Zniszczyły go kontuzje, właśnie zakończył karierę. A miał być wielką gwiazdą. "W wielu sprawach zostałem sam"

Zniszczyły go kontuzje, właśnie zakończył karierę. A miał być wielką gwiazdą. "W wielu sprawach zostałem sam"
LiveMedia/IPA/IPA/SIPA / pressfocus
Kacper - Klasiński
Kacper KlasińskiDzisiaj · 16:09
W sezonie 2016/17 zachwycił Serie A, a niedługo potem ściągnął go AC Milan. Wtedy jednak świetnie zapowiadająca się kariera zaczęła się sypać. Andrea Conti miał być przyszłością “Rossonerich”, ale jego plany popsuły kontuzje. I teraz, po trzech latach niemal bez gry, doprowadziły do przedwczesnego zakończenia kariery.
Andrea Conti był kiedyś jednym z największych talentów Serie A. Trafił do Milanu, przepowiadano mu świetlaną przyszłość, jednak krótko po wymarzonym transferze złapał poważną kontuzję. A potem kolejną. I kolejną. Ostatnie osiem lat to właściwie ciągłe pasmo następujących po sobie urazów. Dobrze zapowiadająca się kariera została przekreślona. Od startu sezonu 2022/23 Conti spędził na murawie zaledwie 153 minuty, a od dziesięciu miesięcy jest bez klubu. Nikt nie zamierzał dać mu szansy na odbudowę. Efekt? Niedawno powiedział “pas” w wieku 31 lat. O zakończeniu kariery poinformował w wywiadzie dla La Gazzetta dello Sport. Stwierdził, że nie ma sensu kontynuować walki, gdy nikt nie wierzy, że może jeszcze ją wygrać.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Jestem wyczerpany. Od lat zmagam się z problemami zdrowotnymi, kontuzjami i rozczarowaniami. (...) Straciłem nadzieję - mówił w nim.

Wielka nadzieja

Osiem goli i pięć asyst - takim dorobkiem w Serie A przedstawił się szerszej publiczności Andrea Conti w sezonie 2016/17. Po kilku wypożyczeniach i okresie “wprowadzeniowym” do pierwszej drużyny Atalanty wdarł się do podstawowego składu i prezentował fenomenalnie jako wahadłowy w systemie Gian Piero Gasperiniego, stając się jedną z największych sensacji rozgrywek.
- Osobiście wiele mu zawdzięczam i mogę mówić o nim tylko dobrze: wykańcza cię na treningach, zmusza do dawania z siebie wszystkiego, ale potem na boisku w niedzielę zbierasz tego owoce. Latasz i nawet tego nie zauważasz. Poza tym zawsze wiesz, co masz robić, nawet jeśli ci tego nie mówi. Nie jest kimś, kto dużo rozmawia z zawodnikami, nie okazuje zbytnio zaufania, ale zawsze trafia w odpowiednie struny, kiedy trzeba - opowiadał o “Gaspie” w La Gazzetta dello Sport.
Doświadczony szkoleniowiec potrafi wyciskać z piłkarzy ponad sto procent, a ze współpracy z nim szczególnie korzystają wahadłowi. I nie inaczej było w przypadku Contiego. Hasał po skrzydle (a zdarzało mu się grać na obu) niczym maszyna. W drugiej części wspomnianego sezonu zaczął z kolei kręcić niesamowite liczby. Aż dziewięć z 13 zdobytych łącznie punktów w klasyfikacji kanadyjskiej uzbierał w jego 16 ostatnich kolejkach. Stał się wręcz archetypem, wzorem dla piłkarzy w systemie Gasperiniego na swojej pozycji.

“Gdyby los potoczył się inaczej…”

Imponująca kampania w barwach Atalanty poskutkowała zainteresowaniem większych marek, w tym Milanu, dopiero co przejętego przez nowych właścicieli. W pierwszym okienku pod ich wodzą “Rossoneri” wydali prawie 200 milionów euro na nowych piłkarzy. Na San Siro trafili m.in. Leonardo Bonucci, Lucas Biglia, Andre Silva czy Hakan Calhanoglu. No i Conti, który uplasował się na trzecim miejscu listy ich najdroższych nabytków z tamtego lata 2017 roku. Pozyskano go za 24 miliony euro plus Matteo Pessinę. Niedługo potem zadebiutował w reprezentacji Włoch, zaliczając (jak miało się okazać) swój jedyny występ w narodowych barwach.
- Kiedy taki klub się do ciebie zgłasza, trudno młodemu chłopakowi powiedzieć "nie" - wspominał obrońca w rozmowie z portalem Gianluki Di Marzio.
Szybko po zmianie barw nadszedł jednak poważny cios. Po zaledwie pięciu występach w koszulce Milanu zerwał więzadło krzyżowe w lewym kolanie podczas jednego z treningów. Uraz miał wyłączyć go z gry na pół roku.
- Kiedy jesteś piłkarzem, wiesz, że możesz doznać kontuzji, ale kiedy przytrafia się to w najlepszym momencie życia… trochę cię to zmienia. (...) Gdyby los potoczył się inaczej, kto wie, gdzie bym teraz był… - wyznał.
W marcu Conti wrócił do treningów i zaliczył kilka występów w rezerwach. Ponownie pojawił się też w kadrze meczowej “Rossonerich”, ale zanim znów dla nich zagrał, uraz się odnowił. W efekcie stracił właściwie cały rozczarowujący dla Milanu sezon. I, jak się okazało, nie był to dla niego koniec problemów.
- Od pierwszej kontuzji bałem się o to, co będzie dalej - ze mną, z moją drogą, z moją przyszłością. To niczym duch, który zawsze mi towarzyszył. (...) Nie ma dnia, żebym nie otworzył oczu i nie pomyślał o swoim kolanie - opowiadał LGdS. - Nie ma chwili, żebym nie zwracał na nie uwagi. I mówię o nim nie tylko w kontekście gry - ono mnie zatrzymuje, spowalnia. Przykład? Nie mogę uklęknąć, schylić się.
- Pamiętam, kiedy powiedzieli mi, jak poważna jest kontuzja - mój świat się zawalił - tłumaczył z kolei portalowi Gianluki Di Marzio. - Byłem młody i u szczytu kariery, dużo się o mnie mówiło i wywalczyłem sobie miejsce w reprezentacji. Potem wszystko zależy od tego, czy uda ci się z tego wyjść. Dla mnie to stanowiło to prawdziwą drogę przez mękę, bo ciągle miałem problemy i musiałem przejść cztery operacje kolana.

Przedwczesny koniec

Pierwsza długa przerwa Contiego zakończyła się na krótko przed Świętami Bożego Narodzenia w 2018 roku, gdy wszedł z ławki w ligowym meczu z Fiorentiną. Pauzował aż 15 miesięcy. Wtedy jeszcze wydawało się, że może się odbudować. Druga połowa rozgrywek 2018/19 upłynęła mu pod znakiem powrotu do rytmu meczowego. Latem doszło jednak do zmiany trenera i pojawił się problem. U Marco Giampaolo grał praktycznie tylko ogony, natomiast po siedmiu kolejkach Giampaolo już nie pracował. Stefano Pioli obdarował Contiego zdecydowanie większym zaufaniem. To właśnie u niego ten zaliczył swój najlepszy okres na San Siro, będąc pierwszym wyborem na pozycji prawego obrońcy i rozgrywając ponad 20 spotkań.
Pod koniec sezonu 2019/20 kolano poddało się kolejny raz, choć tym razem pauza potrwała “tylko” cztery miesiące. Andrea stracił jednak okres przygotowawczy i wrócił w zupełnie innych realiach - jego miejsce w składzie “zabetonował” Davide Calabria. Nie miał już właściwie czego szukać w Mediolanie, Pioli odsunął go na boczny tor. Jak opowiadał sam piłkarz - zupełnie bez wyjaśnienia. W styczniu 2021 roku odszedł więc na wypożyczenie do Parmy, która miała go wykupić w razie utrzymania w Serie A, ale spadła. Włoch wrócił więc do Milanu, gdzie dalej nie było dla niego miejsca. W pierwszej połowie kolejnego sezonu zaliczył tylko jeden mecz i zimą 2022 r. “Rossoneri” puścili go za darmo do Sampdorii.
W Milanie nie grał, bo na niego nie stawiali. W Genui z kolei dopadły go stare demony. Już pierwsze pół roku poszatkowały drobne urazy. Następny sezon? Kolejne problemy z kolanem i zaledwie dwa występy, a na dodatek spadek “Sampy”. W Serie B sytuacja się powtórzyła: ponownie jedynie dwa spotkania i kłopoty zdrowotne. Latem 2024 roku rozwiązano z nim kontrakt. Przez dwa i pół roku w Sampdorii rozegrał zaledwie 12 spotkań - z tego tylko dziewięć w lidze. Łącznie w tym czasie spędził na murawie 445 minut, równowartość niecałych pięciu pełnych meczów. Zaliczył niemal rok na piłkarskim bezrobociu. 18 kwietnia stwierdził, że najwyższa pora, aby powiedzieć “pas”.
- Jestem wyczerpany. Od lat zmagam się z problemami zdrowotnymi, kontuzjami i rozczarowaniami - Conti zdobył się na szczere wyznanie w niedawnej rozmowie z LGdS, informując o zakończeniu kariery. - Od roku jestem wolnym zawodnikiem, a w ostatnich trzech latach zagrałem tylko dziewięć meczów. Trzeba mieć świadomość swojej sytuacji – nie daję już rady i to będzie moja ostateczna decyzja. (...) Straciłem nadzieję. Wiedziałem, że po zakończeniu kontraktu z Sampdorią nie będzie łatwo, i przekonałem się o tym w ostatnich miesiącach, kiedy nikt do mnie nie zadzwonił. Lepiej pogodzić się z tym, że to koniec i iść dalej.

“Odepchnęli mnie i zapomnieli”

Conti zrozumiał, że nie ma już nadziei na powrót do futbolu na wysokim poziomie, a organizm nie jest gotów, żeby poradzić sobie z obciążeniem. W tym wszystkim nie otrzymał jednak wsparcia, którego potrzebował. I to właśnie chyba najsmutniejsza część tej historii.
- Właśnie dlatego długo czułem się bardzo źle. Piłka nożna to świat, który mnie przyjął, rozpieszczał, a potem odepchnął i zapomniał o mnie. W wielu sprawach zostałem sam, zwłaszcza ze strony tych, którzy mówili, że mnie kochają. Bo łatwo jest być pomocnym, gdy grasz w Milanie, w reprezentacji i wszystko idzie dobrze. Inaczej jest, gdy upadasz - wtedy widzisz, kto naprawdę jest przy tobie. A tych ludzi mogę niestety policzyć na palcach jednej ręki - wyznał La Gazzettcie.
Bardzo wymowna jest też jego odpowiedź na pytanie o to, czy w tym trudnym okresie zaczerpnął pomocy psychologa.
- Nie, i to był duży błąd. Prawda jest taka, że nigdy tak naprawdę nie zrozumiałem, jak bardzo tego potrzebowałem. Gdybym mógł cofnąć czas, na pewno bym to zrobił. Może poradziłbym sobie z tym wszystkim trochę lepiej.
Ostatecznie, jak przyznał, stracił miłość do gry w piłkę. Nie czuł z niej radości, nie czuł się dobrze. I dlatego postanowił zakończyć ten rozdział swojego życia. A co dalej? Nie wyklucza, że pozostanie w świecie futbolu, np. w roli trenera. Może w niej odnajdzie się po przekreśleniu świetnie zapowiadającej się kariery. Miał zostać gwiazdą, przyszłością Milanu i reprezentacji Włoch. A tak naprawdę tylko tego liznął.
- Miałem pecha w swojej drodze, ale wiem, że życie się na tym nie kończy. Na pewno będę robił coś innego. Nie da się tego ukryć, nawet jeśli trudno to zaakceptować. To wszystko praca mentalna. Pewien sen się skończył, ale dla mnie ostatnio wyjście na boisko nie dawało mi radości. Snułem się, to już nie byłem ja.

Przeczytaj również