Zmarł najważniejszy piłkarz w historii Bayernu Monachium. “Bez niego nie wyszlibyśmy z drewnianych chatek”

Świat piłki obiegła dziś tragiczna informacja. W wieku 75 lat zmarł dziś Gerd Mueller. Odszedł legendarny zawodnik, jeden z najlepszych napastników w historii futbolu, a także osoba, bez której Bayern Monachium nie byłby dziś światową potęgą.
- Bez Gerda Bayern nie byłby tu, gdzie jest obecnie. On stworzył fundamenty dzisiejszego pałacu. Bez niego nie wyszlibyśmy z drewnianych chatek - mówił przed laty Franz Beckenbauer.
Latami przez zespół “Die Roten” przewijały się dziesiątki, jeśli nie nawet setki legendarnych zawodników. Monachijczycy wychowali prawdziwe pokolenia zdobywców Złotych Piłek, rekordzistów i wielokrotnych mistrzów. Ale podwaliną każdego sukcesu był on, “Bomber”, Gerd Mueller.
Od niego się zaczęło
- To smutny i czarny dzień dla Bayernu Monachium - przyznał prezes klubu, Herbert Hainer.
Gdy Gerd trafił do Bayernu Monachium, klub miał na koncie jeden tytuł mistrzowski, w dodatku zdobyty w 1932 r. przed powstaniem Bundesligi. Dziś wszyscy znamy Bawarczyków jako dominatorów, hegemonów, bez wątpienia najlepszą ekipę w Niemczech, momentami także na świecie. Ale Mueller nie trafiał do potęgi, tylko do średniaka. On swoją wielkością położył fundamenty pod współczesne mu trofea, ale także te zdobyte, kiedy już opuścił Monachium.
W 1969 r. Bayern zdobył pierwszy tytuł w erze Bundesligi. Mueller strzelił wtedy 30 goli. W kolejnych sezonach notował po 36, 38 czy wreszcie legendarne 40 bramek. Z nim w składzie “Die Roten” sięgnęli po cztery tytuły mistrzowskie. W międzyczasie został mistrzem świata i Europy. Miał świat u stóp, będąc prawdziwym fenomenem swoich czasów. Jako piłkarz nie był zbyt szybki, ani sprawny. Na pierwszym treningu w sercu Bawarii usłyszał od trenera, że jest niskim grubasem. Niedawno wyliczono, że przebiegał średnio po trzy kilometry na mecz. Niewiele mniej obecnie mają w nogach nowocześnie grający bramkarze. Z powodu lekcji opuszczonych na rzecz gry w piłkę ledwo porozumiewał się w ojczystym języku. Wstydził się odzywać ze względu na swój akcent. A i tak był najlepszy.
Gerd Mueller to strzelecki fenomen, który wymyka się współczesnemu spojrzeniu na futbol. On nie grał tak jak robi się to teraz, ani jak robiło się to za jego czasów. Zawsze był sobą, niedoścignionym pionierem. Potrafił stać w polu karnym przez 90 minut, według relacji obrońców, którzy przeciwko niemu grali także zagadywać wszystkich wokół, żeby w decydującym momencie urwać się, uciec spod krycia i strzelić jednego gola, drugiego, trzeciego. Ile tylko trzeba było. Był gotów zabierać swoim kolegom trafienia, ale nie ze względu na egoizm czy pychę. To go napędzało. Gerd został stworzony i po to się urodził, aby być maszyną do zdobywania bramek. W juniorach zdarzyło mu się strzelić 200 goli w sezonie, karierę zakończył z dorobkiem ponad 500.
Jedyny
- Poza jego bramkami niezwykle ważna była także mentalność. Zawsze, kiedy mieliśmy obawy przed meczem, mówił w swoim dialekcie: “Daj spokój, łatwo ich pokonamy”. On dawał mi spokój, którego potrzebowałem. Kiedy zaczynałem się czegoś obawiać, on natychmiast sprawiał, że te myśli uciekały - przyznał Beckenbauer.
A później? Później wszyscy chcieli być jak on. Gerd Mueller dla kolejnych pokoleń był postacią ikoniczną, wręcz mityczną. Nie liczba bramek, sukcesów i indywidualnych zdobyczy, ale wytworzony fenomen buduje obraz tego napastnika. O jego wielkości świadczy także zachowanie wszystkich wokół, kiedy w jego życiu pojawiły się chwile słabości, głównie napędzane alkoholem. Bayern pomógł mu, kiedy Gerd po zakończeniu kariery sportowej nie radził sobie sam ze sobą i prawie zbankrutował. Klub opłacił mu leczenie, ponieważ temu zostało w kieszeni mniej marek niż zdobytych wcześniej bramek. Ale to nie Gerd zapożyczał się w Bayernie. To klub spłacał dług zaciągnięty u najlepszego piłkarza w historii Niemczech. Gdy Mueller przybył do Monachium, natrafił na niemalże prowincjonalną ekipę, której bliżej było do spadku z Bundesligi niż jakiegokolwiek triumfu. Wyjechał, zostawiając za sobą światową markę i krajową potęgę, a także wspomnienia. Te nie umrą nigdy.
- Gerd to najważniejszy piłkarz, jakiego Niemcy kiedykolwiek mieli i będą mieć - z przekonaniem stwierdził Paul Breitner.
- Gerd jest moim idolem. Kiedy przybyłem do akademii Bayernu, trafiłem pod jego skrzydła. On powiedział mi, w jakich strefach mam się poruszać, jak mam wykorzystać atuty. Zawsze będę mu wdzięczny za to, jak wpłynął na moją karierę - mówił Thomas Mueller.
- Gdy dorastałem, był najbardziej wyjątkowym piłkarzem świata. Był tak naturalnie fantastycznym napastnikiem. Takich graczy już nie ma - oceniał Hansi Flick.
Historia niedoścignionego
- Gdy grałem w Bayernie i miałem słabszy czas, zawsze mnie pocieszał. Mówił, żebym o tym nie myślał i po prostu robił swoje. Czuję, że widząc, jak Robert strzela 41. gola, powiedziałby: “Robert, to teraz jeszcze 42, potem 43, nie zmarnuj żadnej okazji” - tak jeszcze w piątek mówił Giovane Elber na łamach “WP Sportowe Fakty”.
Nie ukrywajmy, miniony sezon upłynął pod znakiem Roberta Lewandowskiego goniącego rekord Gerda Muellera. Ten w teorii niemożliwy, nieuchwytny, wieczny. Odliczanie odbywało się przy każdej możliwej okazji. 32 gole, 33, później hat-trick, dublet, wreszcie filmowe zakończenie z bramką nr 41 zdobytą w ostatniej minucie ostatniej kolejki Bundesligi. Równo z syreną “Lewy” przeskoczył Muellera, chociaż tak naprawdę jest to niemożliwe i Polak prawdopodobnie sam o tym wie.
To nie moment, kiedy Lewandowski minął Rafała Gikiewicza i trafił do siatki był najważniejszym w podróży po nieśmiertelność. Do historii przejdzie zachowanie polskiego snajpera, kiedy wyrównał ten wyczyn i nie cieszył się z niego w standardowy sposób. Nie emanował własną wielkością, chociaż miał ku temu wszelkie podstawy. On oddał hołd temu jedynemu.
Jako Polacy oburzaliśmy się, kiedy eksperci z Dietmarem Hamannem na czele apelowali, żeby Lewandowski nie pobił rekordu Muellera. Wczuwając się w sytuację Niemców, trzeba zrozumieć absolutnie wyjątkowe okoliczności. W ostatnich latach Gerd umierał. Ten proces nie trwał chwili, nie rozpoczął się dziś. Agonia związana z chorobą Alzheimera sprawiła, że najlepszy piłkarz w historii kraju, idol milionów i sportowy wzór do naśladowania, od dawna był cieniem. Z jednej strony sportowy głód i okazja na historyczne osiągnięcie, z drugiej ludzka tragedia. Niemcy mogli uznać, że kiedy Lewandowski pobije rekord, to naruszy wielkość Gerda. Jednak tak się nie stało i nie stanie. Żaden dorobek bramkowy, żadne cyferki nie mają wpływu na opus magnum Muellera, którym była cała jego kilkunastoletnia kariera. On stał się legendą za życia i będzie nią po śmierci.
- Jest spokojny. Nie sądzę, aby cierpiał. Mam nadzieję, że nie myśli o swoim losie, o tej chorobie, która pozbawia ludzi ich godności. Powoli zasypia - skomentowała kiedyś jego żona, Uschi Mueller.
Dziś Bomber zasnął na zawsze. Sam stracił pamięć kilka lat temu. O jego wyczynach świat nie zapomni nigdy.