Zmierzch piłkarskich „bogów”. Kariery kończą m.in. Petr Cech, Daniele de Rossi czy Xavi
Nieubłaganie zbliżający się koniec sezonu będzie jednocześnie stanowić ostatni rozdział przygód wielu znakomitych zawodników. Już niedługo na kołkach zawisną buty piłkarzy, którzy przez ostatnie lata rządzili na największych piłkarskich scenach.
Kilku naszych dzisiejszych bohaterów już od paru sezonów odgrywało tylko role drugoplanowe, jednak ostatnie lata nie mogą przykryć całego obrazu pięknych i jakże owocnych karier. Nie można przecież zapomnieć o wielkości, tak utytułowanych zawodników jak Xavi, Cech czy Barzagli.
Poniższy tekst stanowi zatem zarówno pożegnanie, jak i podsumowanie dokonań absolutnie wybitnych graczy. Oto najwięksi z największych, których już niedługo będzie nam dane obserwować tylko w kronikach i kompilacjach.
„Latający Holender” zacumował w porcie
Zaczynamy od zawodnika, dla którego akt urodzenia był tylko ciekawostką. Robin van Persie kompletnie nie przejmował się przybywającymi wiosnami na liczniku czy siwymi włosami na głowie. Nawet w swoim ostatnim sezonie Holender prezentował się z najlepszej możliwej strony.
Odejście van Persiego było niezwykle wzruszające oraz smutne zarówno dla samego zawodnika, jak i klubu. Napastnik pożegnał się z futbolem na najwyższym poziomie po 18 latach od momentu awansu z rezerw Feyenoordu do pierwszej drużyny.
Fenomenalna postawa młodego wówczas snajpera zaowocowała transferem do Premier League, w której zdobył aż 144 bramki. Mimo upływu lat van Persie pod żadnym pozorem nie zatracił jakości. W trakcie bieżących rozgrywek 35-latek został najlepszym strzelcem Feyenoordu i to z przewagą 4 trafień nad drugim Berghuisem. Robin pożegnał się z futbolem, a rotterdamczycy ze swoim najlepszym napastnikiem.
Można powiedzieć, że prawdziwych piłkarzy poznaje się po tym jak kończą swoje kariery. W przypadku van Persiego ostatni udany sezon w barwach rodzimej drużyny był tylko kolejnym dowodem na wielką klasę Holendra. Sympatycy Feyenoordu z pewnością jeszcze przez długie lata będą wspominać wyczyny bramkostrzelnego Robina tak, jak my – neutralni kibice nie zapomnimy o wielkich dokonaniach latającego ponad Ikerem Casillasem Holendra.
Najpiękniejszy pożegnalny mecz Petra Cecha
Szpaler dla van Persiego w trakcie meczu z ADO Den Haag był wspaniałym zwieńczeniem kariery Holendra, ale nie można sobie wyobrazić lepszych okoliczności pożegnania, niż te które czekają na Petra Cecha.
Czeski golkiper po środowym spotkaniu w Baku zawiesi na kołku buty, rękawice oraz zapewne słynny kask ochronny, ale nim to się stanie 37-latek zawalczy o ostatni triumf w swojej i tak już obfitej karierze.
Wspomniane powyżej okoliczności są szczególne nie tylko ze względu na możliwość uczczenia pożegnania w postaci zdobycia trofeum. Kolorytu dodaje także rywal, z którym przyjdzie się zmierzyć Arsenalowi.
Petr Cech stanie naprzeciw drużyny, w której spędził ponad dekadę, sięgając w tym czasie po wiele nagród indywidualnych (4x Złote Rękawice dla najlepszego bramkarza Premier League, tytuł zawodnika roku Chelsea w 2011) oraz drużynowych (4 mistrzostwa, triumfy w Lidze Mistrzów i Lidze Europy).
W swoim ostatnim występie między słupkami Cech będzie miał okazję na powiększenie swojej gabloty oraz pożegnanie się z niemal wszystkimi boiskowymi partnerami. Wszak Chelsea oraz Arsenal to dwa życiowe kluby 37-letniego bramkarza.
Uniwersalny żołnierz składa broń
Petr Cech to nie jedyny zawodnik, za którym w najbliższych miesiącach zatęskni większość fanów futbolu na „Wyspach”. W podobnym położeniu znajdą się sympatycy talentu jednego z najbarwniejszych stoperów w ostatnich latach – Johna O’Shea.
Postać Irlandczyka mogła ulec pewnemu zapomnieniu, ponieważ wychowanek Bournemouth dokonał piłkarskiego żywota w Championship. Epizody w Sunderlandzie oraz Reading można uznać za niezbyt udane ostatnie akordy pięknej pieśni, która rozbrzmiewała na irlandzkich boiskach oraz Old Trafford.
O’Shea trafił do Manchesteru United, gdzie rywalami do miejsca w składzie byli wielcy Ferdinand i Vidić. Nawet tak okazała konkurencja nie zniechęciła Irlandczyka, który, gdy już otrzymywał szanse gry, robił wszystko, aby nie dopuścić do utraty bramki. Dosłownie wszystko.
Irlandzki stoper zostanie zapamiętany jako niezwykle barwna postać nie tylko ze względu na niecodzienny epizod na bramce. O’Shea ze względu na nieprzeciętny wzrost oraz postawną sylwetkę mógł być uznawany za typowego „kloca” na środku obrony, który wyznaje zasadę „piłka może przejść, rywal nigdy”.
To były jednak tylko pozory, ponieważ O’Shea wbrew groźnemu wyglądowi oraz pozycji na jakiej występował potrafił zachwycać wszystkich swoimi wyczynami pod bramką rywala. O golu takiej urody marzy zapewne każdy napastnik.
O’Shea doskonale odnajdywał się w roli stopera, pod bramką rywali, na bramce swojej drużyny, ale nie można także zapominać o wycieczkach Irlandczyka na skrzydło, które kończyły się akcjami rodem z kompilacji Ronaldinho:
5 maja John O’Shea zakończył swoją piłkarską karierę i podejrzewam, że Irlandczyk czuje się spełniony. Można ze świecą szukać graczy, którzy zdobywali Ligę Mistrzów, zaliczyli ponad 100 występów w kadrze, zatrzymywali Robbiego Keane’a i zakładali siatki Luisowi Figo. A przypominam, że mówimy o stoperze. Przynajmniej w teorii.
Z boiska na ławkę trenerską
Całkowite spełnienie może także odczuwać Xavi Hernandez, który 20 maja rozegrał swój ostatni mecz w zawodowej karierze. Hiszpan po 4 latach gry w Al-Saad postanowił zmienić zawód i zostać trenerem katarskiej drużyny.
Zakładam, że rozgrywki Qatar Stars League raczej nie cieszą się w Polsce wielką popularnością, ale trzeba mieć na uwadze, że szlify, które Xavi zdobędzie na Bliskim Wschodzie mogą mieć wpływ na europejski futbol na najwyższym poziomie.
Camp Nou czeka na powrót „Generała” i architekta największych sukcesów „Dumy Katalonii”. Mózg „dream-teamu” z lat 2008-12 stanowił Guardiola, ale głównym wykonawcą jego zadań na boisku był Xavi. Filigranowy pomocnik swoją wizją gry oraz nietuzinkowym przeglądem pola zaprowadził Barcelonę na europejski szczyt, z którego Katalończycy spadli dopiero po odejściu Hernandeza.
Ani ekipa „Blaugrany”, ani reprezentacja Hiszpanii nie potrafiła przez kilka poprzednich lat znaleźć substytutu dla Xaviego. Brak kontrolera w środku pola to jeden z głównych czynników, który zatrzymał znakomitą passę „La Rojy” na wielkich turniejach” oraz nie pozwala Barcelonie ponownie sięgnąć po upragnioną Ligę Mistrzów. Bez Xaviego nie ma porządku w drugiej linii. A bez porządku w tej strefie boiska nie ma najważniejszych trofeów.
Włochy znaczy wierność
Ogromny problem z załataniem dziury w środku pola po odejściu swojej legendy będzie już niedługo spędzał sen z powiek Claudio Ranieriemu. Trzeba to sobie powiedzieć otwarcie – Daniele de Rossiego nie da się zastąpić żadnym innym zawodnikiem.
Włoch to symbol defensywnego pomocnika z prawdziwego zdarzenia. Nawet gdyby połączyć wszystkie umiejętności N’Zonziego, Cristante i Pellegriniego nie otrzymamy nawet połowy pasji i zaangażowania, które w każdy mecz wkładał Daniele de Rossi.
Gablota 35-latka może nie prezentuje się tak okazale, jak w przypadkach Xaviego czy van Persiego, ale najważniejszym osiągnięciem de Rossiego jest pozostanie wiernym koszulce AS Romy. W świecie, gdzie każde okienko transferowe dostarcza setek zmian klubowych barw, wychowanek „Wilków” nie opuszczał swojego stada.
Kolejnym wielkim graczem, którego straci Serie A jest Andrea Barzagli. Włoch co prawda nie był adeptem szkółki Juventusu, aczkolwiek liczba sezonów spędzonych w stolicy Piemontu naprawdę imponuje. Przez wszystkie lata spędzone w czarno-białych barwach Barzagli zapracował wśród fanów „Starej Damy” na status brata z innej matki lub po prostu wychowanka z innej szkółki.
Barzagli przybywał do Juventusu, gdy turyńczycy dopiero odbudowywali swoją markę po słynnej aferze Calciopoli. Transfer stopera zdecydowanie przyspieszył proces powrotu „Starej Damy” na szczyt.
Barzagli już w pierwszym sezonie zdobył „scudetto”. W trakcie kolejnych siedmiu sezonów dołożył do kolekcji…kolejnych 7 medali za zdobycie mistrzostwa. Włoski stoper to prawdziwy symbol sukcesów i dominacji Juventusu na Półwyspie Apenińskim.
Nie wiemy czy odejście stopera wpłynie negatywnie na postawę „Juve” w kolejnych sezonach, ale jedno jest pewne – doszło do rozpadu jednego z najlepszych bloków defensywnych w historii.
W tym roku pożegnaliśmy Barzagliego, ale niedługo przyjdzie także czas na Chielliniego. Być może już za rok lub za dwa drugi z członków legendarnego tercetu defensywnego BBC stanie się bohaterem artykułu podsumowującego największe pożegnania ze światem piłki.
Zanim to nastąpi, napawajmy się klasą Chielliniego oraz innych doświadczonych zawodników, ponieważ nic w futbolu nie trwa wiecznie, a wiadomość o końcu kariery utytułowanych weteranów może na nas spaść niczym grom z jasnego nieba.
Wtedy pozostanie tylko wyliczenie trofeów, postawienie kropki na kartach historii oraz głębokie westchnięcie, ponieważ większość wybornych zawodników jest nie do zastąpienia. I właśnie na tym polega ich wielkość.
Mateusz Jankowski