytułu jednego z największych talentów świata. Taki ciężar z czasem staje się nie do zniesienia, zwłaszcza, gdy krążysz po kolejnych klubach i wszędzie spotyka cię to samo. Mauricio Pochettino już dwa lata temu powiedział, że nie chce Portugalczyka na stałe. Wyczuł, że nic dobrego to nie zwiastuje. Być może był też po rozmowie ze swoim rodakiem Diego Simeone, który kilka razy wbijał szpilki w Felixa. W Atletico panowało przekonanie, że Portugalczykowi brakuje “wewnętrznego ognia”, ponadprzeciętnej determinacji, by stać się jednym z najlepszych na świecie. To raczej zawodnik na dobrą pogodę - kiedy zespołowi idzie, a wszyscy dookoła próbują go dopieszczać.
Felix przed przyjściem do Chelsea miał trudne lato, bo na EURO 2024 tylko raz wyszedł w wyjściowej jedenastce, a to jego pudło w serii jedenastek sprawiło, że Portugalia przegrała w karnych z Francją. To było na swój sposób symboliczne: dobrze oddające jakim piłkarzem jest 25-latek. Świetnie się go ogląda, bo potrafi zaskakiwać nieszablonowością. Ale, kiedy pojawia się presja, trzeba być regularnym i z zimną krwią wykańczać sytuacje - nagle coś zaczyna skrzypieć. Teraz Sergio Conceicao w Milanie zarzeka się, że odrestauruje tego zawodnika.
Na wypożyczenie do Włoch namawiał go choćby Rafael Leao, kolega z reprezentacji. Milan siłą rzeczy robi się coraz bardziej portugalski. Leao to wychowanek Sportingu, Felix dorastał w akademii Benfiki, a cały ten projekt spina trener, który najwięcej trofeów jak piłkarz i trener wygrywał z Porto. Być może ten ciekawy mix pozwoli Felixowi wreszcie poczuć się jak w domu i zapuścić korzenie na dłużej niż na pół roku.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.

Przeczytaj również