Żona mówiła, że jest katastrofalny. Odrzucali go, bo był za niski. Teraz odesłał Polskę do domu i chce więcej

Żona mówiła, że jest katastrofalny. Odrzucali go, bo był za niski. Teraz odesłał Polskę do domu i chce więcej
SOPA Images / PressFocus
Kilka dni temu dwukrotnie wbił nóż w serce polskich kibiców. Teraz wcale nie ma zamiaru się zatrzymywać. Emil Forsberg jest w znakomitej formie i nie zawaha się jej użyć podczas dzisiejszej rywalizacji o ćwierćfinał Euro. Z tej okazji nieco bliżej przyjrzeliśmy się 29-latkowi, który na futbol - dosłownie - był skazany.
Dlaczego? Trudno pójść inną drogą, jeśli znanym piłkarzem najpierw jest Twój dziadek, a potem ojciec. Obaj - podobnie jak później Emil - swoje kariery zaczynali w GIF Sundsvall. Pierwszy z wymienionych był utalentowanym skrzydłowym, który rozegrał kilkadziesiąt spotkań na najwyższym szczeblu w Szwecji, ale m.in. przez kontuzje nigdy nie doczekał się szansy w reprezentacji. Drugi reprezentował zespół “Trzech Koron” na igrzyskach olimpijskich, a we wspomnianym Sundsvall był taką legendą, że specjalnie dla niego zastrzeżono tam numer 10.
Dalsza część tekstu pod wideo

“Mam magicznie urosnąć?”

Dychy na koszulce po latach nie mógł więc dostać jego syn, chociaż szybko wyrósł w drużynie na nową gwiazdę. Jako 17-latek zadebiutował w II lidze. Był też blisko reprezentacji młodzieżowych, ale zrezygnowano z niego, bo nie grzeszył wzrostem.
- Co mam zrobić? Magicznie urosnąć? Jeśli nie uda mi się dostać nawet na ten obóz, to jak kiedykolwiek zagram dla Szwecji? - zastanawiał się wtedy, o czym wspominał po latach w “Players Tribune”.
Chociaż już wtedy skreślanie go przez wzrost było najzwyczajniej w świecie głupie, bo dobrze wiemy, że jest na tej planecie kilku niskich gości, którzy wielkoludami nie są, a rządzą tą dyscypliną sportu, to ostatecznie Forsberg i tak “bujnął” do góry. Dziś ma 179 cm wzrostu. W normie. Użytek robi jednak przede wszystkim ze swoich umiejętności technicznych, które musiał wybić na szczególnie wysoki poziom, żeby nadrobić ewentualne braki w warunkach fizycznych.

Kierunek Malmoe

Jako 21-latek Forsberg przeniósł się do krajowego hegemona, Malmoe FF. Mało brakowało, a konferencja prasowa, na której został przedstawiony, przeszłaby do historii. Szwedzki pomocnik leciał na nią niemal wprost z Tajlandii, gdzie przebywał na wakacjach. Większość podróży spędził w toalecie.
- Czułem się jak śmieć. Miałem czerwone oczy, bolało mnie ciało. Byłem tak zmęczony, że nawet nie wiedziałem, gdzie jestem. Kiedy przyjechałem, zaprowadzili mnie na konferencję prasową. Siedziałem tam i się trzęsłem. Moja każda odpowiedź brzmiała: “Tak. Jestem bardzo podekscytowany” - wspominał Forsberg.
Na szczęście dla niego, później przygoda z Malmoe wyglądała już dużo lepiej. Przez dwa sezony rozegrał 84 mecze. Zdobył w nich 25 bramek i zaliczył 13 asyst. Wtedy przyszła oferta z RB Lipsk, występującego wówczas jeszcze na zapleczu Bundesligi.
- RB Lipsk?! Wschodnie Niemcy?! Druga liga?! - tak Forsberg zareagował na wiadomość od swojego agenta, któremu ufa bezgranicznie, i który negocjował z włodarzami “Die Bullen”.
Początkowo perspektywa takiego ruchu nie wzbudziła w nim zachwytu. Ale gdy zaczął bliżej zaznajamiać się z projektem budowy potęgi spod znaku słynnego napoju energetycznego, sam nabrał przekonania. Wiedział, że druga Bundesliga to tylko przystanek. Plany już wtedy były ambitne - najpierw awans do elity. Później walka o najwyższe cele na krajowym podwórku i Liga Mistrzów.

“Szeryf” na posterunku

Od momentu tamtego transferu minęło już ponad sześć lat. Forsberg wciąż jest w Lipsku. Zdążył nie tylko zawitać do Bundesligi, ale porządnie się w niej rozgościć. Został wicemistrzem niemiec, awansował do półfinału Ligi Mistrzów. Rozegrał 214 spotkań, strzelił 47 goli i dołożył do tego 56 asyst.
Emil Forsberg
Transfermarkt
Miewał w tym czasie różne momenty. Zdecydowanie najlepiej może wspominać pierwszy sezon po awansie do Bundesligi, bo zakończył go z bilansem 8 goli i aż 22 (!) asyst. Nikt w ligach TOP5 nie zbliżył się wówczas do jego dorobku decydujących podań.
Później jego pozycja w klubie stopniowo zaczęła słabnąć. Lipsk sprowadzał nowych graczy, często opierał na nich swoją grę, a Forsberg przestał być największą gwiazdą. Odbiło się to na jego dyspozycji i notowanych liczbach. Coraz częściej rozgrywał przeciętne mecze. A wtedy musiał liczyć się z interwencją “szeryfa”, czyli swojej żony. Też piłkarki, która grała nawet dla RB Lipsk. Jak przyznaje Forsberg, jest ona jego największym krytykiem.
- Byłeś katastrofalny - potrafi usłyszeć z ust swojej ukochanej. Nie ma więc taryfy ulgowej.

Przeciwieństwo Zlatana

Największą gwiazdą szwedzkiej piłki jest cholernie pewny siebie i butny Zlatan Ibrahimović. Forsberg pod tym względem znajduje się gdzieś na drugim biegunie. Jak sam przyznaje, uchodzi za jednego z najnudniejszych rozmówców na świecie.
- Jestem nieśmiałym dzieckiem z Sundsvall w północnej Szwecji - mówi.
I właśnie ci dwaj piłkarze w 2016 roku mieli poprowadzić Szwecję do sukcesu na Euro. Skończyło się klapą. Reprezentacja “Trzech Koron” zdobyła w swojej grupie tylko punkt. A najbardziej dostało się oczywiście dwóm liderom.
Niedługo później Zlatan poinformował o zakończeniu kariery reprezentacyjnej. Gra Szwecji przestała kręcić się wokół jednej gwiazdy. Postawiono na kolektyw. Dopracowaną do perfekcji organizację. I błyski takich piłkarzy jak Forsberg. Efekt był znakomity. Podopieczni Janne Anderssona dotarli aż do ćwierćfinału mundialu w 2018 roku. Dopiero na tym etapie zatrzymała ich Anglia. Pomocnik RB Lipsk raz trafił do siatki.
Zlatan miał wrócić na trwające obecnie Euro. Z turnieju wykluczyła go jednak kontuzja. A Szwedzi, już przyzwyczajeni do gry bez niego, radzą sobie znakomicie. Wygrali grupę z Hiszpanią, Słowacją i Polską. Zdobyli trzy bramki. Wszystkie autorstwa Forsberga. O sile lidera skandynawskiej kadry przekonaliśmy się niestety na własnej skórze, gdy najpierw skarcił nas lewą, a potem prawą nogą. Obie zafunkcjonowały perfekcyjnie.
***
Dziś Forsberg i spółka powalczą o awans do najlepszej ósemki Euro 2020. Szyki spróbuje pokrzyżować im Ukraina. Po wczorajszych zmaganiach turniejowych nie zaryzykujemy wskazania faworyta, ale ekipa “Trzech Koron” ma naprawdę spore szanse, by jeszcze nie kończyć swojej przygody z mistrzostwami.

Przeczytaj również