Złe sygnały w Liverpoolu. Klopp wisi na jednym piłkarzu. Przebudował zespół, który ciągle ma ten sam problem
Przebudowa Liverpoolu okazała się mniej bolesna niż zakładano, bo nowy środek pomocy od razu zaskoczył, a Mohamed Salah znowu przenosi się w przestrzeni jak latający dywan. Juergen Klopp ewidentnie dźwignął temat, ale dopiero mecz z Arsenalem pokaże, czy ta ekipa potrafić przebijać sufit. Nowy Liverpool od starego różni się tym, że na razie słabo wypada w starciach z czołówką.
Juergen Klopp chce zobaczyć piekło. Znowu pragnie, by rywale, jak niegdyś Etienne Capoue, mówili o Anfield, że to najgorszy stadion świata i że będąc tam na dole, nagle robisz się malutki. Liverpool wygrał w środę z West Hamem 5:1 w Pucharze Ligi, ale nawet po takim meczu, trener “The Reds” narzekał na atmosferę. Jego ekipa w sobotę będzie potrzebowała dodatkowej armii gardeł, tak jak podczas kwietniowego remisu 2:2, gdy przebudzenie w drugiej połowie zatrzęsło Arsenalem i dało Kloppowi nowy początek.
Złe sygnały
Od tamtego momentu piłkarze Kloppa przegrali tylko raz, z Tottenhamem, a gdyby nie sędziowski cyrk, być może nie przegraliby do teraz. Liverpool jest drugi w tabeli, wyszedł z grupy Ligi Europy i zaraz zagra w półfinale Pucharu Ligi. Jego siłą jest to, że mnóstwo goli strzelają zmiennicy - jak Darwin Nunez w starciu z Newcastle (2:1), Luis Diaz przeciwko Luton (1:1) albo Harvey Elliot, którego strzał w końcówce dał zwycięstwo nad Crystal Palace (2:1). Żadna drużyna w tym sezonie tak często nie odwracała losów meczów. Potrafiła dwa razy wygrać w dziesiątkę, a to jak dociska w końcówkach sprawia, że Klopp niedawno pobił rekord Alexa Fergusona pod względem zwycięstw w doliczonym czasie gry.
Ten zespół znowu bucha charakterem, choć można też łatwo odbić piłkę i spytać, czy ta emocjonalna huśtawka nie bierze się z braku kontroli. W meczu z Fulham (4:3) aż do 87. minuty przegrywali 2:3. Remisowali starciach z Chelsea, Brighton, Manchesterem United i Manchesterem City, co pokazuje, że na tle jakościowej kadry nie są jeszcze ekipą, która jak dawniej potrafi narzucić dominację. Odkąd Klopp pojawił się na Anfield w 2015 roku, ma drugi bilans w spotkaniach z historyczną Big Six. To się jednak szybko zmienia, bo w ciągu dwóch ostatnich sezonów wygrał z czołówką jedynie osiem na 24 meczów. Szczególnie starcia z ekipami z Manchesteru wyglądały alarmująco: na Etihad byli wycofani i przestrzeni, a przeciwko “Red Devils” do bólu nieskuteczni.
Salah w centrum wszystkiego
Składa się na to kilka czynników. Pierwszy to zależność od Salaha, bo w pięciu minionych kolejkach Premier League Egipcjanin był jedynym napastnikiem, który strzelał gole. Luis Diaz walczy o odzyskanie formy z początku sezonu, Diogo Jota znowu leczy uraz, Darwin Nunez wykręcił statystykę 24 strzałów w siedmiu ostatnich spotkaniach, w których ani razu nie trafił do siatki. Rzadko oglądamy mecze, w których jedna drużyna oddaje 34 strzały i nie dość, że kończy z zerem, to jeszcze można odnieść wrażenie, iż ani razu na poważnie nie zagroziła bramce Andre Onany. Dwa uderzenia zaliczył Joe Gomez, piłkarz bez bramki w dziesięciu sezonach, co dużo mówi o tym jak rozpaczliwe były to ataki. Pucharowe spotkanie z West Hamem na początku wyglądało podobnie - do czasu, gdy Dominik Szoboszlai wcielił się w otwieracza do konserw.
Pepijn Lijnders, asystent Kloppa, mówił niedawno, żeby nie wyciągać wielkich wniosków na podstawie pierwszej połowy sezonu, bo to jedynie budowanie bazy do tego, co ma dopiero nadejść. Może więc trzeba szukać pozytywów w tym, że Liverpool ma aż 15 strzelców bramek i że nawet niewykorzystywany w tym sezonie Curtis Jones potrafił ostatnio dryblować między obrońcami West Hamu z gracją Salaha. W tym samym meczu świetnie zagrał 20-letni Harvey Elliot. Jakość składu jest spora, a Trent Alexander-Arnold na dobre przystosował się do roli środkowego pomocnika, który przeciwko United wykreował sześć sytuacji strzeleckich. Zabawnie wyglądają dziś słowa Kloppa sprzed dwóch lat po eksperymencie Garetha Southgate’a w meczu z Andorą. “Po co robić pomocnika z najlepszego prawego obrońcy świata?” - pytał Niemiec, co pokazuje, że piłka to nieustanne obalanie dogmatów.
Tajemnica Szoboszlaia
Liverpool przepycha mecze nawet wtedy, gdy kontuzjowany jest Alexis MacAllister. Coraz lepiej wygląda Wataru Endo, a Jarell Quansah, choć miewa jeszcze słabsze momenty, pokazał, że spokojnie może być wartością dodaną w obronie. Gol z West Hamem przyda się też Szoboszlaiowi, który w ostatnim czasie nie błyszczał tak jak na początku sezonu, a przecież to również od jego dyspozycji zależeć będzie w jakim kierunku pomaszeruje Liverpool. Klopp coraz częściej zmienia Węgra w drugich połowach, bo widzi, że spadła jego intensywność. Być może jest to chwilowe. I tutaj też dobrą odpowiedzią będzie spotkanie z Arsenalem, który za pomocą Declana Rice’a narzuca mocne warunki w środku polu.
“The Gunners” nie wygrali na Anfield od 2012 roku, gdy gole strzelali Lukas Podolski i Santi Cazorla, a Mikel Arteta był jeszcze piłkarzem i nawet dostał żółtą kartkę w tym spotkaniu. Arsenal w odróżnieniu od Liverpoolu świetnie radzi sobie w tym sezonie w meczach z Big Six, wygrywając z United i City oraz remisując z Tottenhamem i Chelsea. Wicemistrzowie Anglii są pod tym względem najlepsi w lidze. W dodatku dopiero co ograli Brighton, spychając go tak rozpaczliwej defensywy, jakiej za kadencji Roberto de Zerbiego jeszcze nie widzieliśmy.
Oczywiście, to też nie jest zespół bez wad - te mają odzwierciedlenie choćby w prognozach, które pokazują, że żadna ekipa w tym sezonie nie punktuje ze średnią mistrza Anglii z poprzednich dziesięciu sezonów, która wynosi 91 punktów. Liverpool albo Arsenal, idąc dotychczasową trajektorią, miałyby tych “oczek” ok. 85/86. Również średnia wieku (26.8) jest o rok wyższa niż aktualna średnia “The Reds” (25.9). Klopp, robiąc letnie porządki, odmłodził skład, a ten być może będzie musiał trochę okrzepnąć, by znowu stać się taką maszyną jaką był w sezonach 2018/19 lub 2019/2020.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.