Złoty interes Liverpoolu. Nie trzeba wydawać stu milionów na topowego gracza. "Marzenie każdego trenera"
Jak na warunki Premier League, kosztował śmiesznie małe pieniądze. Liverpool w promocyjnej cenie pozyskał topowego zawodnika na kilka pozycji. Alexis Mac Allister w każdej roli sprawdza się bez zarzutu.
W tegorocznej walce o mistrzostwo Anglii żaden z trzech potentatów nie może sobie pozwolić na najmniejszy błąd. Niewiele brakowało, aby w poprzedniej kolejce Liverpool stracił pole position w wyścigu o tytuł. “The Reds” przez prawie 100 minut męczyli się ze zwartym blokiem defensywnym Nottingham Forest. Dopiero w samej końcówce Darwin Nunez wprawił kibiców z miasta Beatlesów w ekstazę. Urugwajczyk jako strzelec gola zebrał oczywiście zasłużone laury. Na niemniejsze uznanie zasłużył jednocześnie Alexis Mac Allister, który wykreował decydującą bramkę. 25-latek pokazał, że Kevin De Bruyne wcale nie musi być jedynym rudowłosym artystą, który serwuje kolegom asysty na srebrnej tacy.
- Nie jest łatwo wygrać w ten sposób, znaleźliśmy się w trudnym położeniu. W decydującej akcji wiedziałem, że to ostatnia chwila i po prostu muszę posłać piłkę w pole karne. Potem Darwin zrobił resztę. Jak zawsze jest dla nas bardzo ważnym zawodnikiem - skromnie podsumował Mac Allister. - Ten gol padł dzięki najspokojniejszemu piłkarzowi na boisku. Ja widziałem, gdzie był Darwin w tej akcji, Alexis to widział, ale myślę, że niewielu zawodników by to zauważyło. To była ważna bramka po świetnej asyście - cieszył się Juergen Klopp.
Potrzeba matką wynalazków
Letni transfer Mac Allistera przeszedł bez większego echa. Kibice Liverpoolu mogli bowiem uznać, że kupno Argentyńczyka za 35 mln funtów będzie tylko przystawką przed daniem głównym. Przełomowym punktem miał być transfer defensywnego pomocnika z prawdziwego zdarzenia. Najpierw na szczycie listy życzeń znajdował się Moises Caicedo, później “The Reds” próbowali ściągnąć Romeo Lavię. Dobrze wiemy, że finalnie obaj wylądowali w Chelsea, która wydała na nich, bagatela, ponad 160 mln funtów. Juergen Klopp otwarcie mówił wówczas, że klub może sobie pozwolić tylko na te transfery, które nie naruszają stabilności finansowej. Kibice “The Reds” mieli jednak prawo czuć się rozczarowani. Wydawało się, że w przebudowie drugiej linii zabrakło najważniejszego elementu. Chociaż sam “Macca” zapowiadał, że w razie potrzeby będzie wywiązywał się z każdej roli w środku pola.
- Javier Mascherano jest ważnym zawodnikiem dla Argentyńczyków i dla Liverpoolu. Szczerze mówiąc, nie jesteśmy podobnymi zawodnikami, ale wiem, że fani Liverpoolu lubią tego rodzaju graczy. Chodzi o mieszankę wszystkiego na boisku. Ja staram się dobrze grać z piłką przy nodze, ale kiedy jej nie mam, staram się odzyskać. Mam nadzieję, że w defensywie będę mógł grać trochę jak Mascherano. Moja ulubiona pozycja? Kiedy grasz w piłkę i rozumiesz ją, możesz grać gdziekolwiek chcesz. I taki jest mój pomysł na siebie - powiedział Mac Allister po podpisaniu kontraktu z Liverpoolem.
- Mac Allister jako defensywny pomocnik? Musimy spróbować różnych wariantów, w zwartej formacji Alexis z pewnością mógłby tam zagrać. Jeśli byłby sam w tej strefie, to absolutnie nie. Ale pokazał już, jak dobrym jest piłkarzem, w jaki sposób rozumie grę. Spisuje się naprawdę dobrze - dodał Klopp jeszcze w trakcie presezonu.
Po rozpoczęciu rozgrywek z pozoru szalony pomysł wystawienia Argentyńczyka na “szóstce” stał się rzeczywistością. W większości meczów pucharowych miejsce to zajmował Wataru Endo, ale na arenie ligowej Liverpool musiał radzić sobie w inny sposób. Teoretycznie istniało zagrożenie, że tercet Mac Allister - Szoboszlai - Jones nie będzie odpowiednio zbalansowany. Kolejne tygodnie ukazały jednak nieprzeciętną wszechstronność każdego z tej trójki. Ze szczególnym uwzględnieniem mistrza świata, który wziął na swoje barki największą odpowiedzialność za grę w defensywie.
Pomocnik od wszystkiego
W starym żarcie rozleniwiony hrabia mówi: “Janie, przynieś fortepian, zostawiłem na nim zapałki”. Wracając do świata sportu, Mac Allister dał się poznać jako zawodnik, który dźwiga fortepian, potrafiąc jednocześnie wygrywać na nim kojące melodie. Kiedy istnieje taka potrzeba, nie boi się ubrudzić rąk, harując w pressingu i odbiorze na całej długości boiska. Ale potrafi też wykorzystać okazję na zaprezentowanie zagrań z ofensywnego repertuaru. Wystarczy przypomnieć przepiękne trafienie z Fulham, które wybrano golem miesiąca w Premier League. Szczęka na ziemi.
- Zakochałem się w nim już, kiedy oglądałem Argentynę na mundialu. Wiedziałem, że to dobry zawodnik i Klopp też mógł wtedy pomyśleć: "No dobra, on da radę". Lubię go, ponieważ sprawdza się w każdej roli, myślę, że może grać na dowolnej pozycji w środku pola - chwalił Joe Cole na antenie stacji TNT Sports.
Wiele statystyk potwierdza wyjątkową wszechstronność wychowanka Argentinos Juniors. W tym sezonie jest on najlepszym piłkarzem Liverpoolu pod względem przechwyconych piłek (60) i zablokowanych strzałów oraz podań (łącznie 48). Zajmuje także zaszczytne trzecie miejsce w liczbie progresywnych podań (125), ustępując jedynie Virgilowi van Dijkowi (128) oraz niedoścignionemu Trentowi Alexandrowi-Arnoldowi (153). W 22 meczach ligowych posłał aż 99 piłek w ofensywną tercję boiska. Trzy na cztery wykonane przez niego przerzuty trafiają do adresata. W sumie utrzymuje średnią skuteczność zagrań na poziomie prawie 87%.
- Naprawdę lubię tego rodzaju piłkarzy. Oni po prostu widzą, gdzie mogą podać. Ty musisz po prostu biec, a oni to zobaczą. Taki jest Mac - rzucił swego czasu Diogo Jota. - Każdego dnia uczę się od innych piłkarzy, zwłaszcza od Alexisa. Gra na tej samej pozycji i potrafi dokonać wyjątkowych rzeczy - wtórował Bobby Clark.
Kilka tygodni temu Mac Allister otwarcie przyznał, że chce zdobyć z LFC poczwórną koronę. Słowa zaczął zamieniać w czyny. Świadectwem jego jakości był wygrany finał Carabao Cup. W meczu z Chelsea zaliczył trzy kluczowe podania, wygrał dziesięć z 14 pojedynków, odebrał sześć piłek, wywalczył trzy faule i miał 87 kontaktów z piłką. Starcie na Wembley dowiodło, że na rynku transferowym nie liczy się ilość pieniędzy, ale sposób ich wydania. “The Blues” przeznaczyli dziewięciocyfrowe kwoty na Enzo Fernandeza i Moisesa Caicedo. Obaj na ten moment nawet nie są bliscy zapewnienia tak wysokiego poziomu.
Mac Allstar
- Wielu kolegów z drużyny trochę mi dokucza, ponieważ mówią, że Klopp jest moim ojcem. Cóż, relacja z nim naprawdę układa się idealnie, to bardzo charyzmatyczna osoba, zawsze stara się być blisko zawodników, co pomaga - wyznał Mac Allister na łamach La Nacion. - "Macca"? On przypomina mi piłkarskiego lekarza. Sposób, w jaki gra na swojej pozycji, jest absolutnie wyjątkowy. To niezwykle inteligentny gracz, ma ogromny wkład w naszą grę - stwierdził zaś Klopp cytowany przez portal Goal.com.
Nie może dziwić, że Niemiec zakochał się w umiejętnościach 25-latka. Tego typu zawodnik byłby marzeniem dosłownie każdego trenera. Nie ma drużyny, w której nie przydałby się pomocnik, który dysponuje świetnym przeglądem pola, potrafi uderzyć z dystansu, sumiennie pracuje w odbiorze i nie boi się podostrzyć gry. Tak naprawdę jego jedyną wadą pozostaje aż zbyt duża chęć, aby przerwać każdą akcję. Czasem porywczość sprawia, że opuszcza strefę i pozwala się minąć. Według portalu Whoscored rywale średnio dwa razy na 90 minut potrafią przedryblować “dziesiątkę” Liverpoolu. To czwarty najgorszy wynik w Premier League. Pamiętajmy jednak, że dopiero od niedawna Argentyńczyk przystosowuje się do gry jako najniżej ustawiony pomocnik. To eksperyment na żywym organizmie. Liczba zalet czy oferowanych atutów i tak przerasta jedno niedociągnięcie, nad którym można popracować.
Mac Allister trafił do idealnego środowiska, aby zaprezentować pełnię możliwości. Jego adaptacja przebiegła w znakomity sposób, o czym świadczą szybko zawiązane relacje z innymi południowoamerykańskimi zawodnikami pokroju Darwina, Alissona czy Luisa Diaza. Ważna okazała się też atmosfera panująca wokół klubu. W kilku wywiadach pomocnik przyznał, że pod względem zaangażowania kibice “The Reds” dystansują fanów innych drużyn z Premier League. Argentyńczyk pokusił się o porównanie do sympatyków Boca Juniors znanych z bezgranicznej miłości do swoich ulubieńców. Wychodząc na murawę Anfield, może zatem poczuć się niczym na słynnej La Bombonerze, która tętni życiem w rytm gry “Los Xeneizes”.
Jakość w cenie
Zdobycie tytułu mistrza świata i brylowanie w Brighton jeszcze nie gwarantuje sukcesu w topowym klubie. Liverpool mógł czuć pewien niedosyt, kiedy ogłaszano transfery Enzo Fernandeza czy Moisesa Caicedo, chociaż dziś raczej nikt na Anfield nie żałuje dokonania innych ruchów. Oczywiście, tej dwójki nie należałoby klasyfikować jako niewypały. Obaj pomocnicy Chelsea miewają przecież bardzo dobre występy. Problem w tym, że przeplatają je meczami, w których nie przypominają graczy, za których warto płacić setki milionów funtów. Można dokonać znacznie lepszych inwestycji. Zarówno pod względem ceny, jak i oferowanej jakości.
Teraz przed Mac Allisterem i spółką stoi jedno z najtrudniejszych wyzwań w tym sezonie. Bezpośrednie mecze z Manchesterem City potrafiły przecież decydować o losach mistrzostwa Anglii, które zwykle padało łupem ekipy Pepa Guardioli. Teraz to ekipa z Anfield dysponuje minimalną przewagą. “The Reds” mają jeden punkt więcej od “Obywateli” i do hitu 28. kolejki przystąpią jako gospodarze. Próba przewidzenia konkretnego przebiegu tego starcia graniczy z cudem. Raczej można jednak być pewnym, że obie drużyny zaserwują futbol na najwyższym światowym poziomie. Nawet brak nominalnego defensywnego pomocnika nie będzie dla LFC żadną przeszkodą. Nie trzeba mieć rasowej “szóstki”, skoro można wystawić zawodnika dosłownie od wszystkiego.