Patologia polskiej piłki. Źle sędziowałeś? PZPN cię za to nagrodzi. A w tle ochrona agresywnych "drwali"
Wygląda na to, że polscy sędziowie nie muszą obawiać się o konsekwencje źle poprowadzonego meczu. Jarosław Przybył, który w ubiegły weekend wpłynął na wynik spotkania Wisły Kraków z Arką Gdynia, “w nagrodę” dostał wyjazd na Ekstraklasę i obsługę VAR-u w hicie 1. ligi. Próżno szukać w tym logiki, rozsądku i szacunku dla drużyn, trenerów czy piłkarzy.
Nie milkną echa rozegranego 30 lipca meczu na szczycie Fortuna I ligi z udziałem Wisły Kraków i Arki Gdynia. “Biała Gwiazda” wygrała to spotkanie 1:0, gdynianie kończyli je w dziewięciu, a po ostatnim gwizdku więcej niż o grze obu zespołów mówiło się o pracy sędziego Jarosława Przybyła. Arbiter szybko stracił kontrolę nad wydarzeniami na boisku i szastał kartkami na prawo i lewo. Paradoksalnie jednak, mimo że Wisła jedynego gola strzeliła z rzutu karnego, to nie za podyktowanie “jedenastki” (słusznej) ani za pierwszą czerwoną kartkę dla piłkarza Arki jest do sędziego najwięcej pretensji.
Ale po kolei.
Piłkarze obu zespołów nie przebierali w środkach od pierwszej minuty meczu. Żółtą kartkę szybko mógł zarobić obrońca z Gdyni, Przemysław Stolc, ale arbiter darował mu przewinienie popełnione niedługo po rozpoczęciu potyczki pod Wawelem. Festiwal kartek rozpoczął się w 25. minucie. Wówczas o piłkę walczyli Kacper Duda z pomocnikiem Arki, Christianem Alemanem. Obaj mimo upadku byli zainteresowani dalszą grą, lecz wtedy do Alemana podbiegł Ivan Jelić Balta, który wprawdzie nie brał udziału w tej akcji, ale postanowił z impetem popchnąć będącego na klęczkach Ekwadorczyka. Ten się przewrócił, jednak natychmiast wstał i wściekły rzucił się na Baltę z pięściami, uderzając go w okolice szyi. Zawodnik Wisły padł jak rażony piorunem, złapał się za głowę (?), a sędzia Przybył nie miał wątpliwości. Alemana wyrzucił z boiska, a Jelicia Baltę ukarał żółtą kartką.
Decyzja o wykluczeniu Ekwadorczyka się oczywiście broni, bo nie można tak zachowywać się na boisku, nawet jeśli rywale notorycznie cię prowokują, zaczepiają i popychają, gdy ty wyróżniasz się niebanalną techniką i umiejętnościami przerastającymi poziom rozgrywek.
Jelić Balta został zapewne oszczędzony, gdyż był mniej agresywny od przeciwnika. To zdarzenie stanowiło jednak bezpośrednią przyczynę następnych kontrowersyjnych sytuacji, w których nie poradził sobie ekstraklasowy arbiter z Kluczborka.
Tuż przed zakończeniem pierwszej połowy Jelić Balta stracił piłkę w okolicach własnego pola karnego na rzecz Sebastiana Milewskiego, po czym go sfaulował - złapał w pół i powalił na ziemię. Gdyby nie ta interwencja, Milewski wjechałby w pole karne Wisły. Balta popełnił zatem klasyczny faul taktyczny, a co więcej, po gwizdku odkopnął jeszcze futbolówkę. Mając na koncie żółtą kartkę, zapracował więc na dwie kolejne. Jarosław Przybył nie dał mu jednak żadnego “kartonika”. Absurd/
Kartkę zarobił za to kapitan Arki, Michał Marcjanik, który próbował dowiedzieć się, dlaczego Jelić Balta nie został wykluczony.
Na przerwę obie drużyny zeszły więc przy wyniku 0:0 i stanie liczbowym 11 na 10 dla Wisły. Niedługo później zrobiło się już na 11 na 9. Wspomniany Marcjanik ręką w polu karnym zatrzymał strzał Mateusza Młyńskiego. Po wideoweryfikacji Przybył wskazał na “wapno” oraz wręczył kapitanowi gdynian, tym razem słuszną, żółtą kartkę i w konsekwencji odesłał do szatni. Do wyrzucenia “Marcjana” z boiska nie doszłoby jednak, gdyby nie błędy arbitra sprzed przerwy. Jeżeli Jarosław Przybył zgodnie z przepisami dałby w 45. minucie kartkę Jeliciowi, swojego napomnienia nie otrzymałby Marcjanik. W efekcie czego - sprokurowanie “jedenastki” nie spowodowałoby jego wykluczenia.
Wisła rzut karny wykorzystała i dowiozła prowadzenie do końca. Kontrowersje sędziowskie jednak nie ustały. W końcówce jeden z piłkarzy Arki zarobił kartkę za… odkopnięcie piłki po gwizdku. Czyli dokładnie za to, za co nie został ukarany w 45. minucie Jelić Balta. Totalny brak konsekwencji i wyczucia. Podsumowaniem występu głównego arbitra była sytuacja z doliczonego czasu gry, gdy zawodnik Wisły Bartosz Jaroch ciosem kung-fu, niczym kiedyś Michał Pazdan w barwach reprezentacji Polski, powalił na ziemię Mateusza Żebrowskiego. Werdykt? Żółta kartka. Mimo że “Żebro” mógł doznał naprawdę poważnej kontuzji.
Reasumując, swoim sędziowaniem Jarosław Przybył wpłynął na wynik meczu. O ile kartka dla Alemana i rzut karny były słusznymi decyzjami, o tyle inne błędy arbitra w znacznym stopniu zmieniły obraz gry. Arka została skrzywdzona, na co zwrócił uwagę zwykle oszczędny w ocenie pracy sędziów trener Ryszard Tarasiewicz.
- Uważam, że Jelić Balta także powinien zostać wykluczony z gry za faul na Milewskim. Marcjanik jest kapitanem i ma prawo [do dyskusji]. A miał rację. Nie powinien otrzymać też pierwszej żółtej kartki - mówił. - Wisła Kraków jest zbyt dobrym zespołem, by miał pomoc ze strony sędziego. Miejsce Wisły jest w Ekstraklasie, ale uważam, że Wisła sama sobie poradzi - irytował się Tarasiewicz.
- Dawno się nie wypowiadałem na temat sędziów, staram się być bardzo obiektywny, naprawdę. Powiedzmy sobie szczerze: nie pierwszy raz, gdzie takie coś ma miejsce w Gdyni czy na wyjazdach. Coś jest nie tak. Nie wolno niweczyć [gry] takimi decyzjami - podkreślał Tarasiewicz.
Szkoleniowiec mógł mieć na myśli choćby sytuację z wiosny tego roku, gdy Arka straciła zwycięstwo z GKS-em Katowice na własnym boisku po rzucie karnym dla rywali podyktowanym w 94. minucie przez Wojciecha Mycia. Faulu nie było, co przyznał sam arbiter, dzwoniąc później do Gdyni z przeprosinami. Dwa punkty stracone przez gdynian z GKS-em wpłynęły na końcową tabelę, bo “Żółto-niebiescy” finiszowali zaledwie “oczko” za Widzewem Łódź. Tarasiewicz mówił też o pracy sędziów przed jutrzejszym, piątkowym starciu z Sandecją:
Klub zareagował
Władze Arki nie siedziały bezczynnie po zakończonym spotkaniu w Krakowie. Klub złożył wniosek do Kolegium Sędziów PZPN w sprawie meczu z Wisłą, oczekując zajęcia przez to gremium stanowiska ws. pracy Jarosława Przybyła. Prezes Michał Kołakowski zawarł w piśmie wszystkie wątpliwości przytoczone wyżej w niniejszym artykule - od braku wykluczenia z boiska Jelicia Balty, przez pierwszą kartkę Marcjanika, aż po brutalny faul Jarocha na Żebrowskim.
Przy okazji Arka ujawniła, jak arbiter zaprotokołował pierwszą kartkę kapitana gdynian. Otóż Marcjanika ukarano za… “niesportowe podbiegnięcie do sędziego”.
Gdynianie przy okazji złożyli też odwołanie do Komisji Dyscyplinarnej PZPN ws. pierwszej kartki Marcjanika.
Tędy droga
Trzeba przyznać, że władze Arki swoim postępowaniem pokazały “cojones”. W polskiej piłce kluby zdecydowanie zbyt rzadko reagują na niewłaściwą pracę sędziów. Oczywiście, wszystko musi mieścić się w granicach prawa i kultury, ale miejmy nadzieję, że inni także będą chodzić śladami gdynian. Jeśli chcemy, by nasz futbol był poważny i rósł w siłę, zyskiwał na poziomie, to sędziowie nie mogą być bezkarni. Nie mogą popełniać błędów i nie ponosić za nie żadnych zawodowych konsekwencji. Teraz skrzywdzono Arkę, zaraz może to być Wisła, GKS Tychy, ŁKS czy inne kluby pierwszoligowe oraz ekstraklasowe. Gdynianie stracili punkty i złożyli pismo, PZPN siedzi cicho, a Jarosław Przybył, jak gdyby nigdy nic, zaraz uda się sędziować kolejne mecze. Właśnie desygnowano go do Mielca na piątkowe starcie Stali z Cracovią. W sobotę zaś arbiter z Kluczborka będzie… obsługiwał VAR w hicie I ligi pomiędzy GKS-em Katowice a Zagłębiem Sosnowiec. Nie ma co, fantastyczna i adekwatna nagroda za sędziowanie w Krakowie. Śmiechu warte.
Tym samym PZPN wysyła sygnał innym sędziom: sędziujcie jak chcecie, sędziować i tak będziecie. Próżno szukać w tym logiki, rozsądku i szacunku dla drużyn, trenerów czy piłkarzy. Warto więc docenić postawę Arki i trenera Tarasiewicza, który otwarcie, z sensem, kulturą i rozsądkiem punktuje sędziowskie pomyłki. Wygląda na to, że nic się nie zmieniło mimo objęcia stanowiska szefa arbitrów przez Tomasza Mikulskiego w miejsce krytykowanego wszem i wobec Zbigniewa Przesmyckiego.
Jesteś dobry? Twoja strata (zdrowia)
Na koniec nie sposób pominąć tego, w jaki sposób Christian Aleman stracił nad sobą panowanie i z furią wystartował do Jelicia Balty z pięściami. Ekwadorczyk to piłkarz ze świetną techniką, z innego świata, nie pasujący stylem gry do standardowej, pierwszoligowej kopaniny. Umiejętności predestynują do go występów w Ekstraklasie. Niestety, na boiskach Fortuna I ligi zawodnicy jego pokroju mają, mówiąc wprost, przechlapane. Zanim Aleman zaatakował Baltę, był przez niego i innych wiślaków notorycznie prowokowany, kopany, zaczepiany, wyprowadzany z równowagi. To zjawisko obecne właściwie w każdym spotkaniu gdynian. Doskonały technicznie Aleman jest narażony na kontuzje, bo non stop pada ofiarą agresywnej gry ze strony przeciwników. Zresztą, Ekwadorczyk służy tutaj jako przykład. Żaden pierwszoligowy “stylista”, a takich mimo wszystko nie brakuje, nie może czuć się pewnie, bo sędziowie w żaden sposób tego typu piłkarzy nie chronią. I jeśli arbitrzy dalej będą pozwalać na ostre zagrywki wobec zawodników, których warto chronić, to coraz częściej będą im puszczać nerwy. Dziś Aleman, jutro nie wytrzyma inny technik, ot choćby znakomity Kacper Duda z Wisły.
Wiślacy powinni zresztą doskonale wiedzieć jak to jest, gdy rywal stosuje brudne zagrywki. Zanim zagrali z Arką, mierzyli się bowiem z Resovią. Resovią, której wyróżniającą się postacią jest Bartosz Kwiecień, notabene były gracz gdynian, pożegnany przez nich po kilku miesiącach gry jesienią 2020 roku. Kwiecień wyróżnia się idiotyczną, brutalną i agresywną grą. Z Wisłą tak zawzięcie polował na nogi rywali, że z rozpędu… ostro sfaulował kolegę z drużyny, Rubena Hoogenhouta. Załatwił mu tym samym miesiąc pauzy. Nic to Kwietnia nie nauczyło, bo przeciwko Sandecji był równie brutalny, szybko zarobił żółtą kartkę i spowodował kontuzję jednego z rywali. Z boiska nie wyleciał ani przeciwko Wiśle, ani przeciwko Sandecji.
Dalej chrońmy Kwietniów, a nie Alemanów, to ta liga daleko nie zajedzie. Można ją ładnie opakować (choć i z tym Polsat ma problem), ale tak długo, jak sędziowie nie zmienią własnego nastawienia i w dodatku nie będą wyciągane konsekwencje wobec ich pomyłek, tak niewiele się zmieni. A trenerzy zaraz będą wystawiać do gry "drwali", bo to bardziej opłacalne - jeśli nie ma ochrony techników, ci zaczną być odrzucani.
Tym większe brawa dla Arki Gdynia i Ryszarda Tarasiewicza. Warto walczyć o swoje i piętnować patologie polskiej piłki. Powinni o tym pamiętać kibice wszystkich klubów, także krakowskiej Wisły, która cierpiała na błędach arbitrów wiosną, gdy spadała z Ekstraklasy. Wszyscy jadą na tym samym wózku.