Złota Piłka dla Mane? Bez żartów. Sukcesy Liverpoolu nie mogą zamydlić nam oczu. Kto inny jest numerem jeden

Złota Piłka dla Mane? Bez żartów. Sukcesy Liverpoolu nie mogą zamydlić nam oczu. Kto inny jest numerem jeden
Fabrizio Carabelli / IPA/SIPA/PressFocus
W ostatnim czasie Sadio Mane wyrósł na jednego z kandydatów do zdobycia Złotej Piłki. Senegalczyk faktycznie notuje udany okres w karierze, jednak poważne przymierzanie go do sięgnięcia po tę nagrodę graniczy z absurdem. Zawodnik Liverpoolu przez ani jeden dzień nie był nawet blisko miana najlepszego piłkarza świata.
- Skupiamy się na Karimie Benzemie czy Robercie Lewandowskim, ale ja postawiłbym na Sadio Mane. Wygrał Puchar Narodów Afryki z reprezentacją, zdobył EFL Cup, FA Cup, może dołożyć do tego Premier League i Ligę Mistrzów. Strzelił też sporo goli - stwierdził Gabriel Agbonlahor na antenie “Talksport.com”.
Dalsza część tekstu pod wideo
Nie da się ukryć, że w tym sezonie Sadio Mane znacznie powiększył prywatną kolekcję piłkarskich zdobyczy. Sukcesy drużyn, w których występuje 30-latek, nie mogą jednak całkowicie zamydlić nam oczu. Pamiętajmy, że Złota Piłka, tym razem przyznawana w połowie, a nie na koniec roku, to wciąż nagroda indywidualna. Nawet jeśli Mane zakończy rozgrywki z potrójną koroną, nie będzie można uznać go za najlepszego piłkarza globu. To wciąż za wysokie progi. Nie ta półka, żeby nie powiedzieć, że nawet nie ten sklep.

Beneficjent wielkości kolektywu

Przede wszystkim warto podkreślić, że Mane nie gra na niespotykanym dotąd poziomie. Pod względem liczbowym notuje sezon, jakich wiele - strzelił kilkanaście goli w Premier League, dołożył parę trafień w europejskich pucharach i jeszcze na dokładkę dorzucił kilka asyst. Nic nowego, Senegalczyk dokonywał tego już przed rokiem, a także dwa, trzy i cztery lata temu. Wtedy nawet najwięksi fani jego niewątpliwego talentu nie darli szat, próbując wmówić światu, że należy mu się najcenniejsza statuetka w świecie futbolu. Dlaczego zatem nagle zawodnik, który nigdy nie był na poważnie rozpatrywany do choćby otarcia się o podium Złotej Piłki, miałby skraść show na gali France Football?
Oczywiście, kandydatura Mane jest związana ze zbiegnięciem w czasie sukcesów Senegalu i Liverpoolu. Od razu trzeba jednak zaznaczyć, że zdobycie Pucharu Narodów Afryki to argument bardzo nikły wobec poziomu prezentowanego tam przez większość drużyn. Zresztą gracza Liverpoolu nawet trudno uznać za główną gwiazdę tegorocznego turnieju. Podczas PNA strzelił trzy gole, trafiając przeciwko Burkina Faso, Wyspom Zielonego Przylądka i Zimbabwe (z karnego). Dla porównania, Vincent Aboubakar zakończył imprezę z ośmioma trafieniami. A jednak snajper Al-Nassr chyba nie będzie kolejnym faworytem do zgarnięcia Ballon d’Or.
W dodatku Mane w finale z Egiptem o mało co nie zaprzepaścił marzeń swoich rodaków, bowiem w regulaminowym czasie gry spudłował rzut karny. Przy okazji niedawnego finału FA Cup znów pomylił się z jedenastu metrów, co mogło doprowadzić do porażki Liverpoolu. Kilka tygodni wcześniej podczas decydującego starcia w EFL Cup nie dotrwał nawet do konkursu jedenastek, bo wcześniej został zmieniony po kompletnie bezbarwnym występie. Trzy finały i trzy wpadki 30-latka.
Sprowadzanie sezonu do kilku nieudanych spotkań byłoby pewnego rodzaju przesadą. Jednak to właśnie dotychczasowe finały były jedyną okazją, aby Senegalczyk w ogóle udowodnił, że jest przynajmniej najlepszym zawodnikiem we własnej drużynie. Czy Liverpool poradziłby sobie bez swojej “dziesiątki”? Transfer Luisa Diaza, który z powodzeniem mógłby regularnie grać na lewym skrzydle, udowadnia, że tak. Tymczasem zawodnicy pokroju Virgila van Dijka, Trenta Alexandra-Arnolda, Mohameda Salaha czy nawet Alissona Beckera są niemożliwi do zastąpienia. Niełatwo byłoby nawet wskazać realne alternatywy za któregokolwiek z nich. A bez trudu można sobie wyobrazić prawidłowo funkcjonującą ofensywę Liverpoolu złożoną z Salaha, Diaza i Diogo Joty. Dochodzimy do paradoksu, w który Mane nie jest numerem jeden na Anfield, ale ma walczyć o Złotą Piłkę. Coś tu ewidentnie się nie klei.

Jeden z wielu

- Jeśli Sadio utrzyma obecną formę i pomoże Liverpoolowi w zdobyciu wszystkich trofeów, to będzie najbardziej prawdopodobnym kandydatem do zdobycia Złotej Piłki - stwierdził Jamie Carragher w rozmowie z “The Telegraph”.
Ocierające się o perfekcję wyniki osiągane przez drużynę Juergena Kloppa są jedynym argumentem przemawiającym za kandydaturą Mane. Pod względem indywidualnym, czyli tym teoretycznie najważniejszym przy okazji wyboru najlepszego piłkarza świata, reprezentant Senegalu w żadnym stopniu się nie wyróżnia. Co więcej, można wskazać naprawdę sporą grupę zawodników, którzy od kilku miesięcy osiągają bardziej imponujące liczby.
Nie ma statystyki, w której Mane dystansowałby konkurencję. Podania? W tym sezonie ligowym zanotował dwie asysty, o jedną mniej od Luki Modricia, gdyby Chorwatowi liczyć jedynie podania z meczu przeciwko Levante. Dryblingi? Według danych portalu “FBref.com” Senegalczyk zalicza średnio 1,47 udanego dryblingu na mecz. Ponad połowa skrzydłowych w Europie jest skuteczniejsza w pojedynkach z rywalami. Bramki? Mane zakończył sezon w Premier League z dorobkiem 16 goli. W pięciu najsilniejszych ligach lepszy bilans wykręcili Salah, Harry Kane, Cristiano Ronaldo, Karim Benzema, Iago Aspas, Pierre-Emerick Aubameyang, Vinicius, Raul de Tomas, Robert Lewandowski, Patrik Schick, Erling Haaland, Christopher Nkunku, Anthony Modeste, Ciro Immobile, Dusan Vlahović, Lautaro Martinez, Kylian Mbappe, Wissam Ben-Yedder, Martin Terrier i Moussa Dembele. Wiele rzeczy w świecie można oszukać. Ale suche liczby nigdy nie będą zakłaMane.
Niedawno ogłoszono nominacje do nagrody dla najlepszego gracza Premier League. Wyróżniono ośmiu zawodników, pomijając Sadio Mane. I nie była to jakaś gigantyczna kontrowersja czy dziejowa niesprawiedliwość. Jak napastnik Liverpoolu może rywalizować z Salahem, Kevinem de Bruyne, Joao Cancelo czy Heung-min Sonem, skoro w klasyfikacji kanadyjskiej znalazł się na równi z Jamesem Maddisonem, Michailem Antonio czy Raheemem Sterlingiem? Niedawno portal “Squawka” porównał Mane i Serge’a Gnabry’ego. Niemca prawdopodobnie nie można uznać za jednego z trzech najważniejszych piłkarzy w Bayernie Monachium. A jednak nie odstaje on od rzekomego kandydata do zdobycia Złotej Piłki. Coraz częściej zresztą mówi się o przenosinach Senegalczyka do stolicy Bawarii. Byłby to transferowy hit, ale ewentualna zamian Gnabry’ego na Mane raczej nie byłaby wielkim skokiem jakościowym.

Nie ma prawa pokonać Benzemy

- Jeśli nie nazywasz się Leo Messi lub Cristiano Ronaldo, prawdopodobnie musisz wygrać Ligę Mistrzów, czego jeszcze nie dokonaliśmy. Jeśli nam się to uda, to zobaczymy - stwierdził niedawno Juergen Klopp pytany o szanse Mane na Złotą Piłkę.
Załóżmy teraz, że 28 maja Liverpool pokona Real Madryt i sięgnie po Ligę Mistrzów. Czy ten triumf miałby z automatu wynieść Mane na piedestał, przekreślając szansę Karima Benzemy na zdobycie Złotej Piłki? Pod żadnym pozorem. Jeśli snajper “Królewskich” nie zgarnie tej nagrody, będzie to skandal znacznie większej rangi niż ubiegłoroczny triumf Leo Messiego nad Lewandowskim.
Wynik finału Ligi Mistrzów nie może sprawić, że piłkarskie środowisko zapomni o wyczynach Benzemy, o hattrickach z Chelsea czy PSG, o decydujących zagraniach przeciwko Manchesterowi City, o już historycznej kampanii “Królewskich”, której Francuz jest architektem, budowlańcem i wykończeniowcem. Dość powiedzieć, że lider Realu w tym sezonie europejskich pucharów zdobył tyle samo bramek, co Sadio Mane w Premier League. A tak się przypadkowo składa, że po drodze jeszcze został królem strzelców La Liga.
Ktoś powie, że przecież nie można porównywać strzeleckich dorobków środkowego napastnika ze skrzydłowym. Jak w takim razie wytłumaczyć, że “dziewiątka” Realu częściej drybluje, lepiej kreuje grę i notuje pięć razy więcej asyst od zawodnika Liverpoolu? Benzema w każdym aspekcie piłkarskiego rzemiosła przerasta Mane. I to w tak wyraźny sposób, że zwolennicy przyznania Złotej Piłki temu drugiemu powinni kilkukrotnie zastanowić się, czy na pewno znają się na tej pięknej dyscyplinie sportu, jaką niewątpliwie jest futbol. Największym osiągnięciem Senegalczyka jest, że w ogóle ktoś wpadł na pomysł, by uznać go za równorzędnego rywala dla Benzemy.
Złota Piłka to nagroda dla najlepszego piłkarza, a nie zawodnika z drużyny, która akurat w danym roku wygrała Ligę Mistrzów. Już przed rokiem prowadzono szkodliwą kampanię na rzecz Jorginho. Przecież wygrał Champions League i mistrzostwo Europy, więc definitywnie nikt nie może się z nim równać. I tak, jak Jorginho nigdy nie otarł się nawet o miano najlepszego zawodnika świata, tak teraz Sadio Mane nie był, nie jest i prawdopodobnie nigdy nie zostanie numerem jeden.
Senegalczyk pozostaje ważnym, ale tylko elementem znakomicie funkcjonującej układanki z Anfield. Dzięki temu zdobył w tym sezonie już dwa trofea, a stoi przed szansą, aby jeszcze skompletować wszystko europejskim skalpem w Lidze Mistrzów. 30-latek nie zasłużył jednak na nic więcej niż medale za wspólny wysiłek drużyny. Przyznanie Złotej Piłki zawodnikowi, który w Premier League osiąga liczby na poziomie Michaila Antonio byłoby, wypaczeniem sensu tego plebiscytu.
***
Na relację z finału Ligi Mistrzów zapraszamy w sobotę 28 maja od 20:00. Początek meczu o 21:00.
TUTAJ zaś znajdziecie wszystkie świeżutkie teksty wokół tego wielkiego, piłkarskiego święta. Warto zajrzeć!

Przeczytaj również