Zgasł czar znanego trenera. Brutalne zderzenie z rzeczywistością. "Nie ma planu B"

Zgasł czar znanego trenera. Brutalne zderzenie z rzeczywistością. "Nie ma planu B"
IMAGO / pressfocus
Paweł - Grabowski
Paweł GrabowskiWczoraj · 15:10
Tottenham Hotspur nadal trzyma się dziesiątki najbogatszych klubów świata, ale odpadnięcie z dwóch pucharów w ciągu czterech dni pokazuje, że ten klub już dawno zgubił mapę. Zniknął też czar Ange’a Postecoglou - zresztą Australijczyk sam stał się więźniem swoich wypowiedzi, powtarzając kibicom, że w drugich sezonach zawsze wygrywa trofeum. Nie ma w Europie drugiego zespołu, który tak mocno przywalił w ścianę.
W niedzielę znowu próbowali machać szabelką, mając w składzie nastolatków, bo przecież liczba kontuzjowanych graczy funkcjonuje w zapisie dwucyfrowym. Postecoglou w przerwie zdjął 17-letniego Mikey’a Moore’a, widząc, że nic dobrego z tego nie wyniknie. 18-letni Archie Gray kolejny mecz zagrał na środku obrony, a ofensywę próbowali rozruszać 19-latkowie: Mathys Tel i Lucas Bergvall. Tak skrojona jedenastka nie miała prawa postawić się Aston Villi w Pucharze Anglii. Tottenham przegrał 1:2 i jeszcze bardziej pogłębił dół, który kopie od początku sezonu. Od sierpnia, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, przegrał aż 16 razy.
Dalsza część tekstu pod wideo

Utopione koszty

Postecoglou pracuje w Londynie już ponad półtora roku. Ten okres można podzielić na fantastyczny wzlot, kiedy w pierwszych dziesięciu meczach Premier League zdobył 26 punktów. Został też pierwszym trenerem w historii ligi, który zaczął pracę od trzech statuetek menedżera miesiąca. Był Ikarem, który chciał za bardzo zbliżyć się do słońca, a dziś spada i wydaje się, że będzie tylko przyspieszał. Ostatni rok to nieustanne szukanie złotego środka - balansowanie na krawędziach, które od jesieni wydaje się nie mieć sensu. Tottenham gra tak, jakby sam sobie strzelał gole. Wystarczy spojrzeć na ich dwa ostatnie mecze z Liverpoolem, gdzie w sumie stracili dziesięć bramek.
Daniel Levy, prezes “Spurs”, zwalniał już trenerów będących w lepszym położeniu. Za Postecoglou nie przemawia ani liga (14. miejsce), ani puchary, do których tak się odwoływał. Właśnie za jednym zamachem odpadł z Pucharu Ligi i Puchar Anglii. Zostaje jeszcze Liga Europy i nadzieję, że najbliższe dwa tygodnie bez grania w środku tygodnia pozwolą drużynie złapać nowy oddech. Z drugiej strony w kalendarzu jak byk stoją już Manchester United, Manchester City i rewelacja tego sezonu Bournemouth. Na razie chyba tylko brak alternatywy, ewentualnie efekt utopionych kosztów powoduje, że Postecoglou ciągle trzyma się jeszcze poręczy i nie daje zdmuchnąć ze statku.

Paniczne ruchy

Niedawno kibice Tottenhamu wywiesili w Londynie transparent pt. “24 lata, 16 menedżerów, 1 trofeum”. Wielu z nich ma świadomość, że to nie trener jest największym problemem tego klubu. Zresztą ostatni szkoleniowcy zwolnieni przez Daniela Levy’ego, czyli Antonio Conte i Nuno Espirito Santo, świetnie odnaleźli się w kolejnych klubach (Napoli i Nottingham Forest). Postecoglou, nawet jeśli zostanie zwolniony, to pewnie też długo nie zostanie na bezrobociu. Dał się poznać jako jedna z ciekawszych postaci całej ligi - człowiek niezwykle inteligentny, barwny, umiejący zjednywać ludzi i dopiero, kiedy przytłoczyły go porażki, stracił magię “Big Ange’a”. Z drugiej strony: który menedżer udźwignąłby ciężar najlepszej ligi świata z tak potwornie wielką listą kontuzji?
Australijczyk w tym momencie nie ma jedenastu piłkarzy, z czego siedmiu to gracze podstawowej jedenastki. Nawet, kiedy wrócił niedawno Richarlison, to za chwilę znowu wypadł, zostawiając “Spurs” bez ani jednego środkowego napastnika. Oczywiście, inne zespoły też walczą z urazami, ale nigdzie nie ma to tak wielkiego znamiona plagi jak w Londynie. W normalnych okolicznościach Spurs 21-letniego bramkarza Antonina Kinsky’ego ściągnęli by dopiero latem. Ten transfer został zrobiony jednak już teraz, a Czech od razu rzucony został na głęboką wodę, choć jeszcze rok temu bronił w FK Pardubice. Postecoglou rzeźbi jak może, ale frustracja w jego zespole coraz mocniej bije po oczach.

Mentalne niziny

Tottenham w ciągu półtora roku przebył drogę od drużyny pressującej jakby jutra miało nie być do takiej, którą leją wszyscy. Postecoglou jest taktycznym dogmatykiem. Kiedy miał odpowiednich piłkarzy do dyspozycji, był w stanie wyciskać na maksa ich potencjał i notował świetny początek w Premier League. Ale, gdy zaczęły się problemy, nie potrafił wymyślić planu B. Jego drużyna często nie potrafi kontrolować meczów, odpuszcza końcówki albo sypie się jak domek z kart, gdy rywal narzuca reguły. Mecz z Aston Villą pokazał, że nie ma tam tak charakternych ludzi jak John McGinn - wojownik ze Szkocji, który swoją determinacją potrafi pobudzać zespół.
Kryzys Tottenhamu to też kryzys liderów. Heung-min Son rozgrywa dziesiąty sezon w Londynie i ewidentnie zalicza równię pochyłą. Nie jest już piłkarzem, który w trudnych momentach dokonuje niemożliwego. Niedawno przedłużył umowę do 2026 roku, ale widać, że gaśnie i że tej drużynie przydałoby się nowe przywództwo. Nie zmienią tego nowe nabytki, jak Kevin Danso, czy Mathys Tel. Tottenham w ostatnich latach wybudował supernowoczesny stadion i piękną bazę treningową, ale pod względem mentalności został w blokach. Ostatnie trofeum wygrał w 2008 roku, a 14. miejsce w lidze miał 21 lat temu. To może być potwornie zły sezon, jeśli nagle nie nastąpi twardy reset.

Zderzenie z rzeczywistością

Trudno jednak oczekiwać jakiegoś niespodziewanego zrywu - chociaż takie się zdarzają, bo przecież to Tottenham ograł Manchester City 4:0. Tej drużynie brakuje jednak powtarzalności, dłuższej serii, która pozwoliłaby zbudować pewność siebie poszczególnych jednostek. W ostatnich latach Spurs dorobili się różnych łatek i przezwisk, ale ta najnowsza pt. “Doktor Tottenham” niestety też nie wzięła się z niczego. Londyńczycy uleczyli w tym sezonie m.in. Ipswich i Crystal Palace, które wcześniej nie mogły z nikim wygrać. To również na Tottenhamie beznadziejną passę porażek przerwało Leicester.
Postecoglou w swoim upartym pomyśle na grę przypomina trochę Russella Martina z Southampton, którego oczywiście w zespole “Świętych” już nie ma. W tej lidze nie ma czasu na nadzieje i zapowiedzi lepszego jutra, bo rzeczywistość uderza teraz. Mauricio Pochettino, Martin Jol i Harry Redknapp - to trzech najlepszych trenerów “Spurs” w ostatnich trzech dekadach. Żaden z nich nie wygrał trofeum, co pokazuje, że Postecoglou odważnie ruszył na podbój szczytu, który zwykle okazuje się cmentarzyskiem trenerów.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.

Przeczytaj również